Adam Przechrzta – Adept – Recenzja


Alternatywna wersja XX wieku. Imperium Rosyjskie ma pod panowaniem sporą część Europy, w tym Polskę. Tymczasem w najważniejszych miastach świata pojawiają się tajemnicze enklawy. Miejsca zamieszkane przez dzikie bestie i demony. Przed ich ekspansją w głąb ludzkich osiedli powstrzymują je jedynie srebrne mury i żołnierze. Świat się zmienia. Magia zaczyna działać, a dotychczasowe przesądy i klechdy stają się faktem. Zaintrygowani? Wierzcie mi, jest co czytać! – Zapraszam do recenzji książki Adept.

„Historyk, doktor nauk humanistycznych, pedagog, autor artykułów na temat historii, walki nożem i okinawańskiego karate” – czytamy na temat Adama Przechrzty na stronie Fabryki Słów. Muszę przyznać, że to moje pierwsze spotkanie z tym autorem i mocno ujął mnie za serce. Cykl Materia Prima, którego pierwszy tom chcę tu zrecenzować, to tylko wierzchołek góry lodowej w jego dorobku. Wśród innych pozycji warty uwagi można wymienić chociażby Gambit Wielkopolskiego czy cykl o Razumowskim.

Adam Przechrzta portret czarno-biały
Adam Przechrzta.

Gospodin ałchimik

Jak można się domyślić z listy dzieł Przechrzty, pisze on głównie o wojnie, a rozlew krwi nie jest mu obcy. Czy jednak książkę Adept trzeba koniecznie przypisać do nurty fantastyki wojennej? I tak, i nie. To powieść, która w świetny sposób łączy ze sobą różne wątki i w postmodernistycznym tonie bawi się konwencją. Z jednej strony mamy tu szczyptę magii, zaklęć i potworów. Nie zdziwiłbym się, gdyby na kartach kolejnych tomów pojawiła się postać nieco uwspółcześnionego wiedźmina. „Noszą przy pasie dwa rewolwery. Ze srebrnymi kulami na potwory. Z ołowiem – na ludzi”. Z drugiej sporo tu polityki, jednak w jej najlepszym wydaniu. Nie musimy czytać długich na kilka stron traktatów o tym, kto trzyma z kim i dlaczego. To zupełnie nie ten nurt fantastyki. Zamiast tego powoli wkraczamy w świat coraz poważniejszych graczy i coraz bardziej złożonych rozgrywek. Krok za krokiem, razem z Rudnickiem. Właśnie, Rudnicki…

Głównym bohaterem powieści jest polski alchemik, Olaf Rudnicki. Poznajemy go w chwili, w której plądruje warszawską enklawę w poszukiwaniu tajemnych ingrediencji, dzięki którym jego lekarstwa i mikstury będą działać. I od razu uprzedzam: nie jest to typowy nastoletni bohater bez charakteru, który dopiero zdobywa pozycję w świecie. Ma trzydziestkę na karku, zna się na swojej robocie, stroni od polityki, a i przeklnie niekiedy. Da się go lubić! Zresztą cudowna okładka  książki Adept spod znaku Dark Crayon świetnie prezentuje Rudnickiego.

Wasze wysokobłagorodie

W zwiedzaniu uniwersum wykreowanemu przez Przechrztę czytelnikowi towarzyszyć będzie nie tylko Rudnicki. Drugim bohaterem powieści jest Samarin, oficer elitarnej carskiej gwardii. Poznajemy go w chwili… cóż, w tej samej, co naszego alchemika. Można powiedzieć, że oboje ratują sobie w enklawie życie. Polak wykorzystuje swoją wiedzę na temat tego niebezpiecznego, pełnego magii świata, a Rosjanie zapewniają siłę ognia. Później schemat ten będzie powielany, choć w nieco innych konfiguracjach. Wielokrotnie Rudnicki okaże się naiwny w konfrontacji z aparatem władzy i tylko dzięki pomocy swojego nowego przyjaciela wyjdzie z zamieszania obronną ręką.

Rosyjski akcent jest zresztą sporym plusem tej książki. I nie chodzi tu o stereotypowych Rosjan z butelką wódki przy boku, a imperialnych żandarmów uwikłanych w spiski i powikłane sieci powiązań. Znaleźć tu można naprawdę wiele ciekawych postaci, o których czytało mi się z prawdziwą przyjemnością. Tak, to z pewnością relacje międzyludzkie, swoisty, nieco steampunkowy klimat i lekkość pióra Przechrzty przesądziły o takim sukcesie książki Adept. Czas spędzony z tą pozycją uciekał mi jak przez palce i z chęcią sięgnę po kolejne tomu cyklu.

Podsumowując

Proza Przechrzty jest lekka, sympatyczna i wciągająca. Powinna spodobać się wszystkim, którzy lubią w fantastyce wątki militarne bądź polityczne. Przypadnie do gustu fanom historii, miłośnikom alchemii i – co najważniejsze – osobom ceniącym sobie dobrze napisanych bohaterów.

Niestety, jak w każdej książce, można znaleźć tu pewne zgrzyty. Mam w sumie dwa zarzuty. Pierwszy prosty: niekiedy łańcuch przyczynowo-skutkowy jest zbyt luźny. Autor zbyt dużo pozostawił przypadkowi, a jego intrygi mogłyby być szyte nieco subtelniejszymi nićmi. Nie jest to jednak coś, co przeszkadza w czytaniu. Ot, niektóre rzeczy trzeba przyjąć na wiarę.

Drugi zarzut jest poważniejszy i wydaje mi się, że może odrzucić od Przechrzty jakąś część potencjalnych czytelników. To zbytnia… poufałość? Familiarność między postaciami? Znacie te momenty, w których wasi ulubieni bohaterowie w końcu się spotykają i po pełnej napięcia rozmowie zaczynają sobie ufać, a następnie stają się sojusznikami? To ciepłe uczucie w środku, gdy wreszcie wszystko zaczyna zmierzać w dobrym kierunku? Cóż, w Adepcie takie sceny mają miejsce raz za razem. Rudnickiemu i Samarinowi non stop przytrafiają się sytuacje, dzięki którym mogą zyskać nowych przyjaciół. Najpierw nieco mnie to drażniło, później przywykłem, by ostatecznie uderzyło mnie to z potrojoną siłą gdzieś w okolicach trzysta pięćdziesiątej strony, gdy gospodin ałchimik… no, może bez spoilerów!

Mimo tych drobnych przytyków proza Przechrzty wydaje mi się stać bardzo wysoko wśród innych fantastycznych lektur na naszym rodzimym rynku. Czy sięgnę po więcej? Zdecydowanie! Czy będę zadowolony? Pewnie tak. Ostatecznie autor ma świetne pióro, a jego postacie mają w sobie prawdziwy magnetyzm. Danie Przechrzcie szansy i sięgnięcie po jego powieść było świetną decyzją.

A jeśli interesują was najlepsze książki fantasy, sprawdźcie koniecznie: DLACZEGO NEIL GAIMAN TO GENIUSZ FANTASTYKI?

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Najlepsze pomysły na prezent dla gracza!
Następny Pajęcza głowa - recenzja nowego filmu od Netflixa