Kilka podstawowych informacji o grze Cthulhu: Death May Die – Strach Przed Nieznanym:
Portal Games kontynuuje wydawniczą passę i nie odpuszcza lubianych hiciorów. Cthulhu: Death May Die – Strach Przed Nieznanym to nowy dodatek dla starych wyjadaczy lub równie dobrze podstawka dla nowicjuszy w tym świecie pełnym mitów i historii rodem z kart powieści Lovecrafta. Tak, tak – sam tytuł Cthulhu już mówi nam sporo co tu będziemy robić. Gra z gatunku ameritrash, do tego kooperacja – grupa śmiałków chodzi po planszy, bije się z potworami i próbuje oszaleć tylko troszkę. Badamy mity i dziwne pogłoski, a naszym celem jest powstrzymanie rytuału mającego na celu przywołanie tego złego.
Dla fanów prozy Lovecrafta – miodzio. Dla wszystkich innych – eee, gdzie tu sens, gdzie logika. Żarty na bok – Cthulhu: Death May Die pod względem oprawy rozgrywki może się podobać. Jest tu klimacik nieznanego i niewypowiedzianego, który tak lubimy w Lovrcaftowych pozycjach.
Bardzo mi się podoba podejście do regrywalności. Na początku wybieramy jednego z przedwiecznych, z którymi będziemy się mierzyć. Do dyspozycji mamy dwóch – TSATHOGGUA i AZATHOTHA, ale jeżeli posiadamy inne pudełka z serii to nasza pula się zwiększa. Następnie wybieramy jeden ze scenariuszy określający co w ogóle będziemy robić podczas rozgrywki. Czasami tworzy to tak dziwne i pokręcone kombinacje, że gra może być prościutka i diabelnie trudna. Mamy ulubionego przedwiecznego – ok, zabawa z różnymi scenariuszami może nas zaskoczyć. Regrywalność mocno na plus!
Po wybraniu badaczy i zapoznaniu się z celami naszego scenariusza reszta rozgrywki to już znane z innych gier CMON chodzenie pomiędzy lokacjami, odpoczynek, walka przy pomocy kostek, czy wymiana się sprzętem. Nic szczególnego, nic ciekawego, ale jakoś nie nuży podczas rozgrywki. Bardzo ciekawie prezentuje się za to mechanika szaleństwa. Na torze będziemy awansować przed całą grę, ale nie chcemy znaleźć się na jego końcu. Awanse dają nam jednak nowe umiejętności, które rozwijają naszą postać i bez których raczej trudno będzie nam przetrwać i wygrać. Poczytalność będziemy tracić z różnych względów, najczęściej podczas rzutów kostkami. Prowadzi to do balansowania podczas rozgrywki – w praktyce jest to naprawdę ciekawe i emocjonujące.
Inny ciekawy patent to karty odkryć, które możemy zdobyć, gdy nie walczymy. Karty mają dwie strony, ale to nie znaczy, że jedna jest zła, a druga dobra. Każda z nich ma jakieś plusy i minusy, a my musimy wybrać. Bardzo fajny smaczek, który dodaje decyzyjności i dobrze się wpasowuje w klimat całej gry. Relikty, specjalne karty umiejętności wprowadzone akurat w tej odsłonie również trafiły w moje gusta. Karty są dwustronne i w momencie osiągnięcia wymaganej pozycji na torze poczytalności odwracamy je na drugą, mroczną stronę. Im człowiek bardziej szalony, tym zdolności mocniejsze – Lovecraft!
Cthulhu: Death May Die to gra prosta w swoich założeniach, ale dająca sporo przestrzeni na przemyślenia i przeklinanie pecha. Sporo tutaj losowości (kostki), ale jeżeli szukacie luźnej turlanki z fantastycznym klimatem, a Zombicide nie trafiło w Wasze gusta, to Cthulhu jest bardziej poważnym tytułem z większą głębią. Wszystko tu gra i działa.
Gra jest prosta w swoich założeniach, ale klimat mitów i przedwiecznych powiązany ze sporym balansowaniem i licznymi wyborami podczas rozgrywki trafił w moje gusta. Żałuję jedynie, że dopiero teraz sięgnąłem po serię gier z Cthulhu: Death May Die. Dla starych wyjadaczy – może nie znajdziecie tu oszałamiającej zawartości, ale jest solidnie i pudełko dostarczy wam tonę nowej grywalności do ulubionej serii. Dla osób, które nie grały – jeżeli szukacie ameritrasha pełną gębą z wiaderkiem kostek oraz prostym, ale wciągającym gamę Playem – bierzcie w ciemno. Rozumiem fenomen tej gry i świadomie jestem skłonny dać pochłonąć się temu szaleństwu! Cthulhu fhtag’n!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Portal Games za przekazanie gry do recenzji.
Może zainteresuje Cię nasza recenzja gry Voidfall?
Cthulhu: Death May Die – Strach przed nieznanym do kupienia tutaj.
Brak komentarzy