Czarna wdowa – recenzja – James Bond od Marvela. Z wódką, nie martini


Czarna wdowa to film, na który czekałam z niecierpliwością. Zapowiadany był od lat, sugerowane były nam wydarzenia i niektóre wątki. Ze względu na pandemię premiera przekładana była trzy razy. Ostatecznie doczekaliśmy się, zaliczyliśmy seans i…

i im dłużej o tym myślę, mam coraz bardziej mieszane uczucia. Ale zacznijmy od początku. Kim właściwie jest czarna wdowa?

Natasha Romanoff jest szpiegiem rosyjskiego pochodzenia, agentką Tarczy i jednym z członków głównej ekipy Avengersów. Portretowana jest przez Scarlett Johansson, poczynając od drugiego Iron Mana możemy obserwować ją w łącznie dziewięciu filmach MCU. Słynie ze swojej zdolności do walki wręcz oraz – prześmiewanej w filmie – charakterystycznej pozy przed walką

Recenzja może zawierać istotne spoilery fabularne.

czarna wdowa

Sceny początkowe pokazują życie Nat w młodości. Jest rok 1995 w Stanie Ohio, gdzie dziewczyna żyje ze swoimi rodzicami i siostrą Yeleną. Jak się później okazuje, mama i tata są rosysjkimi szpiegami wysłanymi do USA na kilkuletnią misję wraz z „córkami”, które mają służyć za przykrywkę normalnego życia. Coś jednak idzie nie tak i „rodzina” zmuszona jest wrócić do Rosji. Na lotnisku w Kubie charakterna Nat zwraca na siebie uwagę Generała Dreykova, co w późniejszym czasie nie do końca wyjdzie jej na dobre. Natasha i Yelena zostają rozdzielone, jednak docelowo przeniesione są w jedno miejsce – trafiają do Czerwonego Pokoju.

Czerwony Pokój jest niczym innym jak ośrodkiem szkoleniowym Dreykova do szkolenia Czarnych Wdów – kobiet, które odwalają za niego brudną robotę. Zabierane są za młodu (też za dziecka), poddawane surowemu i okrutnemu szkoleniu i przyuczane do roli zabójczyń. Pozbawiane są także części narządów płciowych, tak aby pozbawić ich możliwości posiadania dzieci. Aha, wszystko jest top – secret. Jako agentka Tarczy Nat wysadza budynek, w którym znajduje się Generał, zabijając także jego córkę.

Czarna Wdowa

Kilkanaście lat później, po wydarzeniach Wojny Bohaterów, Natasha jest zbiegiem i znajduje schronienie w Norwegii. W międzyczasie jej siostra – w dalszym ciągu sterowana przez program Dreykova – znajduje się na misji. Przy próbie odbicia pakunku z rąk celu wchodzi w kontakt z Czerwonym Pyłem, który unicestwia chemiczne zmiany w jej mózgu spowodowane szkoleniem Wdów. Ostatecznie obie „siostry” wchodzą ze sobą w ponowny kontakt. Po zaciętej walce, która swoją drogą była jedną z milszych scen walki w filmie, dochodzą do porozumienia. Generał Dreykov żyje i w dalszym ciągu szkoli swoje Wdowy w niemożliwym do zlokalizowania ośrodku.

I trafiło nam się family reunion – Nat i Yelena uwalniają z więzienia „ojca”. Jego postać też jest niezwykle fascynująca – to pierwszy superżołnierz, także oszukany przez generała. Miał zostać jedynym na świecie takim żołnierzem, sam chciał być sławniejszy niż Kapitan Ameryka. Dreykov po nieudanej misji w Ohio, zamknął go w więzieniu na dożywocie. Tam z kolei był sławą w siłowaniu się na rękę. Z kolei „matka” dziewczyn to także wyszkolona Czarna Wdowa, obecnie pracuje dla generała i testuje na świniach różnego rodzaju chemiczne sztuczki. Rodzinne zebranie stało się niezwykle płaczliwym wydarzeniem, aczkolwiek absolutnie mnie nie znudziły sceny w domu Meliny. Momentami było nawet śmiesznie, kiedy to nasz superżołnierz próbował wcisnąć się w swój dawny strój superbohatera o nazwie Red Guardian. Sam aktor powiedział o swojej postaci, że jest jednocześnie komiczną i tragiczną postacią, z czym nie mogę się nie zgodzić. Ostatecznie jednak staje do walki w sposób – według siebie – najlepszy.

Czarna Wdowa

Im bliżej końca, tym więcej dostaliśmy podstępów, scen walk, wybuchów i zniszczeń. Generał Dreykov stanął twarzą w twarz z Natashą, bez wahania wyjawił jej swój plan władzy nad światem i w pełni świadomy, że nie zrobi mu krzywdy, śmiał się jej w twarz. Przez lata opracowywał coś w stylu osłony feromonowej – kiedy Wdowy czują jego zapach, nie są w stanie zrobić mu krzywdy. Możecie się tylko domyślić, co zrobiła Natasha żeby zabić swojego największego wroga.

Cały film nie mogłam oprzeć się pewnej myśli. Czułam głęboką inspirację filmami z agentem 007. Uczucie spotęgował fakt, że ukrywająca się Nat oglądała Moonrakera, czyli film o Jamesie Bondzie. I od tamtej pory, w początkowej części filmu, podobieństwa zaczęły ujawniać się same. Wiecie, co odróżnia Bonda od typowych filmów akcji? Humor – dziwne, dosyć angielskie, poczucie humoru, kilka niedorzecznych scen, masa zabawek i pościgów samochodowych. Jest to kombinacja tak charakterystyczna, że prawie nie do podrobienia. A jednak Wdowie udało się odtworzyć ten klimat. Nie wiem, czy zabieg był celowy, ale samo przytoczenie fragmentu Moonrakera sugeruje, że zamiar był celowy. I nie do końca jestem pewna, czy taki zabieg mi odpowiada. Od początku nazwisko Olgi Kurylenko też brzmiało dziwnie blisko, dziwnie znajomo. A to przecież ona była główną dziewczyną Bonda w Quantum of Solace. I mimo, że rola Olgi skupiała się w głównej mierze na postaci w przebraniu, sama obsada tworzy ciekawy zbieg okoliczności.

Czarna Wdowa

Jak pewnie doskonale wiecie (albo nie wiecie i właśnie Wam to zdradzę) w Moonrekerze Bond leci na Księżyc. Od dziecka zafascynowana byłam tym filmem, Buźką i Draxem. To właśnie ten ostatni jest celem 007, albowiem wymyślił sobie, że zabije wszystkich ludzi na Ziemi i w zamian za nich obdarzy planetę nową rasą – ludźmi, których sam uratował od zagłady. I tutaj też widzę solidne podobieństwo do Dreykowa – kobiety, które „rekrutował” na wdowy często pochodziły znikąd, zabierał je z ulic, porywał lub wykupował od rodzin.

Przynajmniej trunkiem Wdów była wódka, nie martini. Ale tak samo jak u 007 alkohol był odpowiedzią na trudne pytania i niezręczne sytuacje. I w typowo stereotypowy sposób nikt nie krzywił się na jej smak, nawet po wypiciu połowy butli. Szkoda, że nigdzie nie było chleba ze smalcem, byłoby bardziej swojsko. Mieliśmy za to umierającą przy stole świnię, to się liczy do sielskości i pozostałego klimatu?

Ale nawet samo miejsce Czerwonego Pokoju było tak samo niedorzeczne jak Stacja Kosmiczna Draxa w Bondzie. O ile stacji nie widać gołym okiem, to podejrzana budowla Dreykova to sól dla oczu, miejsce które dostrzega się nawet na satelicie.  Jednak jest to kolejne podobieństwo. Dwaj mężczyźni próbują rządzić światem z równie niedorzecznych miejsc.

black widow

Sam film był jednak bardzo dobrym filmem akcji. Sceny walki były dokładnie przemyślane i wyreżyserowane. O walce Nat i Yeleny w Budapeszcie myślę od wczoraj praktycznie cały czas. Scena wydostania ojca z więzienia była jednocześnie tak niedorzeczna, tak śmieszna, że aż prawdopodobna. I tutaj też uderzyła mnie bondowa nostalgia, nic nie poradzę. Wychowałam się na franczyzie 007 i dostrzegam takie małe szczególiki. Czarna Wdowa to trochę „babski” James Bond, jednak zupełnie mi to nie przeszkadza. Nie było to nachalne naśladowanie, nie mieliśmy bezpośrednich nawiązań. Takie czerpanie właściwie mi odpowiada, jeśli zrobione jest w dobry sposób. A Czarna Wdowa właśnie taka jest. Ma nietuzinkową, dokładnie przemyślaną historię. Cały czas zastanawiałam się co będzie dalej, co nie zdarza się często. W dużej mierze potrafię przewidzieć zachowanie bohaterów, co po jakimś czasie zaczyna mnie nużyć. Tutaj nie miałam uczucia znudzenia. Czarna Wdowa wciągnęła mnie totalnie i na pewno obejrzę ją kilka razy.
Postać Yeleny absolutnie mnie oczarowała. Z dziecka, całkowicie bezbronnego stała się prawdziwą Czarną Wdową, jednak nie zgubiła przy tym swojej wrażliwej strony. Czerwony Pokój nie złamał jej całkowicie, tak samo wydarzenia z dzieciństwa. Dla niej Ohio było prawdziwe, czuła się częścią prawdziwej rodziny i nawet po wielu latach rozłąki, darzyła uczuciem swoich „rodziców” i siostrę. Od wczoraj stałam się fanką Florence Pugh.

 

Podsumowując, Czarna Wdowa ma zdecydowanie więcej zalet, niż wad. Jest dynamicznym filmem akcji. Przepełniona jest scenami komicznymi, nieżenującymi żartami i świetnymi scenami walk. Jeśli nawiązania do filmów Bonda Wam nie przeszkadzają, zdecydowanie polecam!

A jeśli przeszkadzają, to też polecam. Z pewnością warto udać się na seans.

P.S. Jeśli nie wiecie, czy chcecie iść do kina, polecam ten trailer.

Poprzednio Scarlet Nexus - Recenzja - Brain punk?
Następny EA zaprezentowało kolejną grę z serii Fifa