Descent Legendy Mroku – recenzja – wchodzę na drzewo, nie otwieraj drzwi


Descent Legendy Mroku

Descent Legendy Mroku wywołał wiele kontrowersji, bo to trzeci Descent, bo w pudle można mieszkać, bo wymaga aplikacji, bo drogi, bo zawartością można umeblować kawalerkę… Dziś zapraszam na sprawdzenie czy było warto tyle krzyczeć

Descent Legendy Mroku od Rebela to najnowsza z sagi 3 podziemnych szwendaczy, gdzie od 1 do 4 graczy wciela się w bohaterów walczących ze złem. W poprzednich odsłonach piąty gracz był mistrzem gry i to on kierował złolami, tym razem tę rolę przejmuje aplikacja i bezdusznie napuszcza na nas ekipy plastikowego plugastwa.

Podczas rozgrywki zdobywamy ekwipunek, komponenty do tworzenia nowych zabawek oraz rozwijamy nasze umiejętności. Mało tego, poza samymi sobą rozwijamy też mapę, która rośnie nie tylko na płasko, ale też w trzecim wymiarze, bo komponenty zawarte w pudle pozwalają, a wręcz wymagają zbudowania terenu bitwy w chwalebnym 3D.

Wrażenia z gry

Gra w Descent Legendy Mroku przypomina trochę sesje RPG z książką jako mistrzem gry. Czytamy wprowadzenie, trochę dialogów między postaciami, klimatyczne wstawki też się znajdą no i bęc – obrazek jak ułożyć startowe kawałki mapy, kto i co się na nich znajduje i hejże ho lecimy. W kilku scenariuszach najpierw wypuszczamy jednego bohatera, potem coś się dzieje i dochodzi reszta. Taktycznie nie ma to większego znaczenia, ale klimatycznie się spina. Na mapie zawsze znajdziemy ciekawe elementy do obwąchania jak i wrogów do rozpłatania. Zacznijmy od tych drugich. Są oczywiście kierowani przez aplikacje i kilka prostych zasad z instrukcji. Apka mówi nam kogo biorą na celownik, czy lecą od razu dać w mordę czy raczej przygotowują się do większego ataku. Naszym zadaniem jest pokierować nimi do pożądanego celu lub zapamiętanie, że ten oto zabójca ostrzy noże filuternie patrząc na naszego maga.

Walka

Descent Legendy MrokuKiedy do samej walki przychodzi jest ona prosta, jeśli my klepiemy w wroga, to podchodzimy w zasięg i rzucamy kością wskazaną na postaci, plus odpalamy upatrzone zdolności. W aplikacji wklepujemy otrzymane sukcesy i dostajemy zwrotkę z ilością zadanych obrażeń i życia złola. Ale to nie wszystko, apka rozpoznaje też czy nasza broń, a co za tym idzie typ jej obrażeń zadał więcej bęcków niż przewidziano, bo niemiluch jest na nie podatny; do tego sprawdza procentowo odpalające się efekty zamontowanych modyfikacji oręża.

 

I tutaj gładko przechodzimy w obwąchiwanie mapy, a raczej jej interaktywnych elementów. Możemy zerwać owoce z drzewa, pozbierać grzyby wokół niego rosnące, przeszukać skrzynię, skosztować zawartości kotła czy wycisnąć esencję wody ze studni. I jak na prawdziwego gracza przystało, będziemy chcieli zrobić to wszystko, bo nie wiadomo, kiedy znajdźka się przyda. Naturalnie prawdopodobnie nigdy jej nie użyjemy, jak to w RPGach bywa, ale będziemy ją mieli. Niektóre z tych znajdziek są odwzorowane w kartach, bo można odkryć broń czy napój, inne zaś to tylko składniki do konstrukcji modyfikacji. Każda broń może obsługiwać takie trzy i nie są one przedstawione w realnych kartach, ale istnieją w pamięci aplikacji, która sama powie ci przy ataku, czy ta 20% szansa na ogłuszenie zamontowana na trzonku młota się odpaliła czy nie. I to jest SUPER.

Akcje

W swej turze będziemy przede wszystkim posuwać się naprzód, badać otoczenie i agresywnie negocjować z wrogiem. Mamy na to 3 akcje, z których jedna musi być ruchem. Więc najczęściej będziemy podchodzili do złola i wykładali mu dwie akcje argumentów mieczem. Należy jednak uważać bo potwory potrafią się odwinąć konkretnym półobrotem, szczególnie jeśli nie uważaliśmy na zdolności ich współtowarzyszy.

Przykładem niech będzie sytuacja gdzie wszyscy radośnie klepaliśmy zakapturzonego kultystę, a on pasywnie przy każdym otrzymanym ciosie podnosił losowemu sojusznikowi siłę o 2, a że było tylko dwóch złoli, to „losowy” bandyta z mięczaka zadającego 4 obrażenia nagle stał się koksem ładującym za 15. Pech chciał, że wybrał naszego jaszczura na cel i wybuchł go jednym dotknięciem. Po ogólnej chwili wesołości i szybkim rozprawieniu się z bandytą poszliśmy dalej, ale jaszczur już z kartą rany co to mu odrobinę przeszkadzała. Jeszcze dwa takie atomowe ataki i koniec gry.

Karty i umiejętności

Niekiedy będziemy musieli pomanewrować kartami, odpalając ich umiejętności czy przewracając na drugą stronę w celu zmiany zdolności i zrzuceniu zeń zmęczenia. Wszystkie karty są dwustronne każda strona inaczej działa. Przykładowo dwie karty broni są wkładane w przejrzystą koszulkę, tak aby przy przekładaniu karty zmieniał się typ patyka śmierci. Elf ma łuk i podwójne miecze, człowieczka ma ciężki miecz i młot, krasnalka kuszę i kafarek. Manipulując widoczną stroną maksymalizujemy obrażenia i zarządzamy zmęczeniem. Właśnie – zmęczenie pełni tutaj dość znamienną rolę, choć mniejszą niż zakładałem. Rąbiąc wrogów na lewo i prawo nieuchronnie będziemy akumulowali zmęczenie zarówno na karcie bohatera, jak i na ekwipunku czy zdolnościach, więc pula znaczników potu jakie możemy przyjąć jest dość spora, na pewno większa niż w Descent 2.

Pozbywamy się go odwracając kartę na drugą stronę za jedną akcję i to właśnie ta akcja jest najmniej satysfakcjonującym elementem całej gry. Franek zatłukł złodzieja, Zenek wlazł na drzewo, a Wojtek odwrócił kartę i podszedł kawałek. No epickie jak skarpetki Boryny. Brakuje mi tutaj większego wpływu tych kart na grę, np. że jeśli ta umiejka jest na stronie A, to ta druga z tego korzysta a potem ją obraca. Albo pakujesz się siłą na stronie A stresując kartę i przy jej przełożeniu zadajesz tyle obrażeń, ile stresu zebrałeś. A tak, jest tylko jedna postać co taktycznie korzysta z flipowania kart, a nie robi tego tylko kiedy absolutnie musi. Mowa tu o Fuksie, kocim złodzieju, albo włamykotce jak to słodko nazwał ją mój znajomy. Stres jest, działa, funkcyjne się sprawdza, ale mógł być lepiej zrobiony.

Historia w grze jest typowym fantastycznym bełkotem. Ktoś umarł, gdzieś wielkie zło, ty jako wybraniec, ratuj świat a w między czasie pogadaj z kolegami o ich smutkach i koniecznie zbadaj tę puszczę/jaskinię/szuwary. Ok, może aż tak prosto nie jest, ale to bardziej moja wina, bo jestem mechanicznym graczem przelatującym fabułę na rzecz efektów i wyników. Podobało mi się co widziałem, ale czytane treści nie zapadły mi w pamięć. O wiele bardziej pamiętam taktyczne sytuacje na mapie kiedy to apka narracyjnie mówiła, że wrogowie coś szykują więc miej się na baczności.

Descent Legendy Mroku to gra podzielona na misje, pomiędzy którymi wracamy do miasta. W nim ulepszamy ekwipunek, dokupujemy wywary, odkrywamy nowe receptury i wybieramy kolejne miejsce zmagań. Miasto jest typowe, robi co miasto powinno robić i wywiązuje się z tego znakomicie.

Aplikacja

Co daje aplikacja?

Matematyka – obliczenia związane z walką, stany oraz los inny niż kości przeniesiony jest do kodu aplikacji. Podczas walki gracz wybiera wroga, rzuca swoimi kośćmi, manipuluje odrobinę wynikami i wprowadza używaną broń i sukcesy. Apka oblicza obrażenia biorąc pod uwagę oręż oraz podatność nań przeciwnika.

AI wrogów – tutaj apka mówi, jak się zachowuje wróg przed jego ruchem. Np. wspomina, że barbarzyńca wyje i złowieszczo patrzy na postać gracza; albo złodziej wyjmuje wachlarz noży i czeka. Dodaje też narracyjne wstawki – w jednej turze rusałki zaczęły zacieśniać więzi wokół siebie w przygotowaniu na atak, a kiedy ten nie nastąpił, dostałem powiadomienie, że są wkurzone i że liczyły na wyprowadzenie kontry w nos agresora.

Każdy wróg ma kilka zachowań, między którymi apka wybiera. Gdyby to było na kartach, operowanie tym zajęłoby dużo więcej czasu, każdy wróg musiałby mieć talie i wspomniane wyżej narracyjne wstawki by się nie pojawiały.

Spis ekwipunku –Apka nadzoruje ile czego znaleźliśmy i co za to kupiliśmy będąc w mieście. Ponadto jak zamontujemy inną rękojeść w mieczu czy kamień w różdżce, to apka też to wie. Mało tego – te ostatnie generują bonusy i stany odpalające się np. w 10% ataków. Tę matematykę również oddano w ręce aplikacji. Ty, jako gracz tylko rzucasz kością, a na ekranie pojawia się co się stało, co się odpaliło i ile obrażeń weszło.

Descent Legendy Mroku

Wraz z postępem kampanii dostajemy nowe karty umiejętności i w apce sprawdzamy jaka jest ich pula i które możemy używać.

Budowa mapy – mówi jakie kafle mapy wystawić, gdzie zbudować podwyższenia i jakie interaktywne elementy wystawić na terenie misji.

Descent Legendy Mroku

Klimat – powstaje w dwóch miejscach – na planszy dzięki super komponentom 3d oraz w głośnikach dzięki efektom dźwiękowym z aplikacji. Podłączyłem głośnik bluetooth, muzyka grała całą rozgrywkę, nie nużyła się ani nie narzucała. Przy walce padały odgłosy szczęku oręży, słychać było, kiedy zmieniamy tury oraz odpalał się okazyjny lektor, którego można by było mieć więcej.

Problemy z aplikacją

Nie grajcie na telefonie, bo nie ma przesyłania zapisanych kampanii między urządzeniami. Telefony mają za małe ekraniki, aby miło się z niej korzystało.

Raz mi się skończyła bateria w tablecie, co skutkowało przymusową zmianą gry. Polecam pamiętanie o dodatkowych opcjach zasilania.

Jeden gracz staje się prowadzącym rozgrywkę a reszta tylko na niego patrzy. Rozwiązałem to rzucając obraz na telewizor.

Wprowadzanie danych przy walce trwa dłużej niż te rzucenie okiem na kości. To chyba logiczne, bo apka potrzebuje wiedzieć kto, kogo i czym atakuje, no i jak mocno. A człowiek potrzebuje tylko miotnąć kośćmi i porównać z kartą. Te spowolnienie nie jest jakieś niesamowite, ale kilka sekund zabiera.

Komponenty

Plastiki są najlepsze jakie widziałem w grach planszowych. Bez żadnego ale, bez dwóch zdań, stają na równi z modelami z Games Workshop, co to słyną z jakości i dokładności wykonania.

Elementy kartonowe, do konstrukcji mapy mogą się zużywać, bo wkładanie i wyjmowanie filarów z kafelków jednak je nadwyręża. Pozą tą drobnostką generują super klimat i nie chcę grać bez nich.

Descent Legendy Mroku - sceneria 3d i pakowanie pudełka

Karty i planszetki graczy są standardowe, ręki ci nie potną od swej twardości, ale też w rulonik ich nie zwiniesz. Instrukcja jest wystarczająca, a jak ci brakuje to masz wielgachne kompendium w apce. Minusem jest przerywanie gry, aby się do tego kompendium dostać, chyba że ktoś ma drugie urządzenie i tam szuka danej zasady.

Podsumowanie

Descent Legendy Mroku są moim ulubionym Descentem. Śliczne mapy, odjechane postacie i dobrze zaprojektowana aplikacja tworzą spójny produkt, który trafia w mój gust. Polecam dla graczy nie bojących się aplikacji, lubiących ładne gry kampanijne z ciekawym rozwojem postaci i interesującym zarządzaniem drużyną. Gloomhaven to to nie jest, ale też nie musi.

PS.

Grę można kupić tutaj.

A tutaj dowiecie się jak malować Syrusa

 

 

Podsumowanie

Descent Legendy Mroku są moim ulubionym Descentem. Śliczne mapy, odjechane postacie i dobrze zaprojektowana aplikacja tworzą spójny produkt, który trafia w mój gust. Polecam dla graczy nie bojących się aplikacji, lubiących ładne gry kampanijne z ciekawym rozwojem postaci i interesującym zarządzaniem drużyną.
8.5
Pros
+ Piękne figurki
+ Super się prezentuje na stole
+ Dobrze zrobiona aplikacja
+ Ciekawe narracyjne momenty podczas samej walki
Cons
- Wymaga aplikacji
- Trzeba kupić telewizor
- Sztampowa
- Wielkie pudło
- Nie wykorzystany potencjał systemu zmęczenia i odwracania kart
Poprzednio Planszowe donosy z tygodnia vol.4
Następny Jurassic World Evolution 2 - Recenzja - Zabawa w mikrozarządzanie