Markarth to ostatni dodatek do Elder Scrolls Online, który zwieńcza historię opowiadaną w ramach Mrocznego Serca Skyrim. Nam udało się go ukończyć i wracamy z Tamriel z wrażeniami.

Po dodatku który bardzo przypadł nam do gustu, Greymoor Elder Scrolls Online przeszedł w stan spoczynku i na dłuższy czas zniknął z mojego dysku twardego. Mimo tego, jak bardzo olbrzymią grą jest Elder Scrolls Online, to coraz więcej graczy wraca do niego tylko z okazji na kolejne dodatki. Tak też jest i ze mną więc nie mogło być tak, że Markarth przejdzie obok mnie bokiem. Historia dodatku zabierze nas właśnie do Markarth, nowej lokacji gdzie dobrze nam już znana koalicja wampirów oraz wilkołaków o nazwie Greyhost planuje coś bardzo niedobrego.

Nowa lokacja jest znacznie mniejsza od tej z poprzedniego dodatku. Znajdziemy na niej szereg znanych nam rodzajów lokacji: punktów teleportacji, aktywności Harrowstorms, parę zadań rozwijających fabułę gry oraz wprowadzających nas w świat i lokacje poboczne, które rozwijają historię Markarth. Ponownie zejdziemy także do Blackreach, do którego będą prowadzić liczne windy i ponownie także będziemy słuchać od napotkanych postaci legend o tym tajemniczym miejscu. Można tam zejść dosłownie na każdym zakręcie, a i tak wiele z napotykanych osób nie będzie mogła uwierzyć, że Blackreach naprawdę istnieje. Ziemia nie jest płaska.

Jeżeli to pierwsza Wasza styczność z Mrocznym Sercem Skyrim, to Blackreach jest olbrzymią lokacją znajdującą się bezpośrednio właśnie pod ziemią. Zamieszkują je spaczone śnieżne elfy nazywane Falmerami, którzy przez tysiąclecia zamieszkiwania pod ziemią wyewoluowali w całkowicie nieprzypominające elfy gatunek. Oprócz tego liczne dwemerskie (krasnoludzkie) ruiny zamieszkałe przez automaty po tysiącleciach dalej pilnujące dziedzictwa swoich panów i wielka twierdza nieznanego zapomnianego rodu królestwa wampirów. Blackreach to zdecydowanie najładniejszy i najciekawszy element dodatku Markarth. Lokacja ta ma inną atmosferę oraz swoją specyficzną poświatę przez co bardzo wyróżnia się od wszystkich innych lokacji w Elder Scrolls Online.

Sam główny wątek fabularny, jak i przedstawienie fabuły zaczyna mnie powoli męczyć. Znowu gonimy wielkiego złego wampira który chce zjadać dusze niewinnych by uwolnić się od klątwy jaka ciąży na jego rasie. Znowu pojawią się wiedźmy, antyczna tajemnica i potężne boss na końcu dziewięciu dostępnych zadań (jest też bonus po zakończeniu kampanii). Szczerze mówiąc, można było to wszystko zamknąć już w Greymoor. Pojawia się temat pustki jednak, który może być katalizatorem kolejnych rozszerzeń. Jak będzie naprawdę? Przekonamy się. W każdym razie ten dodatek to jeszcze mniej ciekawej akcji, a jeszcze więcej dialogów które były po prostu męczące, zwłaszcza że gra nie ma polskiej wersji językowej. Fajnie że to wszystko jest nagrane po angielsku i że każda postać ma innego lektora, który do tego daje sobie radę. Ale tej opowieści w formie dialogów jest za dużo i ten sposób przedstawienia gry po prostu mnie już męczył.

Sam dodatek nie zaoferował nam praktycznie nic nowego: po ukończeniu kampanii dalej robimy daily, zbieramy skrzyneczki i liczymy na zdobycie kozackiej zbroi. Jest dwóch nowych world bossów, cztery lokacje z harrowstorm oraz dwa nowe delve dungeon. Troszkę za mało, żebym został z dodatkiem na dłużej. Nie będę ukrywać, podobało mi się to co widziałem. Blackreach jest świetne, Markarth jest niezłe, fabularnie da się to przełknąć, ale żeby w MMO więcej czasu spędzać czytając tekst niż walcząc z potworkami to już troszkę przesada. Niby zawsze to było elementem wyróżniającym Elder Scrolls Online od innych gier MMO, tylko że chyba ta forma już mnie wymęczyła i chyba nie będę kontynuować zabawy w przyszłości jeżeli nic się nie zmieni bardziej naciskając na scenki i akcje, a mniej na ściany tekstu.

 

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Neuroshima Last Aurora - recenzja - Hu hu ha, postapo zima zła!
Następny Spider-Man: Miles Morales - Recenzja - Bujanie w rytmie rapu