Podsumowanie

Nie wiem dlaczego ktoś miałby w to grać.
Ocena Końcowa 30%
Pros
- fabuła wydaje się ciekawa
- walki z bossami są okej
Cons
- Immortal: Unchained

Immortal: Unchained to taka specyficzna gra komputerowa. Bardzo mocno wzorowana na kultowej i uwielbianej przeze mnie serii Dark Souls, z tym że mocno naciska na strzelanie. Szykuje się hit & innowacja? Nie sądzę …

Jestem wściekły. Bo gra Immortal: Unchained miała potencjał naprawdę spory. Ale zawiniło to co zwykle, czyli brak kasy oraz ewentualnie doświadczenia. Dodatkowo bardzo musiał doskwierać twórcom brak wystarczającej liczby godzin spędzonych w Dark Souls. Widać to dosłownie na każdym kroku. Czy Immortal: Unchained to zła gra i absolutnie niegrywalna? Tak, dalej w recenzji będę po grze głównie jechać od góry do dołu. Będzie w tekście znajdować się dużo nawiązań do kultowej serii Dark Souls. Czy jestem osobą odpowiednią do pisania porównań? Myślę że tak – każdą część przeszedłem, pierwszą i drugą nawet parę razy. Nie znam Bloodborna, bo nie mam konsoli. Oczywiście gry nie są ze sobą powiązane. Twórcy po prostu inspirowali się uwielbianą przeze mnie serią.

Immortal: Unchained – Uratujmy świat

W grze wcielamy się w gościa, który budzi się by ratować świat z jakiegoś kosmicznego więzienia. Mówię ogólnikowo, bo taka jest i fabuła. Jest prezentowana praktycznie w taki sam sposób jak w serii Dark Souls – przez wyrywkowe dialogi, opisy przedmiotów oraz obserwacje świata. Jest jednak dużo prościej i bardzo szybko dowiadujemy się o co chodzi oraz jaki jest nasz cel. Między misjami oraz po pokonaniu niektórych wrogów, pojawiają się filmy prezentujące kolejny urywek fabuły.

W grze przemieszczamy się po kilku kolejnych planetach z centrum, będącego naszym teoretycznym hubem. W praktyce nic tam nie ma, a postać rozwijamy w dowolnym obelisku (odpowiedniku ogniska), więc nie wiem po co ono jest. Może potem będzie spełniać dodatkowe funkcje?

Drugi etap gry. Brakuje amunicji, do obelisku daleko. Mam dość.
Drugi etap gry. Brakuje amunicji, do obelisku daleko. Mam dość.

Grę rozpoczynamy od stworzenia postaci. Wybieramy pierwszą podklasę oraz kreujemy naszą postać za pomocą prostego edytora postaci. Przy wyborze podklas był już pierwszy problem. Każda z nich posiadała swój wcześniej wybrany archetyp statystyk. Jest ich ponad 10 i nie wiemy do czego służy każdy z nich. Souls’like powiesz? Nie do końca, niby otrzymujemy proste opisy każdej z postaci w stylu „łupieżca walczy na bliskim dystansie”, ale cała gra została zaprojektowana w taki sposób, że wybierając dany styl przez długi okres czasu możesz nie mieć oręża do walki z wrogami.

Ja wybrałem właśnie archetyp do walki w zwarciu i na bliski dystans. Okazało się, że sama gra bardzo nie promuje walki w zwarciu. Styl gry polegający na strzelaniu wymusza na nas trzymanie wrogów na dystans (ale i tak strzelają z dalszego dystansu niż my, więc musimy podbiegać pod ostrzałem). Stąd też, po zabiciu drugiego bossa (o nich za chwilę) rozpocząłem grę całkowicie od nowa. I powiem otwarcie, bawiłem się potem całkiem nieźle, wiedziałem jakie statystyki są ważne oraz jakie bronie otrzymam na dwóch pierwszych planetach. Przedmiotów nie zdobywamy jakoś specjalnie dużo, a najlepsze z nich są sztywno przypisane do lokalizacji.

Dlatego właśnie rozpocząłem grę od nowa innym archetypem i dzięki temu bardzo szybko dostałem dostęp do naprawdę fajnych pukawek. I dalej potrafię nieźle walczyć wręcz, chociaż ta funkcja przydaje mi się w bardzo niewielu przypadkach. Potem przyszedł moment na trzecią planetę.

Tworzenie postaci. Po co są pokazane te statystyki, skoro nie wiemy co robią?

Czy Immortal: Unchained to trudna gra?

I na trzeciej planecie zdałem sobie sprawę z jednego faktu – ta gra nie jest trudna. Ona jest po prostu głupia. I wiecie, Dark Souls zaliczony. The Surge zaliczony. Lubię takie gry, kurde no, nawet bardzo mocno. Zarówno The Surge, jak i Lords of the Fallen bardzo mi się podobały (drugiego nie przeszedłem – obowiązki blogowe, ale do gry wrócę). Ale w tego cieniasa dalej grać nie mogę. W dżungli moja przygoda z Immortal: Unchained się skończyła. Dlaczego? Po pierwsze, nasza broń potrzebuje amunicji. Raczej logiczne prawda? Problem jest taki, że możemy mieć na tym etapie tylko dwie bronie palne oraz jedną broń do walki w zwarciu.

Widzicie w czym rzecz? Dochodzi do absurdalnych sytuacji, kiedy wystrzelamy się ze wszystkich pocisków, a w plecaku nie ma już zasobników z amunicją (taki przedmiot odnawiający nam amunicję). Co w takiej sytuacji zrobić? Wrócić do ostatniego miejsca odpoczynku i do cholery jasnej zacząć jeszcze raz, tym razem stawiając bardziej na walkę w zwarciu i strzelanie w słabe punkty, kiedy to zadajemy dużo więcej obrażeń. Ma sens?

Tutaj walczymy z drugim bossem. Był to najlepszy moment w grze. Nie wiem jak pozostali bossowie, nie mam zamiaru ich sprawdzać.

Nie ma – wrogowie są pochowani po krzakach, rzuceni tam na sztywno i często ostrzeliwują nas z wielu stron. Są głupi i brzydcy, stoją w miejscu i do nas strzelają samonaprowadzającymi się pociskami. Poważnie. Widziałem już nie raz, kiedy po uniku pocisk skręcał w moją stronę. Dlatego w pewnym momencie zacząłem strzelać po prostu przy przeszkodach terenowych i jak wróg do mnie strzelał, to odpuszczałem sobie unik i po prostu kryłem się za osłoną. Po co nam unik w takim wypadku? Na parę potworków które walczą w zwarciu chyba? To nie jest Souls Like jaki znam, gdzie unik robimy o milimetr od ataku. Tutaj nawet skuteczny unik może zaliczyć obrażenia. Smutne, ale prawdziwe.

Ale wiecie co. Czytam recenzje innych blogerów i do cholery jasnej nie wierzę co się dzieje. Inni recenzenci, nie będę pokazywać palcami, oceniają grę na 6/10, czasem nawet wyżej. I widzę same screeny z gry z tutoriala! Patrzę żeby zobaczyć, czy pozostali recenzenci mają odczucia podobne do moich, a tutaj większość z nich nie zaliczyło pierwszego bossa (który swoją drogą jest śmiesznie prosty, bo na początku gry mamy jeszcze niezły sprzęt).

Grafika – Co to ma być?

Ta gra jest brzydka jak mój kot który wpadnie do pełnej wanny. Wrogowie są paskudni i wydają brzydkie ryki. Ich animacje są okropne i sztywne do bólu. Grafika nie nadążą za tym co dzieje się na ekranie i już byłem parę razy w sytuacji, kiedy unik nie anulował trafienia, a pocisk skręcił w moją stronę. Tak, skręcił. Poniżej filmik prezentujący tutorial. Niestety nie ogarnąłem w jaki sposób zrobić żeby gra nie cięła się na streamach, więc nie nagrywałem kolejnych aktów.

Dźwiękowo gra także się nie popisuje. Wrogowie wydają z siebie dziwne ryki oraz piski, nie mogłem tego słuchać. Muzyka jest nijaka. Brak mi po prostu słów. Animacje wrogów są straszne i bardzo wpływają na przyjemność z gry oraz nasze szanse sukcesu. Pod tym względem, gra wypada nawet gorzej niż pierwsza część serii Dark Souls, która ma przecież sporo lat na karku, a i tak oferowała większą liczbę przeciwników, wyzwań oraz przedmiotów.

Oprócz tego, gra oferuje kilka śmiesznych rozwiązań. Na przykład – chcesz się schować w krzakach, to uważaj tam jest pułapka która ciebie zrani oraz zatrzyma w miejscu. Nawet robiąc unik możesz w nią wpaść. Co z tego że byłeś w powietrzu, w trakcie wykonywania uniku.

Podsumowanie – Czy jestem rzetelny?

Nie, nie jestem. Jestem olbrzymim fanem serii Dark Souls i wszystkich Rogue like. Ta gra to profanacja gatunku i nie powinna zostać stworzona w takiej formie. Jako fan i osoba szukająca wyzwań w rozgrywkach dla pojedynczego gracza wyłączałem Immortal: Unchained ze łzami w oczach, bo wiedziałem że ta gra mogłaby być dobra. A jest to po prostu brzydki, trudny przez niedopracowania potworek którego mógłbym polecić tylko moim wrogom, których nie mam. Nie grajcie w to.


Tej gry nie znajdziecie na moim sklepie – popkulturalny.pl. Nie chcę Was skrzywdzić.

 

Poprzednio Fallout Gra Planszowa - Recenzja - Niczym czwarta część serii
Następny Star Wars: X-Wing 2.0 - Unboxing - Nadciąga nowy początek