Jedziemy na wycieczkę, bierzemy… Gry do plecaka! – RECENZJA


Cztery niewielkie pudełeczka, a w nich cztery różne karcianki. To właśnie jako pierwsze nasuwa się na myśl, gdy patrzę na serię „Gry do plecaka” wydawnictwa Egmont. Wakacje za pasem, a więc to dobra pora, by przyjrzeć się tytułom, które swoją formą idealnie nadają się do zabrania ze sobą w podróż.

Seria „Gry do plecaka” to cztery gry zamknięte w małych rozmiarów pudełkach.
– Ubongo
– Pędzące żółwie
– Szybkie bańki
– Lato z komarami

Pierwsze dwa tytuły z pewnością już gdzieś słyszeliście. Z przyjemnością grałam już w planszówkową wersję Pędzących żółwi, ale także moje serce skradło Ubongo 3D. Byłam ciekawa, czy karciane wersje tych gier przypadną mi do gustu. Dlatego też recenzję zaczniemy właśnie od nich.

Pędzące żółwie, Reiner Knizia

2-5 graczy, Wiek 5+
-Taktyka
-Blefowanie

Tuż przed rozpoczęciem wyścigu

Gra jest wizualnie bardzo zbliżona do swojej planszowej wersji. Zamiast planszy z kolorowymi, drewnianymi żółwiami mamy kartonikowe kafelki. Na każdego gracza przypadać będą dwa żółwie w tym samym kolorze. Przed rozpoczęciem rozgrywki układamy je losowo w jednej linii. Każdy z graczy otrzymuje kartę koloru oraz pięć kart ruchu. Już na samym początku można zauważyć, że ilość kolorów żółwi jest większa od ilości kart koloru. Czarne żółwie pełnią funkcję sztucznego tłoku i mogą być poruszane tylko za pomocą kart wielokolorowych.

Jak się pewnie domyślacie, celem gry jest zajęcie pierwszego miejsca w wyścigu. Aby to osiągnąć, w każdej swojej turze zagrywamy karty ruchu, które zmieniają kolejność żółwi. Można je poruszać do przodu, do tyłu, a także strząsać je z grzbietu skorupy. W talii pojawiają się również trzy karty sałaty. Komu trafi się taka karta, niezwłocznie wykłada ją przed siebie i dobiera kolejną kartę. Gdy wszystkie karty sałaty zostaną odkryte wyścig, dobiega końca. Wygrywa gracz, którego żółw zajmuje pierwsze miejsce (pomijając żółwie, którymi nikt nie grał).

Jeżeli taki przebieg zakończenia gry nie jest dla was satysfakcjonujący, to istnieje wariant zaawansowany, w którym rozgrywamy rundy tak jak w trybie podstawowym. Pod koniec rundy wygrywają 2 kafelki żółwi (oprócz czarnych), które są odkładane. Żółwie są rozsuwane w jeden ciąg, ale zgodnie z kolejnością z poprzedniej rundy. Rozgrywka trwa do momentu, aż na mecie będzie para żółwi w tym samym kolorze.

W trakcie rozgrywki, przed użyciem karty strząsania. Widzicie kartę sałaty?

Muszę przyznać, że przyjemność z rozgrywki jest bardzo duża. Od razu przeszliśmy do wariantu zaawansowanego, gdyż wydał się nam bardziej angażujący. I pomimo tego, że tematyka gry, jak i grafika skierowana jest do młodszego gracza, to nawet starsi gracze mogą czerpać z niej rozrywkę. Najfajniejsze w tej grze jest to, że nikt nie wie, kto ma jaki kolor. Nie należy się z tym też ujawniać, gdyż możemy być celem ataku przeciwników i szybko wylądować na końcu wyścigów. Także blefowanie i stosownie odpowiedniej taktyki są jak najbardziej wskazane. Jedynym minusem, który zauważam, jest zbyt szybkie zakończenie gry. Karty sałaty mogą pojawić się we wczesnym etapie rozgrywki, zanim wyścig nabierze tempa. Sprawę ratuje wariant zaawansowany, więc nie jest to aż tak wielki minus.
Podsumowując karciana wersja Pędzących Żółwi to zdecydowany must have dla fanów wersji planszowej, ale także dla tych, którzy lubią gry o prostych zasadach z elementami blefu.

Ubongo, Grzegorz Rejchtman

2-4 graczy, wiek 8+
– szybkość
– główkowanie

Ubongo i uśmiechnięta surykatka 🙂

Jestem fanką abstrakcyjnych łamigłówek, układanek czy innych tego typu gier. Od momentu mojego objawienia z Ubongo 3D cierpię na głód tego typu rozgrywek. Gdy tylko usłyszałam o karcianej wersji tej gry, nie mogłam się doczekać, aż ją przetestuję. Przejście z klocków na talię kart budziło trochę wątpliwości, ale do oceny przejdę później.

Kolorystyka utrzymuje się w klimacie gier Ubongo. W pudełku znajdziemy 108 dwustronnych kart, które posłużą do rozegrania sześciu rund, oraz niewielką instrukcję. Na każdej z kart widnieje 6 symboli w różnych kolorach, a także cyfra, która oznacza numer rundy, w której będzie użyta. Strony kart są w różnych kolorach, tak aby uniknąć pomyłki w ich wykorzystaniu. Gra jest na czas, a wiadomo, jak to jest z presją czasu. Dobrze pomyślane, to bardzo ułatwia. Zasady gry są natomiast banalnie proste. Trochę przypomina mi to domino. Każdy z graczy dostaje dziewięć kart i na sygnał każdy układa przed sobą własny zestaw. Musimy dopasowywać do siebie karty dokładnie dwoma takimi samymi symbolami. Każda krawędź może stykać się tylko z jedną kartą. Nawet gdy karty pasują do siebie trzema symbolami to niestety muszą to być tylko dwie pary.

Gracz, który jako pierwszy ułoży zestaw siedmiu kart woła Ubongo! a pozostali gracze nie mogą dokończyć układania kart. Oczywiście należy sprawdzić, czy wszystkie dopasowania są poprawne, w przeciwnym wypadku gracz nie zdobywa punktów. Osoba, która jako pierwsza zawołała Ubongo! zdobywa dziesięć punktów, a pozostali gracze tyle punktów ile wyłożyli kart. Wygrywa gracz, który po szóstej rundzie ma najwięcej punktów.

Przykładowe poprawne ułożenie kart z czterech rund.

Czy karcianka spełniła moje oczekiwania co do tego tytułu? Muszę przyznać, że pozostaje pewien niedosyt. Ciężko oczekiwać też by karciana wersja gry, która polega na układaniu względem siebie elementów, dorównała swojej starszej siostrze. Rozgrywka jest na pewno o wiele prostsza i nie polega na widzeniu przestrzennym, a na spostrzegawczości i zachowaniu zimnej krwi. Presja czasu potrafi wyłączyć myślenie. Pomimo tego, że każdy układa swój własny zestaw, to między graczami następuje interakcja. Jest dużo śmiechu, jęków bezradności, a także wzajemnego rozpraszania.

Niewielkie pudełko, a tyle emocji. Czy są jakieś minusy? Kolory dwóch symboli są do siebie zbliżone i to często stawało się przyczyną braku punktów. Może to zamierzone posunięcie? Tego niestety nie wiem. Na szczęście człowiek uczy się na błędach i przy dalszych rundach nie było takich pomyłek.

Szybkie bańki, Martin Nedergaard Andersen

2-5 graczy, wiek 6+
– refleks
– spostrzegawczość

Karty zadań

W tym niebieskim pudełku kryje się mnóstwo kolorowych kart. Na kartach widnieją barwne bańki mydlane o różnych wielkościach. Na dole każdej karty jest butelka z płynem do baniek, która określa kolor karty. Po drugiej stronie kart widnieją zadnia – „Najwięcej baniek”, „Najmniej baniek”, „Największa bańka” oraz „Najmniejsza bańka”. Po przeczytaniu instrukcji wszystko staje się proste. Na podstawie koloru karty należy podzielić talię na 5 stosów. Pierwszy gracz wybiera wierzchnią kartę z losowego stosu i ujawnienia zadanie po drugiej stronie karty.

Przykładowe zadanie – żółta karta „Najmniej baniek”
Zaczynamy od przejścia na kartę z żółtym płynem. Tam ustalamy którego koloru baniek jest najmniej. W tym przypadku jest to kolor zielony. Kolejno przechodzimy na kartę zieloną i tam szukamy najmniejszej ilości baniek. I tak do momentu, w którym na którejś z kart pojawimy się po raz drugi. To jest ta właściwa karta.

Kolejność: żółta -> zielona -> niebieska -> czerwona -> niebieska

Wszyscy gracze po cichu i w myślach rozwiązują to zadanie i próbują odnaleźć właściwą kartę. Gracz, który ją zaklepie, zdobywa ją, a także wszystkie karty, które do niej doprowadziły. Należy typować uważnie, gdyż pomyłka skutkuje odebraniem wcześniej zdobytej karty oraz odpadnięciem z rundy. Gra kończy się w momencie wyczerpania kart z jednego stosu.

Zasady gry są bardzo proste, ale działanie pod presją czasu zdecydowanie utrudnia to zadanie. W tej rozgrywce świetnie ćwiczy się koncentrację, gdyż zmieniające się zadania zmuszają do zmiany sposobu myślenia. Mechanika jest bardzo wciągająca, ale według mnie grafika jest mało atrakcyjna i utrudnia wykonanie zadania. Myślę jednak, że jest bardziej interesująca od gier, które również polegają na spostrzegawczości, ponieważ rozwiązanie zadania wymaga więcej czasu i skupienia.

Lato z komarami, Reiner Knizia

2-6 graczy, wiek 7+
– taktyka
– ryzykowanie

Przygotowanie do gry

To kolejna gra autora Reinera Knizii w tym zestawieniu. Pędzące Żółwie już znamy, czy Lato z komarami również przypadnie nam do gustu? Zacznijmy od opisania oprawy graficznej tej gry. Uważam, że nie dało się zrobić tego lepiej. Komary pomimo bycia bardzo irytującymi stworzeniami na tych obrazkach przedstawione są bardzo przyjaźnie i oryginalnie. W pudełku oprócz kart znajdziemy żetony punktów, które później okazują się punktami ujemnymi. Karty ponumerowane są od 1 do 6 oraz jest kilka czarnych kart z napisem Bzzz.

W swojej turze gracz ma do wykonania jedną z 3 akcji:
– zagranie karty i dobranie do 6 kart,
– dobranie karty
– spasowanie (brak udziału w grze do końca rundy)

Każdy z graczy otrzymuje 6 kart, których nikomu nie pokazuje. Pozostałe karty kładziemy na środku w zakrytym stosie. Odkrywamy wierzchnią kartę i kładziemy ją obok stosu. Zadanie polega na układaniu kart jedna na drugiej według określonej zasady: na karcie nr 1 kładziemy 1 lub 2, na karcie nr 2 kładziemy 2 lub 3 i tak dalej. Na 6 kładziemy 6 lub bzz, a na bzz kładziemy bzz lub 1.
W przypadku gdy nie możemy lub nie chcemy zagrać karty, musimy ją dobrać, lub spasować do końca rundy. Runda trwa do momentu, aż jeden z graczy zagra swoją ostatnią kartę lub gdy spasują wszyscy gracze oprócz jednego, który zagrywa swoją ostatnią kartę.

Przechodzimy do podliczenia punktów ujemnych. Za każdą kartę bzzz otrzymujemy 10 pkt oraz za każdy nominał karty odpowiednią ilość punktów. W przypadku zwykłych kart (nie bzz), nie liczy się ich ilość, a wartość. Czy w jakiś sposób można pozbyć się ujemnych żetonów? Tak, w momencie, gdy zejdziemy z wszystkich swoich kart, możemy usunąć dokładnie jeden żeton.

Podliczenie punktów na koniec rundy

Rozgrywka na początku może przypominać prostą dziecięcą grę karcianą, w której mamy niewielki wpływ na swój wynik. Jednak po rozegraniu kilku partii zaczniemy doceniać możliwość spasowania. Pasowanie jest idealnym rozwiązaniem, gdy nie mamy co położyć, ale mamy karty o niewielkiej wartości. Istnieje ryzyko dobrania karty bzz lub karty o większych nominałach. Dobieranie kart staje się więc ryzykownym posunięciem. Wiele osób może nie docenić tej gry, ale jak dla mnie jest to idealna pozycja do pogrania z dziećmi lub lekki wypełniacz czasu przy pogaduchach. Ogromny plus za przepiękną oprawę graficzną.

Nie mogłam się oprzeć. Są takie urocze!

Przejdźmy więc do podsumowania wszystkich tytułów z serii „Gry do plecaka”. Jest to oryginalne zestawienie uzupełniających się ze sobą gier, które skierowane są raczej do młodszych graczy. Oczywiście i starsze osoby czy bardziej doświadczeni gracze odnajdą radość płynącą z rozgrywki i pewnie nie raz wybiorą któryś z tytułów jako filler między rozgrywkami.

Wszystkie gry mi się spodobały, ale gdybym miała je uszeregować w kolejności, zaczynając od tej, która podoba mi się najbardziej, to lista przedstawiałaby się następująco:
– Ubongo
– Pędzące żółwie
– Lato z komarami
– Szybkie bańki

Moim zdaniem gry spełniają założenie producentów serii. Tytuły idealnie nadają się do zabrania na wycieczkę. Zasady gier są naprawdę proste i można je wytłumaczyć każdemu, a instrukcje są czytelne i przejrzyste. Opakowania są niewielkie, ale solidne więc nie straszna im żadna przygoda. Dużym plusem jest stosunek jakości do ceny. Gdyż za niewielkie pieniądze mamy zapewnioną rozrywkę na kilkadziesiąt jak nie więcej rozgrywek.

Która gra najbardziej przypadła wam do gustu?

Gry dostępne w promocyjnej cenie – KLIKNIJ TUTAJ

 

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio A Plague Tale: Innocence - Recenzja - Amicia i Hugo
Następny Koszulki dla fanów Star Wars