Nie ma chyba złego filmu z Tomem Hanksem w roli głównej. Czy Greyhound będzie kontynuować tą chlubną tradycję, czy raczej warto będzie o tym filmie zapomnieć?

Greyhound to film wojenny, który otrzymał swoją premierę na platformie TV+. Nie wiecie co to jest? Pewnie podobnie jak ja, nie posiadacie urządzeń z marki apple. Jest to usługa stworzona właśnie dla urządzeń z jabłuszkiem w logo będąca ekskluzywną odpowiedzią na platformy takie jak Netflix czy Amazon Prime. Nie martwcie się, jest to jedna z nielicznych produkcji na tą platformę, bo sprawdzając uplix, to w momencie pisania tej recenzji jest tam aż 32 tytuły. Dla porównania, na HBO GO jest ich ponad 1500. Recenzja może zawierać spoilery fabularne.

Koniec pastwienia, skupmy się na samym filmie, bo o ile sama platforma to dno i wodorosty (sam Tom Hanks wypowiada się o tym jak bardzo żałuje, że film miał premierę tylko na platformie VOD), to film Greyhond stanowi absolutne mistrzostwo w swoim gatunku. Greyhound będzie opowiadać historię starego kapitana, który będzie dowodzić niszczycielem Greyhound będącym jednym ze statków eskortujących okręty zaopatrzeniowe płynące z USA do Europy w trakcie drugiej wojny światowej. Jeżeli jesteście troszkę kumaci z historii, to zapewne wiecie, że największą zmorą tych okrętów były tzw. wilcze stada, czyli grupy niemieckich okrętów podwodnych U-Boot które z ochotą niszczyły zarówno statki cywilne dostarczające dobra, jak i te wojskowe je eskortujące.

Kluczowa część filmu dzieje się w momencie, kiedy okręty wpływają w tak zwaną czarną dziurę, czyli miejsce na oceanie, gdzie nie posiadają żadnej eskorty lotniczej, przez co są dużo bardziej podatne na ataki łodzi podwodnych. Właściwie od pierwszej minuty filmu będzie nas czekała olbrzymia i emocjonująca przygoda, którą w brudzie i krwi przebył kapitan statku Greyhound – Ernest Krause, w którego wciela się oczywiście Tom Hanks. Film właściwie będzie się skupiał na dylematach i ciężarach, jakie na swoich barkach musi nieść kapitan okrętu próbującego jednocześnie bronić eskortowane statki, jak i samemu próbując przetrwać.

A Ernest Krause jest postacią zdecydowanie wartą zapamiętania. Jest on starszym oficerem oraz weteranem, do tego bardzo religijną osobą, regularnie się modlącą i wcale nie cieszącą się z zatapiania wrogich okrętów. Taki jest właśnie Ernest Krause i nie mógłby powstać, gdyby nie fenomenalne wcielenie się w niego przez Toma Hanksa. Ernest Krause był w trakcie swojej pierwszej eskorty przez Atlantyk, więc nie posiadał jeszcze dużego doświadczenia na stanowisku kapitana. Jednak bardzo chciał dobrze wykonać swoje obowiązki, nawet kosztem swojego zdrowia czy też nawet życia.

Właściwie całą recenzję mogę analizować różne szczegóły, które twórcy przemycili by tworzyć postać kapitana. Miał problem z jedzeniem z uwagi na skupienie na pracy, kiedy jeden z żołnierzy widocznie był w szoku by wykonać rozkaz, to ten zamiast na niego się wydrzeć by przywrócić go do porządku, to spokojnie zapytał go w stylu „synu, czy usłyszałeś mój rozkaz?”. Druzgocząca dla mnie była także niewielka scena, w której kapitan zdejmuje zakrwawione buty które nosił od kilkudziesięciu godzin na okręcie będącym non stop w trakcie alarmu bojowego i zamieniającym te buty na zwykłe kapcie i wracając do swoich obowiązków. To było tak bardzo niecodzienne w dzisiejszym kinie, że wiele razy zdarzało mi się cofać wideo by jeszcze raz przyjrzeć się różnym scenom. Ale nie to jest tutaj najważniejsze.

Bo cofałem też regularnie, by jeszcze raz przyjrzeć się różnym akcjom oraz starciom między okrętami. A tych jest tutaj właściwie bez końca i przez cały film, od samego początku coś się dzieje albo w stresie obgryzamy paznokcie czekając aby coś się stało. Jeżeli nawet nikt nie strzelał lub nie szukał łodzi podwodnej, to twórcy sprytnie budowali napięcie pokazując biednego kapitana, który nie zawsze wiedział jakie decyzje podjąć czy też samych załogantów, którzy także w stresie popełniali liczne błędy. Nie można powiedzieć, że Greyhound to film historyczny, mimo tak wielu pokazanych ludzkich wad (ogólnie film powstał na podstawie książki która jest fikcją literacką), ale bardzo cieszy to, że twórcy niewybielali głównych bohaterów pokazując tylko ich nieskazitelne zalety i jednocześnie niewspominający o wadach.

To samo nie dotyczy niestety Niemców, którzy zostali pokazali jako psychopaci czerpiący przyjemność ze znęcania się nad biednymi marynarzami. Regularnie kapitan któregoś z okrętów podwodnych kontaktował się z Ernestem by powiedzieć, jak bardzo ma przewalone i w najbliższych godzinach zostanie zatopiony, jednocześnie kończąc wiadomość żałosnym pseudowilczym wyciem. Rozumiem zabawa na morale, ale to było po prostu chore. Chociaż z drugiej strony przecież Niemcy lubili chore ideologiczne oraz psychologiczne zagrywki. Może twórcy tak bardzo nie odbiegali od prawdy jak mi się wydaje? Po prostu ciężko mi wyobrazić takich psycholi w tak brutalnej rzeczywistości jak była przedstawiona w filmie.

Scenografia oraz efekty graficzne to absolutny majstersztyk i niesamowicie mi przyjemnie oglądało się to co widać na ekranie. Kamera pracowała prawidłowo, non stop pokazując interesujące sceny, czy to wahanie oraz emocje na twarzach bohaterów lub też ostrzał z dział niszczyciela w stronę wynurzającej się łodzi podwodnej. Kamera budowała napięcie wraz z filmem, sprytnie pokazując momenty ostrzału w taki sposób, by nie było wiadomo, czy udało się trafić wilczy okręt. W innych sytuacjach natomiast kamera zmieniała perspektywę na samego U-boota (lub wabik, co także fajnie przedstawiło rozterki oraz strach który panował na okrętach eskorty) przedstawiając jak cholernie ciężko jest trafić niewidoczny podwodny cel. Ale to nie wszystko, sam ocean, ciągłe wzburzony, potężny, niebezpieczny także został oddany z niesamowitą pieczołowitością oraz szacunkiem. To co widać przez większość filmu było po prostu przerażające i mnie, osobę która lubi pływać i nigdy nie miała problemu z korzystaniem z transportu wodnego, przerażałaby myśl bycia na takim statku jak Greyhound.

Greyhound to cholernie dobry film który trzyma w napięciu od początku do samego końca i to do tego stopnia, że nawet w ostatnich minutach filmu miałem wrażenie, że gdzieś na horyzoncie pojawi się peryskop łodzi podwodnej, a za nim torpedy ścigające niszczyciela. Zdecydowanie gorąco polecam obejrzeć ten film, nawet kupując dostęp do tej śmiesznej platformy TV+ której absolutnie nikt nie potrzebuje. Zdecydowanie warto, nie zapomnijcie potem jednak anulować subskrypcji. To teraz proszę o drugi film, który będzie pokazywać takie polowanie z punktu widzenia kapitana niemieckiego u-boota, ale proszę bez robienia z nich psychopatów. To mógłby być fenomenalny film uzupełniający to co widzieliśmy w Greyhound.

4 komentarze

  1. darek
    13 lipca 2020
    Odpowiedz

    Wszystko OK, ale kole w oczy pewien istotny błąd. To niszczyciel jest okrętem (okręty to jednostki marynarki wojennej), tak więc kapitan dowodził okrętem a nie statkiem
    W pewnym momencie napisałeś odwrotnie.
    Ale film jest na prawdę świetny i trzyma w napięciu.

    • 14 lipca 2020
      Odpowiedz

      Jest różnica między okrętem i statkiem? Wydawało mi się że to jest to samo.

      https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Okret-statek;16456.html w słowniczku jest napisane, że każdy okręt jest statkiem, ale nie każdy statek jest okrętem, więc chyba mocno się nie pomyliłem :)?

      • Kamil Konieczny
        10 sierpnia 2020
        Odpowiedz

        Pomyłka między okrętem a statkiem to kardynalny błąd, chyba taki dyskwalifikujący ,jeśli chodzi o podstawowa wiedzę o bitwach morskich, nie nie było takiej sytuacji aby dowódca uboota wył przez radio i zdradzał swoją pozycję, tego nawet ruscy by nie wymyślili

        • 12 sierpnia 2020
          Odpowiedz

          Nie mam podstawowej wiedzy o bitwach morskich. Oglądam filmy i gram w gry. Na tym kończy się moja wiedza. Po za tym poprawiłem ten błąd, żeby puryści militarni mnie nie linczowali 🙂

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Disintegration - Poradnik Solucja - Pełne przejście gry
Następny Black Angel - recenzja - jak termos UFO podbijał bezkresny róż