Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin zebrał od samego początku trochę zły PR, kiedy do gry przylgnęła łatka pokemonów w świecie Monster Huntera. Osobiście przyjemność z tej gry czerpię w trochę inny sposób niż ze standardowych Pokemonów, które nigdy nie przypadły mi do gustu.

Historia gry Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin skupia się wokół zwykłego chłopca, który jest wnukiem legendarnego Reda – legendarnego jeźdźca potworów, którego zna cały świat. Nasz bohater, którego na początku stworzymy w kreatorze postaci rozpoczyna swoją karierę jeźdźca potworów i będąc w cieniu dziadka będzie próbować prześcignąć legendę. Na szczęście szybko trafia w posiadanie jajka Rathalosa, wokół którego krążą legendy dotyczące końca świata. Nasz młody bohater będzie więc próbować udowodnić innym jeźdźcom oraz łowcom potworów, że jego Rathalos nie doprowadzi do zagłady wielu istnień. Niestety wszystkie znaki na niebie są przeciwko niemu. Fabularnie trzeba przyznać, że Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin jest naprawdę angażującą i ciekawą grą. Fabuła ma swoje zwroty akcji, jest niecodzienna nawet pomimo głównego tematu ratowania świata oraz fajnie będzie przedstawiać rozterki z którymi muszą walczyć jeźdźcy potworów. Sama kampania fabularna to około 40 godzin intensywnej zabawy, a prawdziwa gra rozpoczyna się po ukończeniu głównej kampanii, kiedy to odblokują się przed nami całkowicie nowe możliwości i podobnie jak to jest z każdą grą z serii Monster Hunter, czeka nas dziesiątki godzin niekończącej się zabawy w poszukiwaniu coraz to rzadszych oraz potężniejszych potworów. A kiedy to już zrobisz, czeka na Ciebie także tryb kooperacji i PvP.

Monster Hunter Stories 2 Wings of Ruin otwarty świat
A to jest główne źródło wszystkich problemów … ale czy aby na pewno?

Bo najważniejsze tutaj jest to, że tym razem nie wcielamy się w łowcę potworów, a jeźdźca, który będzie zajmować się trochę czymś innym. Dalej będziemy walczyć z potworami, jednak naszym priorytetem będzie odnajdowanie kolejnych jajek z potworami, z których będziemy wykluwać bestie wspomagające nas podczas rozgrywek. To właściwie jedyne nawiązanie do sławnych pokemonów – kolekcjonowanie potworów jest tutaj ciekawym zabiegiem wokół którego krąży cała zabawa. Jednak to jak zbieramy te potwory, jest znaczącą różnicą. Akcja gry będzie się działa na różnych obszarach gdzie spotkamy potwory z którymi będziemy walczyć. Oprócz tego dosłownie co krok będziemy trafiać na gniazda potworów, gdzie zawsze na samym końcu znajdziemy jajko. Każde gniazdo może posiadać różne jajka i każdy potworów posiada inaczej wyglądające jajka, dzięki czemu z czasem możemy się nauczyć tego, jaki kolor będą posiadać jajko danego potwora. Potwory cechują się nie tylko wyglądem oraz przynależnym do gatunku umiejętnościami takimi jak skok, niewidzialność czy też umiejętność latania. Każdy potwór będzie posiadać zestaw genów, które będziemy mogli łączyć za pomocą czegoś, co nazywa się rytuałem kanalizacji i polega na niczym innym, jak przekazaniu jednego genu dla innego potwora poświęcając tego pierwszego.

Podróżuje z nami także przyjemniaczek Palico, który ma zawsze dużo do powiedzenia. Czasami nawet za dużo.

Niestety jednak odnalezienie idealnego potworka długo trwa i bardziej to zależy od RNG, niż od czasu który włożyliśmy w poszukiwania. Nawet odnajdując bardzo rzadkiego potwora królewskiego, istnieje duża szansa, że bestia nie ucieknie do gniazda, gdzie odnajdziemy jajko tego stwora, a nawet jeżeli ucieknie, to trafimy na takie jajko, które będzie posiadało geny z którymi nawet kanalizacja nic nie zrobi. Oczywiście możemy wpływać na możliwość ucieczki, ale niektóre warunki są bardzo trudne do spełnienia nawet pod odpowiednich przygotowaniach. Przykładowo Nargacuga ucieka do gniazda tylko wtedy, kiedy uda nam się trafić ją w momencie aktywacji specjalnej pułapki, którą musimy przygotować wcześniej. Niestety podczas mojej zabawy, ta umiejętność się nie aktywowała i musiałem kombinować inaczej, na przykład za pomocą paintballa, który zawsze aktywuje 50% szans na ucieczkę.

Poszukiwanie najpotężniejszych potworów to największa frajda z gry, chociaż nie zawsze jest uczciwie.

Sama walka opiera się na prostym systemie papier, kamień, nożyce, jednak z pewnymi modyfikacjami. Większość ataków ma swoją przynależność do danego rodzaju: siły, techniki lub szybkości. I zgodnie z tą kolejnością, siła bije technikę, technika bije szybkość, a szybkość siłę. Odpowiednio synchronizując ataki z naszym potworem czy też towarzyszami jesteśmy w stanie zwiększyć zadawane obrażenia lub nawet przerwać atak przeciwnika. Dodatkowo do tego dochodzi szereg różnych broni, które mogą być broniami siecznymi, obuchowymi lub przebijającymi. Różne części ciała potworów mają różną odporność. No i dochodzą żywioły oraz efekty dodatkowe. Dodatkowo możemy łączyć nasze ataki z potworem, którego możemy zmienić w dowolnym momencie walki raz na turę bez żadnych większych konsekwencji i wreszcie dochodzą ataki specjalne, które zawsze robimy we dwójkę z towarzyszącym nam potworem i są przedstawione za pomocą wyjątkowo ładnej animacji. Każdy potwór ma swój unikalny atak specjalny oraz animację i każda z nich robi solidne wrażenie. W ten o to sposób, mówienie że walka w Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin opiera się tylko na systemie kamień papier nożyce jest dużym niedopowiedzeniem. Walka jest prosta do opanowania, a jednocześnie zostawia duże pole do nauki oraz przygotowań przy walkach z trudniejszymi monstrami.

Pomiędzy misjami będziemy wracać do miast by zrobić lepszy sprzęt czy też wykluć jajka.

Oprawa audiowizualna jest bardzo nierówna w Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin. Sama grafika rzeczywiście jest ładna i ma swój urok, zwłaszcza jeżeli chodzi o zróżnicowanie oraz animowanie potworów. Niestety tutaj gra jednak nie pokazuje nic ciekawego jeżeli chodzi o animacje postaci ludzkich, które są w porównaniu do potworów bardzo sztucznie wyglądające oraz nieładne. Zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę naszego bohatera, który przez całą grę jest niemową i komunikuje się za pomocą skinięć głową oraz mrugnięć. Wygląda to po prostu źle. Jednak warto wspomnień pozytywnie o soundtracku, który podobnie jak w każdej grze z serii Monster Hunter jest po prostu najwyższych lotów i jeszcze przez wiele tygodni po zakończeniu swojej przygody z Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin będzie powodowała u mnie ciarki na plecach.

A muszę tutaj śmiało powiedzieć, że w momencie pisania tej recenzji przygoda z grą Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin dalej trwa i wydaje się, że nie zostanie ukończona przez jeszcze dziesiątki godzin. Jestem zafascynowany tym, co ta gra jeszcze ma do pokazania, a ciągłe odkrywanie nowych potworów oraz mechanik sprawia, że gra jeszcze bardziej mnie nakręca i ciężko jest mi ją odstawić. Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin jest jedną z najbardziej wciągających gier tego roku i zdecydowanie zasługuje na uwagę każdego gracza i to obojętnie czy lubicie tą franczyzę, pokemony czy też anime. Myślę, że większość z nas znajdzie w Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin coś dla siebie. To zresztą jedyna gra z ostatnich miesięcy, przy której tak szybko zlatuje mi czas robiąc live. Zresztą wpadnijcie i sami sprawdźcie.

Podsumowanie

Capcom znowu pokazał, jak należy robić gry. Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin to dopracowany tytuł na setki godzin, który na każdym kroku będzie nas zaskakiwał.
Ocena końcowa 9.0
Pros
- Dziesiątki zróżnicowanych potworów
- Prosty i angażujący system walki
- Nawet ciekawa główna oś fabularna
- Jak w każdej grze z serii Monster Hunter - obłędnie dobry soundtrack
- Po 40 godzinnej kampanii zabawa dopiero rozpoczyna się
- Tryb multiplayer oraz pvp
Cons
- Grafika i animacje ludzkich postaci pozostawiają sporo do życzenia
- Znalezienie idealnego potworka to bardziej zabawa z RNG niż efekt długiej pracy
Poprzednio Divinus - pierwsze wrażenia - jak Ares z Thorem o Grecję walczyli
Następny Playstation Plus Sierpień 2021 – W jakie darmowe gry zagramy?