Disney próbuje różnych sposobów, by przyciągnąć ludzi do kin oraz swoich filmów. Często zabiera się za popularne tematy totalnie niezwiązane z jego filmami, robi odświeżone wersje lub spin-offy swoich marek. Onward próbuje w oryginalny sposób zrobić coś, co już kiedyś było.

Czy to dobrze, czy też źle, nie mam szczególnego zdania w tej sprawie. Czasami odświeżone kotlety, czy film zrobiony na podobieństwo Shreka może być całkiem przyjemny w odbiorze. Taki jest właśnie Onward, który od początku do końca oglądało się przyjemnie. Ale czy jest to kino wybitne lub przynajmniej godne tego żeby wymieniać je przy wspomnianym już zielonoskórym bohaterze? Nad tym bym się zastanawiał. Recenzja zawiera spoilery fabularne.

Historia filmu Naprzód, lub też po angielsku Onward, skupia się na baśniowym świecie zamieszkałym przez stwory znane z głównego kanonu fantasy. Mamy trolle, ogry, cyklopy, jednorożce czy inne wróżki żyjące obok siebie w pokoju i bez żadnej zwady. Ot typowy, kolorowy raj gdzie wszyscy się kochają. W tym też świecie ważną rolę ma magia, jednak jej wpływ staje się coraz bardziej marginalny przez rozwój technologiczny. Stwory wymyślają światło, samochody, samoloty czy też telewizję, finalnie zapominając czym jest magia. W ten sposób otrzymaliśmy świat znany z amerykańskich filmów młodzieżowych, zamieszkany jednak przez wcześniej wspomniane istoty.

Główny bohater filmu Onward przez cały film jest albo smutny albo przestraszony albo rozczarowany. Nie to co jego brat, prawdziwy bohater mimo przeciwności.

Historia jest typowa dla tego typu filmów. Główny bohater, połączenie ofiary i mentalnej kaleki, Ian Lightfoot, dużo chce, ale mało może. Obchodzi on właśnie 18 urodziny i próbuje wejść w dorosłość. Braki jednak w charakterze i chęci zdobycia czegokolwiek sprawiają, że jest bardzo smutny. Ten typ ofiary, kiedy nie udaje mu się zdać prawka, bo boi się wjechać na autostradę, albo kiedy nie udaje mu się zaprosić nieznajomych dla niego kolegów z klasy żeby wpadli na imprezę urodzinową. Oczywiście jest też starszy brat, dużo pewniejszy od niego samego, ale uchodzący za świra w okolicy. Ian bardzo się go wstydzi i jednocześnie chciałby dalej zostać w ciepłej kieszonce swojego bylejestestwa, ale z drugiej strony fajnie by było wyjść gdzieś do ludzi i pogadać.

Pixar bardzo ugrzecznił film i nie ma tutaj żadnego znęcania się nad dzieciakiem czy też innych problemów niż zawartych w nim samym. Chciałby być jak tata, który zmarł zanim młodzieniec mógł go poznać. Nie będę ukrywać, główny bohater był irytujący i przedstawiał bardzo złe schematy, niewłaściwe w prawdziwym świecie. Jego postawa oraz fabuła filmu pokazywała bez przerwy, że jak raz się coś nie uda, to można liczyć na szczęście jutro bez dawania z siebie czegoś więcej. A jak nie, to pojawi się dolna połowa ojca i wspólnie ze swoim nienormalnym bratem wyruszy by odnaleźć kryształ strzeżony przez smoka. Jest on potrzebny by przywołać górną połowę ojca. Mają niestety na tylko 24 godziny. Czas rozpocząć wyprawę.

No dobra, może ten początek recenzji nie był zbyt pozytywny. Wszystko co się dzieje wokół Iana jest ciekawe, śmieszne lub intrygujące. Nawet jednorożce szabrujące śmietnik i zachowujące się jak dzikie koty są zabawniejsze niż to co prezentuje sobą Ian. Jego brat, tak bardzo nielubiany i rozczarowujący: Barley to już inna para kaloszy. Zawsze spróbuje czegoś nowego, uśmiecha się i mówi że będzie lepiej. Fascynuje się historią oraz dziedzictwem swego świata, broniąc ostatnie dzieła architektury niczym opętany ekolog. Jest jednak sam i nie ma za sobą rządów innych mocarstw, przez co jest traktowany właśnie jako wyrzutek i film stara się go wyśmiewać na każdym kroku, kiedy jednak szybko okazuje się, że prawie zawsze miał rację. Ba, nawet jego brat, który skrycie uwielbia starszego Barleya w pewnym momencie przyznaje się, że także go traktuje jak przegrywa. Tutaj należy się doszukiwać strasznego znęcania się nad starszym, niezrozumiałym braciszkiem. Młody miał zawsze dostarczane poduszeczki pod tyłek, żeby nie było dla niego zbyt ciężko, co właśnie teraz widać wyraźnie. Starszy miał inne problemy, takie jak przejęcie roli ojca w domu co finalnie skutkowało tym co widzimy w filmie. Dajcie szansę dla Barleya.

Pozostawiając duet, który jest najważniejszy dla filmu, historia jeszcze się skupi na bojowej matce, która wyruszy ratować swoich pełnoletnich synów bo nie wrócili na noc do domu. W międzyczasie obudzi w sobie wojowniczkę, prawdziwą bohaterkę w której żyłach płynie krew trollowych herosów. Jej mentorką będzie Mantykora, menadżerka w knajpie, która kiedyś także była niezwyciężonym bohaterem. Ale ZUS się sam nie opłaci. Tak naprawdę, żarciki które pojawiają się w filmie są naprawdę dobre i powodowały mój śmiech. Gang wróżek, który zapomniał już latać robi robotę, tak samo jak centaur policjant, będący jednocześnie kochankiem matki głównych bohaterów.

Onward lub też po polsku Naprzód to tak naprawdę historia o wygodzie jaką daje nam technologia i o tym co tracimy przez to. Oczywiście, wygodne i bezpieczne życie niesie ze sobą wiele zalet, ale jest także kosztowne dla każdego człowieka (lub magicznej istoty). Sam główny wątek fabularny to naiwna wycieczka dwójki ledwie dorosłych młodzieńców by przez chwilę porozmawiać z tatą. Ugrzeczniona i politycznie poprawna historia został niestety obdarta z całego charakteru, który ukrył się tam, gdzie nie powinien. Czyli w Barleyu, który jest wyśmiewany, bo ma swoje własne przekonania tak inne od tego co mówi jego otoczenie. Naprzód to animacja, która zdecydowanie daje do myślenia. Jest ładna, ma świetną muzykę, fajne gagi i ogląda się ją z zapartym tchem. Zostawia też coś w głowie, myślę że dla każdego coś innego. Moja interpretacja jest taka jaką widzicie, jednak jestem pewien, że inny widz zrozumie film inaczej. I dlatego warto obejrzeć Onward.

 

2 komentarze

Poprzednio Paris - recenzja - gra o dwóch twarzach
Następny Destiny 2 Poza Światłem / Beyond Light - Recenzja - Zmroziło mnie!