(new) Pokemon Snap – recenzja – bezmyślnie spędzony czas dla pełnej regeneracji mózgu


Pokemon Snap – bezmyślnie spędzony czas dla pełnej regeneracji mózgu…

…czyli gra idealna?

Pokemon Snap to gra, która z końcem kwietnia zadebiutowała na rynku gier komputerowych i szybko zdobyła sobie rzeszę fanów. To gra, w której z perspektywy pierwszej osoby odbywamy podróż po rożnego rodzaju mapach i staramy się zrobić zdjęcie jak największej ilości Pokemonów. Kluczem jest uchwycenie „modeli” w najbardziej nietypowych pozach, za co oceniani jesteśmy przez Profesora Mirrora – zarówno w skali gwiazdkowej, jak i punktowej. Brzmi znajomo? Bo właściwie pełen tytuł tego tworu brzmi New Pokemon Snap jest kontynuacją gry Pokémon Snap, która wydana została na Nintendo 64 w 1999 roku.

W grze wcielamy się w jednego z członków ekipy badawczej profesora Mirrora. Przemieszczamy się w supernowoczesnym poduszkowcu, w różnych miejscach regionu Lental i robimy fotografie, które służą rozwojowi badań naukowych. Członkami zespołu są także Rita i Phil, którzy przez całą grę pomagają nam dając różnego rodzaju podpowiedzi, sugerując nam możliwe położenie Pokemonów czy wymagania co do fotografii. Cała nasza praca trafia to Photodexa – wielkiego kompendium wiedzy o Pokemonach. A w praktyce jest albumem wszystkich zdjęć, które wykonaliśmy 😉

A ile mamy zrobić tych zdjęć? Szybka matematyka: mamy 214 Pokemonów, każdy z nich sfotografowany musi zostać 4 razy (aby zdjęcie mogło otrzymać od 1 – 4 gwiazdek), co daje nam wynik 856 zdjęć Pokemonów. W praktyce zdjęć zrobicie o wiele więcej, ale nie wszystkie będą nadawały się do albumu.

Gra proponuje nam podróż po regionie Lental. Lącznie mamy do odwiedzenia 6 wysep z jedenastoma obszarami do badania. Każdy obszar można przejść kilkukrotnie, w różnych opcjach ścieżki.

I to właśnie ta powtarzalność dzieli użytkowników gry na dwa obozy: pierwszy – którzy są fanami takiego rozwiązania, non stop poszukują kolejnych Pokemonów, w różnych opcjach, pozycjach i wariacjach. Druga grupa to osoby szybko nudzące się, potrzebujące więcej doznań emocjonalnych i jakiejkolwiek historii. Cała gra w zasadzie polega na powtarzaniu kursów po regionie, poszukiwanie kolejnych to Pokemonów i ponowne robienie zdjęć tego samego obiektu (nawet wyłącznie dla polepszenia punktacji). Nie mamy tutaj głębszej historii, plot twistów i wartkiej akcji – przeciwnie! Możemy odczuć spokój i stateczność. Wahałam się, czy nie napisać „kompletny brak emocji”, ale byłoby to niezgodne z moimi odczuciami. Zawsze cieszyły mnie nowe Pokemony, urocze pozycje, które zajmowały, sposób w jaki pozowały do zdjęcia. Może to kwestia pandemii, może kwestia pewnego wieku (lol), ale niezwykle ekscytowała mnie perspektywa zrobienia najlepszego zdjęcia.

Nie jest to też zwykła, pusta podróż. Na Pokemony możemy oddziaływać poprzez karmienie Fluffruitami, grając melodię (która swoją drogą po jakimś czasie jest zwyczajnie irytująca) czy rzucaniem Illumina orbsami, które mają znaczny wpływ na zachowania Pokemonów.

Jestem fanką fotografii, może to spowodowało, że pozytywnie odebrałam grę. Lubię wrócić po pracy – w której mózg działa na pełnych obrotach, ciągle coś analizując – i bezmyślnie usiąść do Pokemon Snap. Ta gra potrafi mnie odstresować i trochę spowolnić gonitwę myśli w głowie. Właściwie zupełnie nie jest wymagająca: mamy do czynienia z prostą obsługą kontrolerów, banalnymi zasadami. Do tego wszystkiego dostajemy rząd podpowiedzi i opinie na temat zdjęć, które są niczym innym, jak sugestią co do „idealnego” zdjęcia. Idealnego, czterogwiazdkowego zdjęcia.

Adrian kilka razy siedział obok mnie, kiedy przechodziłam kolejne mapy. Biedny zanudził się na śmierć. Stali czytelnicy wiedzą, w jakie gry gra on, więc pewnie domyślacie się, że Pokemon Snap niekoniecznie przypadł mu do gustu. Powiedzmy sobie szczerze – w tej grze nic się nie dzieje i nic nie jest od nas wymagane w tej sekundzie. Nie musimy wykazać się świetnym refleksem, szybkością kontrataku. Nic nie jest decydowane w tej sekundzie – z wyjątkiem kilku zdjęć, które można wykonać (albo i nie) w kolejnej turze.

Trzeba jednak spojrzeć na sprawę obiektywnie. Gra jest zwyczajnie monotonna! I o ile nie jesteś największym fanem Pokemonów na świecie, po jakimś czasie na pewno się znudzisz. Relaks po pracy może stać się zwyczajnie nużący i irytujący, bo powtarzanie tych samych zajęć może zabić każdą iskierkę radości. Twórcy nowego Pokemon Snap wiedzieli co robią – nowa edycja gry zdecydowanie przyciągnie do siebie starszych graczy, którzy zagrają wyłącznie z powodu wiercącej dziurę w brzuchu nostalgii do lat dziecięcych lub nastoletnich. Z drugiej strony przyciągnie do siebie młodych fanów Pokemonów, którzy jeszcze odkrywają ten świat. Według mnie to, co sprawia, że gra uznana może zostać za idealną, jest jej ponadczasowość. A ta nie jest ani trochę taka nie jest. O ile świetnie bawię się przy konsoli w ostatnich tygodniach, nie sądzę, że za kilka miesięcy dalej będą mnie cieszyły spotkania z grą.

Jest jednak coś wciągającego w tej grze, coś co – mimo monotonii – przyciąga mnie do niej jak magnes.

Może zwyczajnie lubię proste, nudne rozrywki 😉

Poprzednio Brzdęk w kosmosie - recenzja insertu z dodatkami Spike Craft.
Następny Syndrom sztokholmski u graczy - Porozmawiajmy o zmuszaniu do grania