Reykholt – recenzja – szklarniowo-warzywne szaleństwo w Islandii.


Kiedy byłem mały to liczyłem tak: dwa plus dwa równa się cztery, albo pięć minus dwa to trzy. Po ogrywaniu Reykholt’a myślę tak: Jedna marchewka plus dwa kalafiory to trzy stoły. Pomidor, sałata i grzyb jest równe trzy kalafiory. Matematyka już nigdy nie będzie taka sama.

Reykholt to najnowsza gra Uwe Roserberga wydana w Polsce przez Portal. Wcielamy się w niej w islandzkich farmerów szklarniowych którzy to mają na celu zaspokajanie coraz to głodniejszych zwiedzających – lub jak ja ich lubię nazywać – wegańskich zombie. W swojej istocie Reykholt to worker placement gdzie gracze umieszczają swoich trzech robotników na dostępnych polach aby wykonać akcje na nim nadrukowaną. Gra toczy się najczęściej przez 7 tur, a wygrywa ten gracz, którego menadżerska flaszka stoi najdalej na torze stołów zwiedzających.

Jak na dziecko Rosenberga przystało – bądź co bądź autora takich muzgotrzepów jak Kawerna czy Uczta dla Odyna, Reykholt zmusza graczy to odpalenia zwojów mózgowych już od pierwszej tury. Nie bez znaczenia jest fakt dostępności wszystkich akcji od samego początku, w grze na 4 graczy liczba ta wynosi 24, ale tak naprawdę są to permutacji kilku podstawowych możliwości. Oto krótki opis typowej tury. Na początku wyślemy robotnika aby pozyskał nam szklarnie, następnie kolejnego po pierwsze warzywa, które to ostatnim pracownikiem możemy zasadzić. Między turami każda szklarnia daje nam jeden zasadzony w niej wegański smakołyk, a my wtedy możemy wykorzystać go do zaspokojenia głodu naszych zwiedzających, tym samym przesuwając się na stołach ku zwycięstwu. Proste. Tylko, że są 4 rodzaje szklarni, nie w każdej wszystko wyrośnie, jest 5 rodzajów warzyw, każde wymaga odpowiedniej szklarni, weganie chcą coraz bogatszych stołów, więc automatyczne zbiory szybką stają się niewystarczające. Musimy pozyskiwać coraz to inne warzywa, ale też musimy więcej zbierać, i też dobrze mieć dużo szklarni, no i trzeba zasadzać, i fajnie zdobyć kartę zdolności specjalnej i…. tak dalej i tak wkoło. Jak łatwo zauważyć pierwotny pętla zbuduj, pozyskaj, zasadź, zbierz szybko się komplikuje. I to dobre, bardzo dobrze. Takie komplikacje są mile widziane.

Reykholt jest grą pełną decyzji, jednak żadna nie jest przytłaczająca. W większości przypadków nie czujemy się bezradni gdy inny gracz przyblokuje naszą upatrzoną akcje. Co prawda w ostatniej turze boli to najbardziej i bycie ostatnim graczem jest dużym handicapem, ale w poprzednich turach da się z tym żyć. W standardowej grze nie ma losowości, poza malutką talią szklarni, które to możemy dociągnąć w ciemno – oczywiście pozostałe szklane domki są jawne i ich wybór jest świadomy. Dociągamy w ciemno, jeśli każe nam to akcja, albo szukamy konkretnej szklarni, która nie jest już dostępna. Brak losowości oddaje pełną sprawczość w ręce graczy. To tylko ich decyzje oraz reakcje na poczynania oponentów przyczynią się do sukcesu bądź porażki. Reykholt wydaje się być policzalny, ale to wrażenie jest szybko rozwiewane przez nieprzewidywalną naturę naszych współ-farmerów. Nawet najlepszy plan weźmie w łeb kiedy ten szklarniowy torfowiec siedzący po prawej ruszając się zajmie kluczowe dla mnie pole. Szybka adaptacji i reorganizacja myśli może uratować nam skórę i marchew, albo kalafior. Między turami można pomyśleć, planować co się zrobi, jednak jak wynika z powyższego przykładu, nie zawsze będzie nam dane ów plan zrealizować. Reykholt jest odrobinę podatny na paraliż analityczny, ale nie jest on zbyt długi – pomimo wielu dostępnych akcji, w danym momencie interesuje nas tylko kilka z nich. Skraca to czas namysłu i nadaje grze dynamiki.

W pudełku dostajemy trzy tryby rozgrywki – standardowy opisany powyżej, solo – gdzie gramy dwoma zestawami robotników samemu blokując sobie akcje i uwaga uwaga, kampanijny – polegający na rozgrywaniu scenariuszy które modyfikują długość gry i kilka pomniejszych zasad. Skoro już mówimy o trybach, trzeba wspomnieć o regrywalności każdego z nich. Tryb standardowy opiera się na kartach usług, czyli zestawach specjalnych zdolność modyfikujących nasze akcje lub dający jednorazowy silny bonus. Zestawów jest 5, od A do E, przy czym E jest tylko dla dwóch graczy. Przed grą losujemy 5 z dostępnych kart i one mogą lub często wręcz dyktują nam naszą strategie, bo poza nimi nic się w standardowej grze nie zmienia.

Tryb solo jest najsłabszą cześcią zestawu. Gramy 2 zestawami pionów gdzie pierwszy zestaw blokuje miejsca drugiemu i tak na przemian. Celem jest dojście do konkretnego stołu bądź jego przekroczenie – czyli zwykły bieg po „punkty”. Problem w tym, że tryb solo jest całkowicie policzalny z uwagi na fakt ze to ty kontrolujesz oba zespoły pionków. Wystarczy chwila zastanowienia i łamigłówka jest rozwiązana. Fajne na jedną, dwie sesje zapoznawcze z grą, ale więcej mocy tam nie ma. Rzecz zmienia się kiedy odtworzymy karty kampanii.

[spoiler title=’Opis Kampanii’ style=’default’ collapse_link=’true’]Talia kampanii wprowadza scenariusze modyfikujące niektóre zasady i długość gry. Dodaje nowe, bardziej złożone karty usług do każdej z talii i wprowadza talie wydarzeń które to pomagają albo przeszkadzają graczom – czyli drugi element losowy w całej grze. To właśnie ta talia ratuje try solo. Wydarzenia znoszą policzalność gry, dodają zmienną, której nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Fajnie.

Sama kampania bardzo złożona nie jest i w sumie jest przeznaczona dla graczy już znużonych grą standardową. Talia wydarzeń może być przez jednych postrzegana jako miłe urozmaicenie, a przez innych jako koszmar poza jego kontrolą. Nie po to ktoś walczył o surowce, żeby losowe wydarzenie mu je zabrało. Grajcie na własną odpowiedzialność.[/spoiler]

Reykholt nie jest grą skomplikowaną. Rozpala nasze umysły wystarczająco, aby poczuć mrowienie, ale nie na tyle, żeby się przegrzać. Zatwardzali fani gier Euro mogą podejść do tego tytułu jako do rozgrzewki przed głównym daniem wieczoru – na przykład opisywanego wcześniej Teotihuacan’a.

Gracze mnie zagłębieni w świat euro, lub w gry jako takie, na pewno będą bawili się lepiej przy szklarniowym hodowaniu warzyw Pana Rosenberga. Reykholt jest dobrą gra wprowadzającą graczy początkujących w świat planszowej ekonomii i planowania. Rozgrywki są szybkie, do 40 min przy 4 graczach. Decyzje znaczące, nieoczywiste, ale też dostrzegalne po chwili zastanowienia. Komponenty są ślicznie wyprodukowane i operowanie nimi podczas gry to czysta przyjemność.

W pudełku znajdziemy pięć tekturowych skrzyń do samodzielnego (prostego) montażu. Podczas gry będziemy z nich dobierali nasze warzywka – reprezentowane przez piękne drewniane znaczniki pomalowane i wycięte w kształcie pomidora czy marchewki. Plansza jest dwustronna, kolorowa i bardzo czytelna. Już po kilku pierwszych rundach ikonografia staje się jasna i odczytywanie akcji na jej podstawie nie stanowi problemu. Jeśli jednak ktoś woli czytać – to każde pole jest dokładnie opisane. Strona dla 3 i 4 graczy bardziej mi się podoba. Mamy na niej ryneczek, ludzi krzątających się między budynkami i żywsza atmosferę. Plansza dla 1 i 2 graczy jest pustawa, znika rynek, pojawiają się wykarczowane pola, gdzie możemy postawić skrzynie z warzywami. Niby OK, ale nie w moim guście. Piony graczy są ładne, każdy z naklejką, a na niej odrobinę inna twarz robotnika. Miły akcent. Na koniec karty – są duże, tarotowe i ślicznie ilustrowane. Rysunką są realistyczne ale w taki milusi sposób. Odrobinę przypominają słodki klimat Osadników: Narodziny Imperium, ale są bardziej realne, prawdziwe. Pan Lukas Siegmon – ilustrator, bardzo się popisał. Jakość kat jest poprawna, nic dodać nic, ująć. Instrukcja jest krótka, prosta, łatwa w czytaniu i z przykładami. Oby takich więcej. Wykonanie i prezentacja gry stoi na bardzo dobrym poziomie. Brawo Portal.

Podsumowanie.

Reykholt jest solidnym euro klasy lekkiej, aspirującym do średniej półki. Jest doskonałą rozgrzewką przed ciężkimi tytułami, ale też sam zapewnia wystarczające wyzwanie, aby zaangażować mniej analitycznych graczy. Regrywalność jest zapewniana jedynie przez karty usług i scenariusze w kampanii, jednak zasadnicze sedno rozgrywki jest przyjemne i zajmujące. Wykonanie i komponenty są super, choć niekiedy mam problem z wydłubaniem warzywek ze skrzyni. Jeśli Teotihuacan jest dla ciebie zbyt skomplikowany, spróbuj Reykholt. Jeżeli odnajdujesz się w Teotihuacan i jej podobnym grom, szklarnie i islandzkie kalafiory nie są raczej dla ciebie.

Grę przekazało do recenzji wydawnictwo Portal Games, za co serdecznie dziękujemy.

Podsumowanie

Fajna lżejsza gra euro nadająca się na rozgrzewkę wyjadaczom lub danie główne rodzinnym farmerom.
Przyjemność z rozgrywki 8.0
Regrywalność 6.0
Wykonanie 9.0
Interakcja 6.0
Cena 7.0
Pros
- Daje pomyśleć
- Idealna dla nowych graczy
- Bardzo ładnie wykonana
Cons
- Weterani szybko się znudzą
- Limitowana regrywalność
Poprzednio Najgorętsze newsy z ostatniego tygodnia – Czerwiec 2019 #2
Następny Godzilla II - Recenzja - Król Potworów jest tylko jeden