When the Moon Hatched to popularna książka fantasy autorstwa Sarah A. Parker. Czy popularność powieści jest zasłużona? Zapraszam do recenzji.
Uwaga! Recenzja może zawierać spoilery fabularne!
When the Moon Hatched jest kolejną książką, która szturmem zawładnęła bookmediami i, którą – głównie ze względu na smoki – musiałam poznać! Miałam nadzieję, że nie będę zawiedziona, jak po lekturze innej booktokowej „sensacji”, czyli The Atlas Six, po której miałam ochotę porzucić czytanie na zawsze. W przypadku When the Moon Hatched było wręcz przeciwnie – ciężko było mi się oderwać od tego tytułu i z czystym sumieniem mogę polecić go fanom fantasy romance. Ze smokami w tle, intrygującą magiczną mocą oraz silną i niezwykle sarkastyczną główną bohaterką, książka spełnia wszystkie wymagania gatunku.
Powieść opowiada historię Raeve, zabójczyni z dość tajemniczą przeszłością, przed którą sama ucieka. Kiedy poznajemy ją w książce, pracuje dla grupy asasynów o nazwie Fiur du Ath. Jej świat wywraca się do góry nogami, gdy staje się celem znanego łowcy nagród zatrudnionego przez Koronę. Wkrótce ginie bliska jej osoba a bohaterka oczekuje jedynie krwawej zemsty. Uwikłana w niebezpieczną grę o władzę, Raeve trafia pod opiekę Kaana Vaegora, jeźdźca smoka (i króla), prześladowanego przez utratę swojej ukochanej. Gdy ścieżki Raeve i Kaana się przeplatają, odkrywają mroczne sekrety dotyczące siebie i świata, w którym żyją.
W historię bohaterów wplecione są wpisy do pamiętnika pewnej kobiety z przeszłości, co – z wybiórczymi rozdziałami z perspektywy drugoplanowych bohaterów – dodaje warstwę tajemniczości, którą miło jest odkrywać na kolejnych stronach. W części rzeczy można się połapać, ale lektura zaskoczyła mnie w kilku miejscach. Autorka podążała dość nietypowym tokiem myślowym i bardzo mi się to spodobało, bo dość łatwo idzie mi przewidywanie wydarzeń, a tutaj otrzymałam kilka niespodzianek. Powieść umiejętnie utrzymuje czytelników w niepewności, nawet jeśli chodzi o bohaterów. Szczególnie spodobała mi się praktycznie dosłowna interpretacja tytułu jeżeli chodzi o Raeve.
Ujawnienie prawdziwej tożsamości Raeve jako Elluin, utraconej miłości Kaana oraz istnienie ich sekretnego dziecka, było świetnym zwrotem akcji. Autorka skrupulatnie rozmieściła podpowiedzi w całej powieści i niby można było się domyślać (przynajmniej części), finalne potwierdzenie domysłów dało mi satysfakcję. Bardzo żałowałam jednak, że nie zostały wyjaśnione okoliczności otaczające amnezję bohaterki, jej śmierć jako Elluin, czy też nawet istnienie samej „INNEJ”.
Narracja jest zasadniczo podzielona na dwie części: pierwszą połowę napędzaną przez fantasy, z budowaniem świata oraz rozwojem postaci oraz drugą, skoncentrowaną na romansie Raeve i Kaana. Zacznijmy jednak od tego pierwszego. Na samym początku, w szpiegowsko – morderczym szale wiedziałam, że książka przypadnie mi do gustu. Opisany świat był brutalny, bezkompromisowy i wymagający. Historia wielokrotnie nacechowana była przemocą, krwawymi scenami, czy torturami. Nie jest to lektura dla osób bardzo wrażliwych, ale z drugiej strony, przez „te strategiczne” momenty można się sprawnie przebić.
Bardzo spodobał mi się też wykreowany system magii – napisałam wyżej, że był intrygujący i głównie chodziło mi o to, że poznałam zaledwie jego zalążek, podczas gdy oczekiwałam całkiem sporo, zważając na liczne wspomnienia o żywiołach, żelaznych kołeczkach, pieśniach i koralikach. Wiemy jedynie, że istnieje magia żywiołów, która przekazywana poprzez połączenie z ich bogami. Oczekiwałam czegoś znacznie więcej, ale to jedynie początek cyklu książek, więc mam nadzieję na poprawę w przyszłości, bo jestem bardzo ciekawa!
Ponadto, jeśli oczekiwaliście epickich smoków, to muszę pohamować Wasze zapędy – owszem, występuje wielki, przerażający smok Kaana i i sporadycznie zostaną wspomniane też inne, ale w zasadzie, to ich obecność w książce jest ograniczona. Dużo jednak słyszymy o skamieniałych smokach na niebie i ta legenda musi rozwinąć się w kontynuacji When the Moon Hatched.
Teraz jeśli chodzi o wątek romansu. Nie spodziewajcie się tutaj pornografii na papierze (tak, wiem – nie oceniam). Ta książka skupia się bardziej na emocjonalnym rozwoju bohaterów, niż nad intymnością fizyczną, chociaż takie sceny też wystąpiły kilka razy. Na szczęście były napisane ze smakiem i nie przyprawiały mnie o ciary żenady. Takie podejście do wątku romansu również mi się spodobało przy lekturze, bo nie zawsze mam ochotę czytać kolejne strony wulgarnych treści, z każdym, nawet najmniejszym detalem (tak, wiem – nie oceniam). Powolny romans bohaterów to ciekawy przypadek – amnezja Raeve tworzy wyjątkową dynamikę, w której czuje przyciąganie do Kaana, nie do końca rozumiejąc dlaczego. Kaan z kolei jest cierpliwy, szanuje jej potrzebę posiadania własnej przestrzeni i czasu na przepracowanie swoich uczuć.
W When the Moon Hatched autorka skupiła się, przede wszystkim, na rozwoju postaci. Fabuła, elementy magiczne, główne lore zepchnięte zostały nieco na drugi tor, by ustąpić miejsca Raeve, Kaanowi, Elluin, czy Veyi. Skupię się głównie na tej pierwszej, ponieważ znaczna część książki odnosi się do jej perspektywy. Bohaterkę da się polubić. Ma poczucie humoru, jest niezwykle sarkastyczna i nieustraszona. Szybko zdajemy sobie sprawę, że jej twarda powierzchowność skrywa złożoną i wrażliwą kobietę zmagającą się z trudną przeszłością. Ma wzniesione ogromne mury obronne, co jest raczej zrozumiałe, ale jednocześnie… jest tak wystraszona poznaniem prawdy o sobie, że momentami ciężko było mi zrozumieć jej poczynania. Rozumiem traumy, rozumiem ciężkie dorastanie, ale trudno było mi zrozumieć tak skrajną ignorancję. Przy tym wszystkim, Raeve to postać, której nie sposób nie kibicować i wiele osób będzie mogło się z nią utożsamiać.
When the Moon Hatched to wciągająca historia z fascynującymi postaciami. Nie wiem czy do końca mogę się zgodzić na większym skupieniu na bohaterach, niż samej fabule. Nieco zabolała mnie nagła miana punktu ciężkości z krwawej walki na uroczy romans, ale czuję też, że powstał jakiś zalążek do większego budowania świata. When the Moon Hatched to solidny początek serii, która wykazuje duży potencjał. Choć może nie zadowolić zagorzałych fanów high fantasy, jest wciągającą historią dla tych, którzy szukają połączenia romansu i akcji. Książka jest zarysem czegoś świetnego, na co warto czekać dalej!
Książka wydana jest w języku angielskim, ale na Instagramie wydawnictwa Uroboros widziałam, że została zapowiedziana u nich na 2025 rok!
Zobacz też: Lauren Roberts – Powerful – recenzja książki
Brak komentarzy