Space Hulk Deathwing – Recenzja – Ciasno i Ciemno


Menu główne gry.
Menu główne gry.

 

   Space Hulk Deathwing był jedną z tych gier, które od zapowiedzi dawały nadzieję na porządną grę. Osadzoną w świecie Warhammerka 40k, utrzymująca ciężki mroczny klimat oraz wieczną wojnę. Godnego następcę pamiętnego Space Marine- od nieistniejącego już wydawcy THQ. Bawiłem się przy nim cudownie- te chwile, gdy niszczyłeś osłonę, by roznieść na kawałki orka chowającego się za nią. Miłe wspomnienia, lecz wróćmy do tematu.

 

Tyranidzi nadziani na broń do walki wręcz.
Tyranidzi nadziani na broń do walki wręcz.

Space Hulk Deathwing – krew, widzę krew!!

   Deathwing to jedna z tych gier, w których możemy wcielić się w super-żołnierzy. Mamy do dyspozycji najlepszy Armor- dostępny dla wyznawców Imperatora. Deathwing jest elitarnym oddziałem, należącym do Zakonu Dark Angels. Podczas gry wcielamy się w Kronikarza, który wraz z dwoma Braćmi dostaje zlecenie odnalezienia oddziału, który przybył tu przed nami. Prawdziwa zabawa zaczyna się, kiedy znajdujemy ich szczątki.Okazuje się, że zostali zaatakowani przez Tyranidów, czyli rasę kosmicznego robactwa (coś ala zergowie z starcraft), którego jedynym celem jest własna ewolucja i niszczenie wszystkich światów. Podczas postępów fabularnych spotykamy ich różne odmiany- od pierwszej generacji hybrydy- po ostateczną ewolucję Bloodlord.
O ile ci pierwsi nie stanowią zagrożenia, jednak ostatni potrafią zajść za skórę i wytrzymać trochę więcej. Niestety jak przystało na ostateczną ewolucję, potrafią także nieźle przywalić. Mimo to odnoszę wrażenie, że brakuje odmian przeciwników. Duża część po prostu się powtarza, tylko są przedstawione w nieco zmienionym wyglądzie i w innym kolorze.

 

Jeden z wraków który przemierzamy.
Jeden z wraków które przyjdzie nam eksplorować.

Ciasno i Ciemno, a do tego pełno robactwa!!

 

Gdy przychodzi nam przemierzać wraki w poszukiwaniu Relikwii, czuć klimat Space Hulka. Jest ciemno, ciasno i wszędzie roi się od robactwa, które należy zniszczyć. Podczas postępu fabularnego spotykamy zwroty akcji, ale tak naprawdę nie zmieniają zbytnio naszych priorytetów. Prawdziwą przyjemność sprawia przemierzanie wraków, które uchwyciły gotycki klimat świata Warhammera 40k.
Rozdziałów mamy dziewięć i przechadzamy się po siedmiu rożnych lokacjach. Przy ostatnich dwóch rozdziałach wracamy do miejsc, w których byliśmy już wcześniej. Mimo to nadal miło wybija się plugawych Tyranidów w ilościach kilku setek na mapę.

Wypełzają oni z rożnych zakamarków. Aby nieco sobie pomóc, możemy zamykać za sobą drzwi. Choć czasem nie wychodzi to najlepiej dla nas, gdyż  odcinamy sobie możliwość wycofania się i tracimy czas na niszczenie ich, bądź odblokowanie, co wróg lubi wykorzystać i przypuścić masywny atak.

Podziwianie lokacji należy do jednych z najlepszych doświadczeń. Uchwycony klimat wylewa się z mapy w naszą stronę. Graficy bardzo postarali się, by mapy były przyjemne dla oka oraz idealnie pasowały do świata. Jest to kawał bardzo dobrej roboty.

 

Dostępny ekwipunek.
Dostępny ekwipunek.

Narzędzia zagłady i postęp

 

Ich mamy dość sporo- od sprzętu do walki wręcz- po bronie plazmowe. Walka wręcz wykonana jest po macoszemu. Mogłaby być bardziej energiczna, ale nie jest aż tak tragicznie. Najlepiej spisuje się w zamkniętych pomieszczeniach gdzie wróg napływa do nas tylko z jednej strony. Dzięki temu, że nie musimy przeładowywać broni nie narażamy się tak na ataki przeciwnika, ale jak to z nią bywa- niezbyt już spisuje się podczas walki z oddalonym przeciwnikiem.

W tej roli dobrze sprawdza się Storm Bolter- podstawowe wyposażenie zwalczania dużej ilości wroga. Gdy on nie wystarczy, możemy zacząć używać Assault Cannona. Nie jest może zbyt celny, ale potrafi przesiać wroga. Dostęp do arsenału zdobywamy przechodząc kolejne rozdziały. Twórcy zadbali o to, byśmy nie mieli dostępu do wszystkiego na początku, co było dobrym pomysłem, bo zawsze pojawiają się nowe konfiguracje.

Oprócz broni, nasz Bohater ma dostęp do zdolności, które odblokowujemy poprzez przypisanie punktów zdobytych za przejście rozdziału. Na początku mamy skromnie- falę odpychającą przeciwników od nas oraz pioruny. By dojść do małej czarnej dziury pochłaniającej większość przeciwników znajdujących się przy niej.

Również mamy wpływ na naszych towarzyszy w Kampanii. U nich jednak wybór ekwipunku jest skromny. Do tego ulepszenia: ich drzewka głównie dają możliwość użycia około jednej dodatkowej broni. Zwiększają także ich wytrzymałość w walce o około 20% łącznie. Jednak przez to, że ich inteligencja do najbystrzejszych nie należy- czasem szkoda słów.

 

 

Dostępne klasy w multi.
Dostępne klasy w multi.

A najlepiej walczy się w grupie

 

Gra daje nam możliwość rozegrania wszystkich rozdziałów z kampanii wraz z kolegami. W rozgrywce może wziąć udział do czterech Terminatorów. Każda osoba ma możliwość wybrać jaką klasą chciałaby grać, a ich jest aż pięć. Możemy wcielić się w Apothecary, ale może być dostępny tylko jeden przedstawiciel, jego głównym zadaniem jest utrzymanie sojuszników przy życiu. Czasem jest to naprawdę ciężka robota, bo bardzo szybko można stracić życie :). Wróg jest bardziej wymagający na współpracy i nie jest to stopniowe dawkowanie przeciwników, jakie występuje w rozgrywce dla jednego gracza. Rozgrywając partię w rozdziale 2, natknęliśmy się na Bloodlord’a, którego spotykamy dopiero jakoś w połowie Kampanii. Nieuwaga może kosztować życie nasze jak i sojuszników.

Rozgrywka nastrojona jest bardzo mocno na współpracę i dobór uzbrojenia. Uzbrojenie odblokowujemy poprzez zdobywanie poziomów w trakcie gry. Niestety tu zaczynają się pierwsze schody. Twórcy nie przemyśleli zbytnio sprawy i odblokowany sprzęt oraz zdolności są dostępne tylko na daną rozgrywkę. Przechodzą z nami do kolejnej rozgrywki u tego samego Hosta (jeżeli ustalił więcej niż jedną mapę). W innym przypadku za każdym razem jesteśmy zmuszeni od nowa odblokowywać nasz sprzęt. Sprawę pogarsza fakt, że na ten moment występuje dość upierdliwy błąd, który powoduje, iż w momencie zmiany broni przez Hosta cała rozgrywka skutkuje rozłączeniem, a dla Hosta kończy się błędem. Twórcy wiedzą już o nim i pracują nad unicestwieniem tych chochlików Chaosu.

 

 

Początek rozdziału dziewiątego i dziwny błąd.
Początek rozdziału dziewiątego i dziwny błąd.

Błędy, błędy oraz problemy

 

Jak w większości produkcji, które wychodzą już od kilku lat. Przywykliśmy, że produkt na premierę niezawsze chodzi jak należy. Niestety i Deathwing nie uchronił się przed tym przekleństwem. O ile w Kampanii bawiłem się znakomicie to bywały chwile, gdy można było zwariować. Sztuczna Inteligencja naszych sojuszników woła o Inkwizycję. (Są tak tępi, że nieraz przy końcowych rozdziałach musiałem wczytywać ostatni punkt zapisu!!!). Niestety gra również nie daje nam możliwości zapisania w dogodnej dla nas chwili.

Rozumiem, że to zamierzony zabieg, by było trudniej i wymagało więcej od nas. Jednak nie ma nic bardziej irytującego, niż stracone 30 minut gry oraz zebrane Relikwie, bo nagle zginęliśmy gdyż bot nie potrafił się utrzymać. Sztuczna inteligencja przeciwnika miewa gorsze chwile lecąc linią prosta na nas. Jednak, gdy się opamięta i zacznie działać jak należy stanowi wyzwanie.

Rozdzielają się i próbują nas dorwać z każdej strony. Najbardziej psuje całą zabawę- już wcześniej wspomniany- błąd występujący w multi. Bo nic bardziej nie popsuje dobrej partii, jak nagłe jej przerwanie przez głupi błąd.

Przeglądając forum dużo osób skarżyło się na optymalizację gry. O dziwo u mnie bywały problemy, ale głownie w ekstremalnych momentach, gdy musiałem się przebijać przez masę Tyranidów do celu, więc nie mogę powiedzieć, że ich w cale nie ma, ale na swoim przykładzie widzę, że jest w porządku. Jednak zawsze może być o wiele wiele lepiej!!

 

 

Strefa wymiany ekwipunku naszego oraz towarzyszy.
Strefa wymiany ekwipunku naszego oraz towarzyszy.

Podsumowując

 

  Deathwing ma ogromy potencjał, niestety na ten moment niewykorzystany tylko tak jak należy. Występuje tryb współpracy, ale potraktowany po macoszemu. Brakuje prawdziwego rozwoju postaci, odblokowywania dodatkowych wyglądów, a i być może bonusów do statystyk. Przypomina mi historię z Warhammer Vermintide, który również nie był podczas premiery w takim stanie, w jakim miał być ostatecznie. Dużo zawartości brakowało, optymalizacja szwankowała i sporo błędów technicznych. Twórcy jednak wzięli się za robotę, ogarnęli się i naprawili, co popsuli oraz dodali więcej zawartości.

Jednak liczę, że i w tym wypadku twórcy wezmą się ostro za naprawę błędów. Zaczną dodawać nowa zawartość, która powinna być dostępna od początku. Wprowadzą system rozwoju do multi, by ludzie mieli co zdobywać i czym się wyróżniać.

Tryb fabularny był świetny i mimo kilku mniejszych problemów, dawno tak dobrze się nie bawiłem przesuwając moją przygodę do przodu. Pozostaje niedosyt, że zawsze mogło być coś więcej. Jeszcze kilkaset Tyranidów do ubicia, Relikwii do zdobycia jak wraków do zwiedzania. Grę ocenie ponownie, gdy twórcy dodadzą zawartość, która powinna być od początku w niej.

Jestem zdania, że lepiej przełożyć premierę o te kolejne pół roku i wydać bardziej kompletny tytuł, niż narażać się na utratę zaufania czekających fanów. Nie zawsze dotrzymanie terminu jest najlepszym rozwiązaniem.

 

Poprzednio Ruszyła przedsprzedaż The Others
Następny Nie Śmiej Się - Unboxing z humorem