Syndrom sztokholmski u graczy – Porozmawiajmy o zmuszaniu do grania


Jakiś czas temu, oglądając pewną sesję na YouTube padło pewne zdanie, które dało mi sporo do myślenia i które zaowocowało nie tylko tym artykułem, ale i zmianą mojego podejścia do niektórych gier.

Mowa tutaj o sesji terapeutycznej (chyba można to tak nazwać?) Asmongolda i Doktora K. Pierwszy z nich jest najpopularniejszym graczem w World of Warcraft, który tworzy głównie na Twitchu. Oprócz samego grania często wypowiada się na temat różnych zjawisk, które dzieją się wokół Twitcha oraz całego giereczkowego świata. Doktor K jest natomiast psychologiem, który zasłynął z tworzenia materiałów związanych z wydajnością oraz psychologią, a także dzięki sesjom z popularnym streamerami. Jakkolwiek mam duże wątpliwości na temat rzetelności tych sesji (chociaż czasami pojawiają się naprawdę solidne momenty, ile w nich udawania i prawdy, nie wiem), to same materiały są bardzo ciekawe i poruszają istotne problemy, z którymi musi mierzyć się każdy twórca internetowy – i to nie tylko Ci o dużych zasięgach. Omawiany materiał możecie zobaczyć poniżej.

Asmongold, are you proud of yourself? | Dr. K Interviews

W tym też materiale padło ciekawe stwierdzenie, kiedy to Asmongold powiedział, że World of Warcraft nie daje mu takiej satysfakcji z grania i czuje się zmuszany do zabawy przez twórców, którzy inaczej nie potrafią zatrzymać gracza niż przez różne obowiązkowe elementy, które wcale nie dają mu satysfakcji. Dało mi to dużo do myślenia, zwłaszcza, że kiedyś widziałem podobny wywiad z Richardem Tylerem Blevinsem, czyli nikim innym jak Ninja. Wypowiedział się on, że nie czerpie już takiej przyjemności z Fortnita jak kiedyś z uwagi na fakt, że musi grać głównie dla swoich widzów, a kiedy próbuje grać w coś innego to oglądalność jest znacznie mniejsza. To jest jednak nieistotne, myślę natomiast, że problem który posiada Asmongold dotyczy wielu z nas i nie dotyczy tylko World of Warcraft.

Genshin Impact oraz Guild Wars 2, czyli synonim Syndromu Sztokholmskiego Adixa

Jeżeli śledzicie nasz kanał oraz stronę, to wiecie, że swego czasu pojawiało się bardzo dużo materiałów z Chińskiej gry Genshin Impact. Jest to darmowa gra eksploracyjna, gdzie odkrywamy historie ciekawego świata, odblokowujemy postacie w systemie Gacha (ogólnie chodzi tutaj o losowanie postaci) oraz rozwijamy je poprzez różne aktywności w grze. Znajdziecie na naszym kanale sporą serię oraz recenzje z tej gry, jeżeli chcecie dowiedzieć się o niej więcej, to zachęcam do sprawdzenia.

Nigdy jednak nie ukończyłem całej kampanii w tej grze. Wynika to z nadmiaru aktywności comiesięcznej oraz codziennej, którą należy wykonywać by zdobywać przydatne przedmioty, bez których ciężko się obyć. Mowa tutaj o książkach doświadczenia, lepszych broniach, złocie, czy wreszcie cennych Primogenach, które służą nam do brania udziału w losowaniach postaci (bez gwarancji, że je otrzymamy). Gdzie leży problem? Żeby czerpać najwięcej z Genshin Impact, trzeba wykonywać dziesiątki tych czynności każdego dnia, by wreszcie mieć czas na to co jest w grze najważniejsze, czyli eksploracji oraz robieniu fabuły. Twórcy zaimplementowali dziesiątki mechanizmów, które ZMUSZAJĄ do codziennego logowania i wykonywania zadań – daily quests, weekly quests, zadania sezonowe, doświadczenie sezonowe, bossowie, którzy odradzają się co tydzień itp itd. Jako gracz, który mógł poświęcić na Genshina maksymalnie godzinę dziennie, nie byłem w stanie wykonać wszystkich tych zadań (zwłaszcza tygodniowych). Do tego zakupiłem Gnostic Hymn, który służy tutaj za Seasson Pass i który daje nam dostęp do jeszcze większej liczby przedmiotów … o ile będziemy wykonywać zadania dzienne oraz tygodniowe. W ten o to sposób przez parę tygodni byłem poświęcony dla Genshin Impact, mając jednocześnie wyrzuty sumienia, że nigdy nie ukończyłem głównej kampanii oraz większości zadań pobocznych i niekończenia wszystkich zadań tygodniowych i dziennych, które gra mi rzucała pod nogi. Mało w tym było przyjemności.

Do tego miejsca musimy wrócić co tydzień. Za pokonanie bossa który tutaj się pojawia otrzymamy szansę zdobycia cennych przedmiotów niedostępnych w inny sposób.

Po co o tym mówię? Chciałem tutaj zwrócić uwagę na moment, którego nie dostrzegłem, a stał się dla mnie jasny dopiero jakiś czas później – chodzi o ten moment, kiedy gra sieciowa, najczęściej darmowa, nie daje nam przyjemności, a staje się cholernym obowiązkiem. Musisz się logować codziennie, robić codzienne zadania, polować na cotygodniowe bossy itp. AH! Zaraz ktoś w komentarzach napisze, ze wcale nie muszę tego robić. No nie muszę, ale wtedy tracę potrzebne przedmioty i nie wykorzystuje pełnego potencjału gry, czyli aktywuje się w naszym mózgu mechanizm straconej okazji (po co gram w grę, skoro nie wyciskam z niej 100%?). Tak wygląda moja przygoda z Genshin Impact i syndromem sztokholmskim jaki miałem w związku z tą grą. To i tak nic, bo całość przygody trwała tylko parę tygodni – w czasach studiów grałem tylko w jedną grę (w zasadzie dwie, ale ta zabierała mi większość czasu) – Guild Wars 2, gdzie istniały specjalne zegary pomagające w polowaniu na World Bossów. Oczywiście gra miała także wiele innych mechanik zmuszających do codziennego logowania. W Guild Wars 2 spędziłem łącznie 2 tysiące godzin przez 5 lat studiów.

Gry na abonament to rak, ale czy to przez abonament?

Teraz wrócimy do World of Warcraft, z którym na stałe rozstałem się przy dodatku Wrath of the Lich King. Potem przez lata nie interesowałem się tą grą, jednak wcześniej zawsze uważałem ją za wartą wydawanych pieniędzy. Zresztą byłem w szkole średniej, to i miałem więcej czasu na granie 🙂 Powrót do tej gry następował w ostatnich latach, już kiedy prowadziłem bigbaddice.pl. Okazało się, że WoW nie jest już nawet przyjemną grą. Historia stała się rozmyta przez wiele dodatków, które nie są ze sobą ani trochę spójne, rozgrywka była nudna, walka sztywna i niedająca satysfakcji. A mimo to spędziłem z tą grą parę tygodni. Co tutaj się wydarzyło?

Losowanie przedmiotów to największe cierpienie przy obcowaniu z Genshin Impact. Tutaj miałem wielkie szczęście

Nie oszukujmy się – World of Warcraft był grą fenomenalną i niepowtarzalną, ale 13 lat temu. Potem powstawały inne tytuły, które nawet w modelu Free to Play oferowały więcej pod względem graficznym i jeżeli chodzi o możliwości walki czy ekonomii (np. Black Desert Online, który jest pod każdym względem bardziej rozbudowany od World of Warcraft, dający znacznie więcej zabawy i możliwości, a jeżeli będziecie wydawać 50 zł miesięcznie w BDO to będziecie żyć jak królowie). A pomimo tego, dalej trzyma piedestał najlepszego MMO na rynku i nie oszukujmy się dzisiaj jest bardzo słabą grą, zwłaszcza porównując ją do konkurencji. Jednym z powodów jej popularności na pewno jest sentyment oraz przywiązanie do ludzi w grze i nawyków, które gracze wypracowywali w sobie przez lata.

Spójrzcie na Asmongolda czy nawet naszego rodzimego Nexosa. Regularnie, co każdy dodatek, czy też większą zmianę publikują materiały które mówią jedno – kiedyś to było, a dzisiaj WoW nie jest tym samym. O tym zresztą też mówi powyższy wywiad. A pomimo tego, od wielu lat grają w te tytuły. Może być to też sytuacja podobna jak z Ninja – nie chcą opuszczać gry, która oferuje im tak duże przychody, ale wydaje mi się, że problem leży głębiej – chodzi tutaj o przywiązanie, sentyment, nadzieję i zwykłe, głupie nawyki, które tak ciężko wykorzenić. A menadżerowie z Activision Blizzard oraz dziesiątek innych gier to wykorzystują, korzystając z tego jak łatwo uzależnia się nasz mózg.

Jak rozpoznać graczowy syndrom sztokholmski?

Szukam gry MMO, która da mi taką frajdę jak wiele lat temu World of Warcraft i zatrzyma mnie na tak długo. To już jednak niemożliwe, zwłaszcza kiedy zdałem sobie sprawę, że w niektóre gry grałem bo „musiałem zrobić zadania dzienne” a nie dlatego, bo po prostu miałem ochotę przy nich odpocząć lub też zrobić jakiś materiał na nasz kanał (ale to też dla mnie przyjemność i rodzaj hobby, wiem dziwny jestem). Ostatnią taką grą na parę tygodni był dla mnie Conqueror Blade. Jest to naprawdę dobra gra, która dawała mi czystą przyjemność z samego grania. Pomimo tego, że tytuł oferował, podobnie jak Genshin Impact, wiele różnych mechanizmów, które chciały nas zatrzymać przy zabawie, to nie logowałem się do tej gry by robić zadania. One się robiły same, po prostu po każdym lub prawie każdym oblężeniu które zrobiłem, odbierałem nagrody i nie pilnowałem by robić jakieś dziwne rzeczy podczas zabawy by tylko zaliczyć zadanie. Doszło nawet do tego, że zakupiłem w tej grze przepustkę sezonową oraz premium – więc i twórcy na mnie trochę zarobili, a ja zawsze wychodzę z założenia, że jeżeli gram długo w darmową grę, to wypada po prostu coś w niej zakupić.

Przepustka w Conqueror’s Blade została zakupiona, ale nigdy nie czułem się w obowiązku by robić rozmaite zadania by zdobyć wszystkie z niej przedmioty – gra trzymała mnie swoją bardzo wciągającą rozgrywką, a nie codziennym obowiązkiem

Grę jednak porzuciłem nie tak dawno temu z uwagi na obowiązki związane z innymi tytułami. Zdarza mi się do niej jednak zalogować kiedy mam chwilę by trochę powalczyć. Jest to właśnie ta różnica, która wyróżnia grę od Genshin Impact – loguje się tutaj by się zrelaksować, a nie by zrobić jakieś zadania dzienne. Teraz zastanówcie się, w jaką grę sieciową gracie i po co się do niej codziennie logujecie – czy to dla frajdy, kumpli z klanów czy też by podjąć się jakieś wyzwania, czy też z obowiązku zrobienia zadań dziennych i tego paskudnego poczucia utraconej okazji? Jeżeli macie takie gry, to dajcie znać w komentarzu.

Normalnie nie zachęcam do zakupu żadnych form premium w grach, ale w tym przypadku warto pomyśleć o Seasson Passie. Za 30 zł otrzymacie naprawdę dużo przydatnej zawartości, która będzie dalej odblokowywana w trakcie gry.

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio (new) Pokemon Snap - recenzja - bezmyślnie spędzony czas dla pełnej regeneracji mózgu
Następny Niepowtarzalne komponenty w grach planszowych