Bardzo ciężko mi jest pisać tą recenzję, bo nigdy wcześniej nie oglądałem takiego serialu jak The Midnight Gospel. Co w nim takiego nadzwyczajnego, że tak mocno utrudnił mi pisanie tego tekstu?

Co ciekawe, mimo swojej naprawdę oryginalnej i ambitnej formy, to serial The Midnight Gospel nie był jakoś specjalnie promowany przez Netflixa. Powiem szczerze, że gdyby nie pojawiające się tu i tam wzmianki w social media, nawet nie wiedziałbym o jego istnieniu, a bez paru rekomendacji od znajomych, to nawet bym po niego nie sięgnął. Stało się jednak, mleko zostało wylane i trzeba coś napisać. No to dumaj teraz, dumaj … Recenzja może zawierać spoilery fabularne. Za stworzenie serialu The Midnight Gospel odpowiadają twórcy podcastu Duncan Trussell Family Hour oraz animacji o nazwie Pora na przygodę. To bardzo ważne, gdyż serial The Midnight Gospel będzie przedstawiać po równo oba światy.

Czym jest The Midnight Gospel? Jest to animowany serial przedstawiający historię chłopaka o imieniu Clancy, który prowadzi międzygalaktyczny podcast. Zaprasza do niego gości, którzy zamieszkują wirtualne światy stworzone przez symulator komputerowy. Całość została zaprojektowana, jakby ktoś tworzył wszystko pod wpływem naprawdę bardzo mocnych narkotyków. Psychodeliczne, napęczniałe od symboli sceny będą nam towarzyszyć i olśniewać od początku do końca pozostawiając pole do interpretacji dla każdego oglądającego oddzielnie. The Midnight Gospel to przede wszystkim serial, którego po prostu nie da się chyba zrozumieć w całości po pierwszym obejrzeniu i chętnie do niego wrócę w przyszłości.

Wracając jednak do koncepcji podcastu i rozmowy z gośćmi, bo to właśnie tutaj jest najważniejsze. Nasz bohater będzie podróżować między światami wykreowanymi przez komputer i poznawać różne osobistości i rozmawiać z nimi na naprawdę różne i bardzo trudne tematy. Rozmowy są niesamowicie głębokie, mogą dotyczyć religii, seksu, śmierci oraz jej komercjalizacji. Ogólnie każdy odcinek, że tak się wyrażę, ryje banię osób o odpowiedniej wrażliwości. Mi zrył.

Poświęciłem chwilę by poznać osobistości, które będą rozmawiać z Clancym. I tak w pierwszym odcinku jego rozmówcą (za awatarem prezydenta Stanów Zjednoczonych cierpiących na apokalipsę zombie) będzie Drew Pinsky, który to jest specjalistą od medycyny uzależnień. To będzie także ważny temat rozmowy pierwszego odcinka, ale obaj rozmówcy często będą zjeżdżać z topiku na różne poboczne tematy. W międzyczasie, w tle będzie odbywać się omówiona właśnie apokalipsa zombie oraz …. hipisowski protest do legalizacji marihuany. Clancy jednocześnie rozmawiając, całkowicie spokojnym i zrównoważonym głosem będzie wraz z prezydentem uciekać przed nadchodzącymi hordami zombie (czy też wielkim zombiakiem który zjadł biały dom).

Tutaj drobna uwaga. To co dzieje się w tle podczas rozmowy, jest tak samo angażujące jak sama rozmowa. Jest cholernie ciężko się skupić jednocześnie na rozmowie, oraz na akcji która dzieje się w tle. Już w drugim odcinku Clancy trafi do świata zdominowanego przez tajemnicze pająki, które tworzą papkę ze zwierząt dla zwykłych ludzi (a te pająki są jednocześnie pasożytami). Clancy wraz z jednym ze zwierzaków podczas wspólnej rozmowy będzie przebywać cały proces i nawet jako mięsna papka będzie dalej prowadzić rozmowę jakby nigdy nic. Ciężko wyłapywać wszystkie symbole oraz to co chcą pokazać twórcy serialu w tle i jednocześnie słuchać naprawdę intrygujących rozmów. Dlatego też napisałem na początku, że ten serial warto obejrzeć dwa albo trzy razy by wyłapać wszystko. Co ciekawe, to co dzieje się w tle jest jedynie luźno powiązane z tematem rozmowy. A rozmowa w drugim odcinku będzie prowadzona z Anne Lamott i Raghu Markus. Pierwsza jest amerykańską pisarką lubiącą trudne tematy jak narkomania czy homoseksualizm. Drugi natomiast prowadzi podcast Mindrolling.

 

Serial jest mocny, naprawdę. Jeżeli lubicie czasem przysiąść i pomyśleć na różne tematy, to po każdym odcinku możecie mieć solidną chwilę refleksji na temat omawianych kwestii. Właściwie można go oglądać nawet na dwa sposoby: bez włączonego dźwięku obserwując psychodeliczne i mocne sceny stworzone w umyśle animatora oraz bez obrazu np. na słuchawkach czerpiąc wiele z naprawdę angażującej rozmowy. Normalnie często obraz bardzo angażuje i ciężko się skupić na tym co mówi główny bohater i jego goście. Jednak taką formę przyjęli twórcy, odważną, mocną i to mi się bardzo podoba. To zdecydowanie jeden z tych seriali, które Netflix powinien wypuszczać częściej. Chociaż nie oszukuję się, grupa docelowa do której trafi taka prezentacja treści jest bardzo niewielka i raczej nie przeskoczy takich potworków jak Dom z Papieru czy też Altered Carbon.

Zdecydowanie nie polecam The Midnight Gospel osobom które szukają chwilowej, weekendowej rozrywki przy piwku czy herbacie. O ile serial bawi i wciąga, to czasami po niektórych odcinkach człowiek może być mocno zasmucony lub skupiony na omawianych bardzo ważnych kwestiach. A jeżeli temat odcinka trafi w kwestie która Was szczególnie interesuje, to już totalnie pozamiatane i noc nieprzespana.

1 komentarz

  1. Ktostam
    12 sierpnia 2021
    Odpowiedz

    Powiem tak, trafiłem na ten serial na Netflixie w momencie gdzie w pewien chłodny weekend miałem peak’ po LSD w swoim mieszkaniu. Oglądałem z napisami i oryginalnym dźwiękiem. Dla mnie było to najlepsze doświadczenie mentalne jakie kiedykolwiek miałem okazje doświadczyć.

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Tainted Grail - Czy wersja komputerowa dorówna planszowej?
Następny Gears Tactics - Poradnik dla początkujących