Pokaz Wiedźmina 4 wywołał niemałe poruszenie w społeczności graczy. Grafika, animacje, szczegółowość – wszystko to wyglądało jak zwiastun nowej ery w grach RPG. Szczególnie ujęcia z Ciri – od skoku z konia po realistyczne mimiki twarzy – wywołały efekt „wow”. Jednak po pierwszych emocjach przyszło rozczarowanie.
Okazało się, że to, co zobaczyliśmy, to nie prawdziwy gameplay, lecz pokaz możliwości technologicznych – tzw. vertical slice, czyli prezentacja wizji, a nie rzeczywistego produktu. I właśnie tu zaczyna się szersza rozmowa o tym, dokąd zmierza branża gier wideo. CD Projekt RED to studio, które od lat wzbudza skrajne emocje. Twórcy Wiedźmina 3 i Cyberpunka 2077 mają na koncie zarówno ogromne sukcesy, jak i potężne wpadki. Nie trzeba przypominać, jak wyglądała premiera Cyberpunka – obietnice kontra rzeczywistość, która nie dojechała na czas. Dziś gra wygląda zupełnie inaczej, ale niesmak pozostał. Teraz, przy okazji Wiedźmina 4, pojawił się podobny schemat: spektakularna prezentacja, a potem sprostowanie, że to tylko demo technologiczne.
First look at ‘THE WITCHER 4’ tech demo.
Running on standard PS5 at 60FPS. pic.twitter.com/3zku03p5m7
— DiscussingFilm (@DiscussingFilm) June 3, 2025
W branży gier nie jest to nowość. Pamiętacie Watch Dogs od Ubisoftu? Pierwsze zwiastuny zapowiadały rewolucję, a rzeczywista gra była daleka od tego, co obiecano. Takie działania nie tylko rozczarowują graczy, ale podważają zaufanie do całej branży. W 2014 roku IGN zapytał wprost: „Czy dema na E3 są celowo mylące?”. Odpowiedź była jasna – tak, zdecydowanie. I wygląda na to, że nic się nie zmieniło. Wróćmy do Wiedźmina 4. CDPR twierdzi, że prezentacja została przygotowana przy współpracy z Epic Games, by pokazać potencjał Unreal Engine 5. Nie była to gra, tylko wizja tego, czym może być. Problem polega na tym, że gracze zostali wprowadzeni w błąd. Wielu sądziło, że to prawdziwy gameplay. Gdy prawda wyszła na jaw, fala entuzjazmu szybko opadła. Skomplikowane animacje Ciri, wyjątkowo szczegółowe modele NPC – wszystko to wyglądało zbyt dobrze, by było prawdziwe. I nie było.

Unreal Engine 5, choć potężny, nie jest idealny. Według doniesień deweloperzy z CDPR mają trudności z jego obsługą, szczególnie przy projektowaniu otwartych światów. Daniel Vávra, twórca Kingdom Come Deliverance, przyznał, że z tego co słyszał, silnik ten sprawia CDPR niemało problemów. Oczywiście, może się to zmienić – technologia idzie naprzód, ale obecnie nie daje gwarancji sukcesu. Dlaczego więc studio porzuciło własny Red Engine, na którym działały Wiedźmin 3 i Cyberpunk? Głównym powodem jest ujednolicenie procesu tworzenia gier w branży. Coraz więcej studiów przechodzi na Unreal Engine, bo to ułatwia rotację pracowników, współpracę z podwykonawcami i skraca czas wdrażania nowych ludzi w projekty. W teorii brzmi to rozsądnie – w praktyce może ograniczać różnorodność i unikalność doświadczeń, które oferowały autorskie silniki.
Kolejnym minusem Unreal Engine 5 są jego wymagania sprzętowe i problemy z optymalizacją. Gry na nim tworzone potrafią mieć gigantyczne rozmiary, długie czasy ładowania i trudności z działaniem na słabszym sprzęcie. Dodatkowo, Epic Games pobiera 5% prowizji od przychodów, co w przypadku gier AAA może oznaczać miliony dolarów. Przypadek Wiedźmina 4 pokazuje, jak marketing w branży gier często przekracza granicę etyki. Zamiast pokazywać prawdziwy gameplay, widzowie dostają CGI lub tech demo. Tylko po to, by wzbudzić hype i zachęcić inwestorów. I choć CDPR nie jest jedynym studiem stosującym tę praktykę, trzykrotne powtórzenie tego schematu – przy Wiedźminie 3, Cyberpunku i teraz – sprawia, że trudno mówić tu o przypadku.
Co gorsza, jeśli Unreal Engine 5 faktycznie ogranicza możliwości tworzenia ogromnych, otwartych światów, to Wiedźmin 4 może być zmuszony do kompromisów. Możliwe, że zamiast jednego wielkiego świata, otrzymamy mniejsze, połączone ze sobą strefy – bardziej jak w Wiedźminie 2. To niekoniecznie zła decyzja, ale nie tego spodziewają się fani, którzy marzyli o nowej jakości RPG. Wszystko to prowadzi do prostego wniosku: branża gier potrzebuje większej przejrzystości. Pokazy tech demo są dobre – ale tylko wtedy, gdy są jasno oznaczone. Kiedy twórcy pokazują fragment gry, który nie będzie wyglądał tak w wersji finalnej, muszą o tym informować. Inaczej to po prostu wprowadzanie klientów w błąd, czyli w praktyce – fałszywa reklama.

Nie chodzi o to, by atakować twórców. Gracze chcą wierzyć, że CD Projekt RED wciąż ma w sobie ten sam ogień, który rozpalił serca milionów przy premierze Wiedźmina 3. Ale bez szczerości i transparentności nawet najlepsza grafika nie uratuje reputacji. Lepiej pokazać mniej, ale szczerze – tak jak zrobiło to Square Enix przy Final Fantasy XVI, gdzie każda scena z trailera naprawdę znalazła się w grze. To jest uczciwe podejście. Podsumowując, pokaz Wiedźmina 4 jest symptomem większego problemu. Unrealna rzeczywistość branży AAA staje się normą. Technologia pcha nas naprzód, ale jeśli nie pójdzie za tym rzetelność, to nawet najpiękniejsze gry pozostawią gorzki posmak.



