Godzilla vs Kong …. ahh, tylko jedna osoba wie jak bardzo czekałem na ten film. I wreszcie miałem szansę go obejrzeć i potem obejrzeć drugi raz, dwa dni później.
Pierwszy seans zaliczyliśmy razem z Kasią któregoś świątecznego wieczoru. Dopiero teraz wracamy do standardowego trybu pracy, stąd tak długo musieliście czekać na recenzję. W każdym razie, kiedy już jej udało się ułożyć to była podobnie zafascynowana filmem Godzilla vs Kong tak jak ja. Nie wiem czym dla Was jest prawdziwe kino, ale dla mnie od zawsze to były monstrualne potwory niszczące kartonowe bloki, latające spodki niszczące miasta czy też dziwne szumy oraz pikanie wykrywacza ruchu budujące napięcie. Potwory, obcy i … obcy właśnie to symbolizowało kino mojego dzieciństwa (tak wiem, jestem stary). Dlatego Godzilla vs Kong jest filmem bardzo bliskim dla mego serca. Recenzja może zawierać spoilery fabularne. Nie! Na pewno będzie je zawierać. Właściwie przeanalizujemy wszystkie najciekawsze sceny z filmu, więc jeżeli przeszkadzają Wam spoilery, to czytanie tego tekstu przez Was mija się z celem.
Zacznijmy od historii – akcja filmu dzieje się parę lat po wydarzeniach z drugiej części. Godzilla jest niekwestionowanym królem i tylko jedna istota może mu zagrozić – Kong, zwany Kingiem. Tego jakimś cudem zamknięto w wielkim rezerwacie na Wyspie Czaszki, który za pomocą najnowszej technologii ma imitować jego środowisko. Sztuczka się nie udała, a małpa się nie nabrała. Jedyne co trzyma małpiszona na miejscu, to mała głuchoniema dziewczynka, która zaprzyjaźniła się z Kongiem. Godzilla vs Kong zaczyna się więc od solidnej dziury fabularnej – co się wydarzyło na wyspie czaszki oraz jak ludziom udało się zbudować olbrzymi schron? Jak udało im się przedostać na Wyspę Czaszki(pamiętamy przecież, że nie jest to łatwe, prawda?) itp. Oczywiście te sytuacje rodzą pytania, których odpowiedzi nie są nam potrzebne do zrozumienia fabuły. Zatrzymajmy się na chwilę jednak przy niemej dziewczynce. Jest ona chyba jednym z najlepiej zagranych ludzkich bohaterów w całym MonsterVerse (no może Samuel Jackson wykazał się bardziej). Twórcy bardzo się postarali pokazując relacje Konga oraz dziewczynki, do tego stopnia, że nauczyli Konga mówić w języku migowym. Scena kiedy to nastąpiło spowodowało nasze wycie z zaskoczenia. A to dopiero początek.
Właściwie fabuła filmu idzie dwutorowo – z jednej strony solidnie wkurwiona Godzilla niszczy miasta i atakuje konwoje morskie. W międzyczasie Monarch oraz korporacja Apex szukają drogi do pustej ziemi, gdzie podobno znajduje się cały rozległy ekosystem oraz źródło niesamowitej energii, bardzo dziwnie przypominającej tą, którą Godzilla jest w stanie zniszczyć wszystko. Oba wątki przecinają się tak naprawdę w dwóch miejscach – w momencie kiedy Kong opuszcza wyspę oraz na końcu filmu, gdzie pokazany zostanie zarówno powód, dla którego wcześniej spokojna Godzilla niszczy miasta oraz po co próbowano sprowadzić Konga do pustej ziemi. Już wcześniej pojawiały się plotki o trzecim potworze, tym razem pochodzenia ludzkiego. Nie jest to jednak Gipsy Avenger, a Hybryda między technologią, a martwym King Ghidorah. Właśnie tak, scena z trailerów gdzie pojawiał się tajemniczy cień znalazła miejsce w filmie Godzilla vs Kong. A właściwie Godzilla i Kong vs Mechagodzilla.
Sama Mechagodzilla wygląda oczywiście jak mechaniczna Godzilla, dodatkowo ma dopalacze, rakiety i swój własny Atomic Breath. No taka Godzilla 2.0. Jako że została po części skonstruowana ze śmierdzących zwłok King Ghidorah, oczywiste jest też, że potwór się buntuje i staje naprzeciwko Godzilli, która dostaje solidnego łupnia od zbuntowaj maszyny. Fabularnie film jest przewidywalny, przynajmniej w przebiegu tych elementów fabuły o których wspomniałem. Oczywiście także Kong dostaje mocno po tyłku od Wielkiej Iguany, nawet pomimo topora, który jest w stanie zatrzymać morderczy oddech Godzilli. Film jednak także zaskakuje i jest bardzo spójnym pokazem przedstawienia ciekawego świata, jakim jest MonsterVerse. Wiele wątków zostało tutaj wyjaśnionych, inne zboczyły na drugi tor. Zarówno Monarch, jak i bohaterowie drugiej części tutaj się znajdują, ale są zdecydowanie drugoplanowi i oś fabuły nie kręci się wokół nich. Teraz jest jak należy – chodzi tylko o potwory, pustą ziemię oraz mechagodzillę.
Dbałość o szczegóły, którą twórcy filmu zapewnili fanom jest zatrważająca. Właściwie co chwilę pojawiają się wątki, o których mogą powstać oddzielne filmy czy też seriale. Cały temat pustej ziemi oraz tego jak została ona tutaj przedstawiona jest tak zajebiście ciekawy i intrygujący, że będę pierwszą osobą, która chce zobaczyć film bardziej przedstawiający życie Konga w tym świecie. Ale smaczków jest znacznie więcej – np. czym jest tajemniczy topór Konga? Drogą dedukcji oraz uważnej obserwacji filmu możemy dojść do prostego wniosku, że został on stworzony z grzbietu jakiegoś potomka Godzilli. Ale cały mechanizm zbudowany w samym środku sali tronowej pełnej trupów i oznak walki (kolejny temat na film?) także zostawia nas z wieloma niedopowiedzianymi przemyśleniami. Jest dobrze.
Nie potrafię znaleźć niczego, co mi się nie podobało w filmie Godzilla vs Kong. Oczywiście to jest bajka – potwory warzące tysiące ton walczą ze sobą na lotniskowcu jakby nigdy nic, a oddech Godzilli przebija się do pustej ziemi – no czysta bajka. Ale za to zrobiona z niesamowitą starannością, dziesiątkami ciekawych pomysłów oraz nieliniowo poprowadzoną fabułą, która tylko czasami jest przewidywalna i powtarzalna. Przez większość czasu film zaskakuje i trzyma mocno, do tego stopnia, że w dwa dni po pierwszym seansie z Kasią, obejrzałem film drugi raz z bratem oraz ojcem – i oni także byli urzeczeni tym filmem. Gorąco polecam wszystkim fanom potworów.
Brak komentarzy