Moonscars to gra, w której wcielimy się w tajemniczą bohaterkę w świecie zdominowanym przez konstrukty stworzone dzięki mocy oszalałego Boga, który gdzieś zaginął. Do tego sami jesteśmy jednym z takich konstruktów.
Historia i fabuła jest raczej specyficzna dla tej gry i niczym się nie różni od tej znanej z gier takich jak Blasphemous, Dark Souls czy też Death Gambit. Nie bez powodu rozpoczynam recenzję właśnie od wspomnienia tych tytułów, bo Moonscars to właśnie soulsowy platformer utrzymany w grafice 2D z elementami metroidvani (ale nielicznymi, więc proszę się nie martwić). My jako jedna z niewielu nieoszalałych bohaterek będziemy poszukiwać naszego stwórcy, który gdzieś zaginął w tym mrocznym świecie, a jego konstrukty szaleją niszcząc wszystko co popadnie i doprowadzając ludzkość na skraj destrukcji. Fabule nic nie można zarzucić złego. Jest mroczna, napisana w sposób bardziej logiczny niż historia w serii Dark Souls, gdzie wszystkiego musieliśmy domyślać się sami, a jednocześnie sporo elementów jest niedopowiedziana i gracze lubiący poszukiwać okruszków historii, będą mogli się wykazać i odnaleźć kolejne karty tajemnic. A będzie nam także towarzyszyć uprzejmy kotek, który jest prawdopodobnie tak samo oszalały jak cała reszta świata. Powiem nawet więcej, samo tło fabularne jest bardziej soulsowe i mroczne, niż te w Blasphemous.
Rozgrywka w Moonscars niczym nie odbiega od tego, co znamy z innych soulsowych platformerów. Będziemy skakać, siekać, walczyć z bossami i szukać ukrytych przejść. Podstawy są te same co zawsze, a walka z wrogami jest zrobiona dobrze i daje satysfakcje. O ile na początku miałem problemy ze złapaniem drygu, jeżeli chodzi o parowanie, to potem mogłem spokojnie wymiatać na polu bitwy. Mogę trochę przyczepić się do uniku, który paradoksalnie jest bardzo długi i daje nam naprawdę sporo klatek nieśmiertelności, przez co spamując nim łatwo ominiemy nawet najliczniejsze grupy wrogów. Walka rzeczywiście jest trudna, a wrogowie biją mocno, jednak soulsowy weteran szybko się nauczy podstaw i będzie przebiegać jak burza przez grę. Jeżeli spojrzycie na moją serię Let’s play na YouTube, to zobaczycie, że w pierwszych dwóch odcinkach umierałem dosyć intensywnie, a pierwszego bossa pokonałem dopiero za około dziesiątym razem. Potem jednak, umieranie w polu stało się dużo rzadsze, a drugiego bossa pokonałem bez problemu za drugim razem. A muszę przyznać, że bossowie w tej grze są solidni i biją mocno, ich design jest także dosyć ciekawy – przykładowo jeden z wrogów, to latające dziecko, które w trakcie walki będzie powoli przekształcać się w coraz potężniejsze i agresywniejsze monstrum.
O ile podstawy gry w Moonscars są naprawdę zrobione bardzo dobrze, to mam problem z dodatkami, które twórcy dodali do tytułu, by bardziej urozmaicić grę od podobnych tytułów. Przykładowo, jedną z mechanik jest pozostawianie po sobie starego ciała podczas teleportacji do tutejszego firelink shrine. Po powrocie w teren, ta kopia będzie nas atakowała i żebyśmy mogli otrzymać naszą dodatkową broń, to musimy ją odzyskać. Pojawią się także pseudofilozoficzne dialogi w stylu, która z bohaterek jest tą prawdziwą, albo że porzucona kopia też chce żyć. Tak naprawdę walczymy ze starą wersją siebie, która chce kontynuować misję, ale my jesteśmy na nowo stworzoną kopią. Sam pomysł brzmi okej, ale walka z doppelgangerem po raz dziesiąty w parę godzin gry jest irytujący i sprawia, że starałem się nie używać luster teleportacyjnych, o ile nie musiałem. Kolejnym elementem są zaklęcia, które odblokowujemy w trakcie gry. Sporo z nich wygląda identycznie i jest to po prostu pocisk zadający obrażenia, czasami przywołamy głupiego goblina kamikadze, który będzie próbował zaatakować wrogów albo spróbujemy wysadzić ciała wrogów, niczym Nekromanta w Diablo 2. Tych i wielu innych skilli używałem jedynie z recenzenckiej powinności i do żadnego z nich nie wróciłem, gdyż jedynie umiejętność przywołania sojuszniczego klona jest przydatna. Zresztą używając zaklęć, zużywamy manę, zwaną tutaj jako ichor i pozostawiamy specjalny ślad potrzebny nam do leczenia. Natomiast samego leczenia używamy poprzez zużywanie całego paska ichor, co blokuje nam możliwość użytkowania zaklęć. W ten o to sposób warto używać zaklęć przed walką, a przywołanie sojusznika jest do tego celu idealne, natomiast w trakcie walki wolimy zachować manę po prostu na sytuację kryzysową.
Jest jeszcze parę elementów – wrogowie są zaprojektowani fajnie i są naprawdę zróżnicowani. Do tego pojawiają się przeciwnicy elitarni. Co z tego, jak część z nich lata, a my nie mamy skutecznych narzędzi by ich dosięgnąć i musimy czekać aż opadną? Najgorsi są wrogowie leczący i przywołujący innych przeciwników, bo jeszcze co drań jest regularnie po za naszym zasięgiem, to dodatkowo się leczy. Kolejnym wkurzającym elementem jest mapa, która po prostu w tej grze jest i przedstawia tylko teren. Mapa gry jest spora i została przedstawiona w podobny sposób jak w każdej Metroidvani, problem jest taki że nie widzimy na niej żadnych zamkniętych czy otwartych przejść, a ściany nie zawsze są zaznaczone, przez co patrząc na mapę nie raz widzimy teoretycznie przejście, ale jeżeli tam dobiegniemy to widzimy ślepy zaułek. I mapa nie aktualizuje się, dalej widzimy tam dziurę. Przydałoby się lepsze zarysowanie krawędzi na mapie.
M0onscars to gra ładna, intrygująca oraz dająca satysfakcję. Podstawy naprawdę są mocne i z wielką przyjemnością ukończyłem grę. Parę elementów wymaga poprawy i nie została zaprojektowana w taki sposób, by uzupełniać produkcję. Miałem wrażenie, że myląca nas mapa oraz regularnie pojawiający się zły klon bohaterki wybija mnie z rytmu, który nakłada gra. To jednak nie zmienia faktu, że Moonscars jest jednym z ciekawszych soulsowych platformerów 2D, który pod względem klimatu wciągnął mnie nawet bardziej niż fantastyczny Blasphemous. Jeżeli oczarowały Was inne soulsy 2D, to będziecie świetnie się bawić przy Moonscars, nawet pomimo licznych problemów projektowych tytułu.
Recenzja powstała na bazie rozgrywki w usłudze #PCGamePass na PC
Podsumowanie
Pros
- Ładna grafika i tonacja terenu
- Dająca satysfakcję, trudna walka
- Ciekawe, wielofazowe walki z bossami
- Bardziej soulsowy klimat niż w Blasphemous
Cons
- Sporo niepotrzebnych mechanik
- Irytująca mapa gry
- Większość zaklęć jest skrajnie nieprzydatna
Brak komentarzy