Nowa adaptacja kultowej serii Devil May Cry od Netflixa to nie tylko dynamiczna animacja pełna walk, demonów i charakterystycznego klimatu znanego z gier Capcomu. To również prawdziwy festiwal smaczków, odniesień i ukrytych ciekawostek, które sprawią, że każdy fan serii – zarówno długoletni gracz, jak i nowy widz – poczuje się jak w domu. Twórcy zadbali o to, aby świat przedstawiony był nie tylko wierny duchowi oryginału, ale też pełen niespodzianek, które nagradzają spostrzegawczość i znajomość uniwersum.
Jednym z najciekawszych momentów, które docenią fani gier, jest nawiązanie do kultowego okrzyku Dantego – „Jackpot!”, będącego jego firmowym zwrotem w serii gier. W Netflixowej wersji anime pojawia się subtelna, ale satysfakcjonująca scena, w której to legendarne hasło zostaje zacytowane, budząc uśmiech u każdego, kto pamięta oryginalne momenty z gier. To jednak dopiero początek – ukrytych nawiązań jest znacznie więcej. W kryjówce Dantego można dostrzec automat do gier z klasycznym Street Fighter 2, co świetnie oddaje jego miłość do oldschoolowej rozrywki i jest jednocześnie ukłonem w stronę innej znanej marki Capcomu. Co więcej, pojawia się też mała statuetka Mega Mana, kolejnego bohatera z uniwersum Capcom – co dodatkowo łączy świat Devil May Cry z szerszym dziedzictwem studia.
Devil May Cry 5 i inne odsłony serii możesz kupić w naszym Sklepie z Grami!
Warto też pamiętać, że pierwotnie Devil May Cry miał być kolejną odsłoną serii Resident Evil. Dopiero z czasem projekt ewoluował w coś zupełnie nowego, stając się fundamentem nowego gatunku gier akcji – stylizowanych, dynamicznych i pełnych brawury. Od premiery pierwszej części na PS2 w 2001 roku minęły już ponad dwie dekady, a dziś możemy oglądać, jak Netflix wplata w swoją adaptację liczne odniesienia do bogatej historii tej serii. W naszym zestawieniu przedstawimy najciekawsze easter eggi, smaczki i ciekawostki, które pojawiły się w pierwszym sezonie animacji. Gotowi na demoniczne tropienie ukrytych detali? Zaczynajmy!
UWAGA! WPIS OCZYWIŚCIE BĘDZIE ZAWIERAŁ SPOILERY FABULARNE!

Dante i taniec – hołd dla Michaela Jacksona i… Dance Dance Revolution?
Wśród wielu niespodzianek, jakie oferuje pierwszy sezon anime Devil May Cry na Netflixie, jedną z najbardziej zaskakujących – i jednocześnie zabawnych – jest scena taneczna z udziałem samego Dantego. Dla fanów serii nie będzie to jednak nic nowego – motyw ten pojawił się już w zwiastunie Devil May Cry 5, a także jako specjalny ruch w samej grze, gdzie Dante zakładał kapelusz i wykonywał układ taneczny inspirowany Michaelem Jacksonem. Netflixowa wersja postanowiła oddać hołd tej pamiętnej scenie w nieco inny sposób. W jednej z sekwencji możemy zobaczyć Dantego relaksującego się przy grze tanecznej na telewizorze – wyraźnie inspirowanej klasycznym Dance Dance Revolution, choć ta gra należy do Konami, a nie Capcomu. Mimo to, scena świetnie oddaje charakter tej wersji bohatera: pewnego siebie, lekko ekscentrycznego i ewidentnie zafascynowanego światem gier – bez względu na wydawcę.
Zobacz naszą recenzję serialu Devil May Cry!
To ciekawe nawiązanie działa na kilku poziomach. Z jednej strony, jest to subtelna pamiątka po kampanii promocyjnej Devil May Cry 5 z 2019 roku, która dla wielu fanów pozostaje jednym z najbardziej stylowych momentów serii. Z drugiej – pokazuje, że Netflix potrafi bawić się konwencją, zachowując balans między powagą historii a lekkością charakteru Dantego, z jakiej zawsze słynął. Choć scena trwa zaledwie chwilę, to właśnie takie detale sprawiają, że fani z uśmiechem wracają do kolejnych odcinków i szukają kolejnych ukrytych nawiązań. Taniec, kapelusz, rytm – wszystko tu działa jak trzeba. A to, że Dante gra w grę od konkurencyjnego studia? Cóż, jak widać, dla Łowcy Demonów liczy się tylko dobra zabawa.
Jackpot! – kultowa kwestia Dantego powraca
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych motywów w całej serii Devil May Cry jest legendarne hasło „Jackpot!”, wypowiadane przez Dantego w kluczowych momentach starć z bossami. Netflixowa adaptacja nie zapomniała o tym ikonicznym detalu i już w pierwszym odcinku funduje fanom solidną dawkę nostalgii. Gdy Dante pojawia się na ekranie po raz pierwszy, natychmiast rzuca się w wir walki z trzema demonicznymi, szkieletowatymi przeciwnikami. Zwieńczeniem tej sekwencji jest efektowny strzał oraz jedno słowo: „Jackpot” – wypowiedziane z tą samą nonszalancją i pewnością siebie, z jaką gracze pamiętają go z gier. Co więcej, serial idzie o krok dalej – pokazując zbliżenie na pocisk z wygrawerowanym napisem Jackpot, co stanowi miły detal dla czujnych widzów i fanów serii.
To jednak nie jedyny moment, gdy Dante używa swojej charakterystycznej kwestii. Na początku sezonu słyszymy ją jeszcze kilkukrotnie, między innymi w humorystycznej scenie, gdy przypadkowo zamyka się wewnątrz ciężarówki Darkcom. Serial sprytnie przeplata akcję z nawiązaniami do klasyki, balansując pomiędzy powagą a znanym z gier, lekko przerysowanym stylem. Najmocniejsze nawiązanie do „Jackpotu” pojawia się jednak w finale sezonu. W dramatycznym starciu z głównym przeciwnikiem, to Lady wypowiada słynne słowo, trafiając bezpośrednio w serce White Rabbit – nawiązując tym samym do wspólnych akcji z Dantego z gier, gdzie oboje używali tej kwestii w duecie.
Dla fanów Capcomu i serii Devil May Cry, takie detale to coś więcej niż tylko smaczki – to ukłon w stronę fanbase’u i znak, że twórcy naprawdę znają i szanują źródło materiału. A pytanie „Gdzie Dante graweruje swoje naboje?” zostaje już tylko kolejnym zabawnym wątkiem do spekulacji wśród fanów.
Street Fighter w kryjówce Dantego – ukryte arcade’owe nawiązanie
Jednym z bardziej subtelnych, ale niezwykle satysfakcjonujących easter eggów w Netflixowej adaptacji Devil May Cry jest scena z drugiego odcinka, w której widzimy automat do gry Street Fighter 2 ukryty w kryjówce Dantego. To kolejne potwierdzenie, że nasz ulubiony łowca demonów ma nie tylko słabość do stylowych walk i broni palnej, ale również do klasycznych gier arcade – nawet jeśli jego biuro wygląda jak zapomniana przez świat ruina bez prądu czy ogrzewania.
W trakcie jednej ze scen walki z najemnikami, jeden z przeciwników przypadkowo wpada na stary automat, który… magicznie się włącza. Na ekranie pojawia się scena z legendarnej bijatyki Capcomu – Ken wykonuje Shoryuken na M. Bisonie, kończąc pojedynek zwycięstwem. Ken ma na sobie swój klasyczny czerwony gi, jednak uwaga fanów może skupić się na samym Bisonie – jego strój jest nieco inny niż zazwyczaj. Zamiast ikonicznego czerwonego munduru, ma na sobie ciemniejszy wariant – być może zielony lub czarny. To drobny, ale interesujący szczegół, który może być jedynie estetyczną wariacją, a może świadomym zabiegiem twórców, by wzbudzić dyskusję wśród fanów.
Choć Street Fighter i Devil May Cry to zupełnie różne serie, pochodzą z tego samego źródła – Capcomu. Wstawienie takiego easter egga to coś więcej niż tylko „mrugnięcie okiem” do graczy – to budowanie wspólnego świata gier, który łączy pokolenia i przypomina o tym, jak wiele ikonicznych marek ma na swoim koncie japońska firma. Tego typu detale pokazują też, że Dante – mimo swojego mrocznego, cynicznego stylu życia – wciąż znajduje czas na odrobinę retro zabawy. A fakt, że jego kryjówka pełna jest klasycznych automatów do gier, sprawia, że chcielibyśmy choć na chwilę znaleźć się w jego świecie.
Operacja Raccoon City – czy Dante spotka Leona?
Wśród ukrytych perełek pierwszego sezonu Devil May Cry od Netflixa, jedna z bardziej intrygujących scen dzieje się… w ciężarówce. Podczas podróży Dante i jego kontakt, Enzo, rozmawiają o poprzednich zleceniach. W pewnym momencie Enzo mimochodem wspomina Raccoon City – legendarne miasto, które zna każdy fan serii Resident Evil. To miejsce, gdzie wszystko się zaczęło: laboratoria Umbrelli, wirus T, zombie i oczywiście bohaterowie tacy jak Leon S. Kennedy czy Claire Redfield. Dla graczy to natychmiastowy sygnał – to przecież świat innej ikonicznej serii Capcomu! Czy to możliwe, że Dante miał kiedyś zlecenie w mieście opanowanym przez zombie? Czy mógł się przeciąć z Leonem lub Claire, a może wspomagał ich z ukrycia, jako łowca bardziej nietypowych – demonicznych – przeciwników?
Choć scena jest krótka i pełna niedopowiedzeń, to właśnie takie dialogi pobudzają wyobraźnię fanów. Zwłaszcza że geneza serii Devil May Cry jest silnie powiązana z Resident Evil. Pierwsza wersja DMC miała być przecież kontynuacją Resident Evil 4, ale projekt z czasem zmienił się tak bardzo, że Capcom zdecydował się stworzyć zupełnie nową markę – i tak narodził się Dante. To sprawia, że takie ukłony w stronę Resident Evil są nie tylko zabawne, ale też znaczące. Czy Netflix pokusi się o crossover? Trudno powiedzieć. Warto przypomnieć, że platforma już próbowała swoich sił z serią Resident Evil, ale animowana produkcja nie doczekała się drugiego sezonu. Mimo to, krótkie odniesienia jak to z Raccoon City pozwalają fanom wierzyć, że może kiedyś – w ramach multiversum Capcomu – Dante i Leon rzeczywiście staną ramię w ramię. Póki co, pozostaje nam snuć teorie i tropić takie właśnie drobne smaczki, które łączą różne światy – i kto wie, może Raccoon City jeszcze kiedyś powróci… tym razem z udziałem łowcy demonów.
Mega Man na pokładzie – szybki easter egg dla spostrzegawczych
W trzecim odcinku Devil May Cry od Netflixa pojawia się krótka, ale urocza scena, która rozgrzała serca fanów nie tylko samego Dantego, ale też innej kultowej postaci z gier wideo – Mega Mana. Gdy Dante i Enzo zostają schwytani przez organizację Darkcom, kamera na moment pokazuje wnętrze ciężarówki, którą przewożeni są bohaterowie. I właśnie wtedy – na desce rozdzielczej kierowcy – można dostrzec figurkę Mega Mana w jego klasycznym stylu. To drobny szczegół, który łatwo przeoczyć, ale fani z ostrym okiem i sentymentem do niebieskiego robota od razu rozpoznają znajomą sylwetkę. Co ciekawe, statuetka przypomina ekskluzywnego Amiibo wydanego przy okazji premiery Mega Man 11 w 2018 roku, dostępnego m.in. w sieci GameStop. Nie jest to wersja X z bardziej futurystycznym wyglądem, tylko klasyczny Blue Bomber, znany z pierwszych części serii.
To kolejne nawiązanie do bogatej biblioteki Capcomu, które sugeruje, że świat Devil May Cry i inne uniwersa studia – choć różne w tonie i gatunku – są symbolicznie połączone. Choć ostatnia pełnoprawna gra z serii Mega Man miała premierę kilka lat temu, a obecnie fani muszą zadowolić się zbiorczymi kolekcjami (jak np. Mega Man Battle Network Legacy Collection z 2023 roku), to takie detale pokazują, że Capcom o nim nie zapomina – przynajmniej w sercach swoich twórców i fanów. Mega Man znany jest z szybkiego pojawiania się i znikania po zakończonym zadaniu, i dokładnie tak samo jest z tym easter eggiem – pojawia się na sekundę i znika, ale zostawia po sobie uśmiech na twarzy tych, którzy go dostrzegli.
Lucia – sprawiedliwość dla Devil May Cry 2?
W świecie Devil May Cry istnieje jedna postać, która mimo potencjału zniknęła z radaru na długie lata – mowa oczywiście o Lucii z Devil May Cry 2. Druga odsłona serii do dziś budzi mieszane uczucia: dla jednych była stylowym, choć nieco „chłodniejszym” rozwinięciem historii Dantego, dla innych – rozczarowaniem, które zbyt daleko odeszło od ducha pierwszej części. Mimo to, Lucia – druga grywalna postać – zapisała się w pamięci fanów, nawet jeśli późniejsze części ją zignorowały. Dlatego też powrót Lucii w Netflixowej adaptacji Devil May Cry to coś, co warto odnotować. W pierwszym odcinku, podczas sceny, w której najemnicy zbierają łowców demonów, na ekranie pojawia się postać Lucii, choć niestety… bez ani jednej kwestii dialogowej. Dla fanów, którzy od lat domagają się jej powrotu, to scena z jednej strony daje nadzieję, z drugiej zaś może wydawać się lekceważąca – zwłaszcza że postać została potraktowana jak tło.
Lucia po raz ostatni pojawiła się fabularnie w powieści towarzyszącej grze Devil May Cry 5: Before the Nightmare, gdzie została wspomniana, ale nie odegrała większej roli. Netflix miał więc okazję tchnąć w nią nowe życie i zrehabilitować w oczach fanów – zwłaszcza tych, którzy wciąż uważają, że Lucia miała ogromny niewykorzystany potencjał. Czy to cameo zwiastuje więcej? Czy zobaczymy ją w kolejnych odcinkach z większą rolą, a może nawet w scenie akcji? Fani Devil May Cry 2 mogliby w końcu dostać coś więcej niż tylko symboliczne mrugnięcie okiem. W świecie, w którym wracają postacie z każdego zakątka serii, Lucia zasługuje na więcej niż tylko kilka sekund ekranowego czasu.
Jeśli Netflix naprawdę chce pogłębić uniwersum DMC, to przywrócenie Lucii w pełnej krasie byłoby idealnym krokiem. A póki co – uznajmy to małe cameo za pierwszy krok ku sprawiedliwości dla Devil May Cry 2.
Czerwono-niebieska symbolika i echa wojny z terroryzmem
Wśród licznych easter eggów i ukrytych znaczeń w Netflixowej adaptacji Devil May Cry znalazło się również coś dla bardziej spostrzegawczych widzów, szczególnie tych dorastających w Stanach Zjednoczonych na początku lat 2000. Choć może wydawać się to zaskakujące, pierwszy sezon serialu nosi subtelne ślady tematyki inspirowanej amerykańską „wojną z terroryzmem”, która rozpoczęła się po atakach z 11 września 2001 roku. Na pierwszy rzut oka, może to wydawać się przesadą, ale wystarczy przyjrzeć się postaci Prezydenta Hoppera, który nosi wielki kowbojski kapelusz, ma wyraźny południowy akcent i przypomina George’a W. Busha, 43. prezydenta USA. Jego wiceprezydent, William Baines, wydaje się natomiast pełnić rolę cichego, ale rzeczywistego przywódcy – co z kolei stanowi odniesienie do Dicka Cheneya, o którym przez lata mówiono, że to on naprawdę kierował Białym Domem.
Ale nawiązania nie kończą się na postaciach. Kolorystyka całego sezonu została zbudowana wokół symbolicznej czerwieni i błękitu – barw znanych z amerykańskiej flagi. Czerwony płaszcz Dantego, niebieskie mundury organizacji Darkcom, czerwone i niebieskie kryształy, a nawet zmiana koloru nieba z czerwonego na niebieski w ostatnim odcinku – wszystko to można odczytywać jako alegorię starcia sił, jakimi posługiwano się w amerykańskiej narracji politycznej po 2001 roku. Dopełnieniem tej palety jest biały kolor włosów Dantego i Vergila, zamykający symbolikę flagi w estetyczny i przemyślany sposób.
Co ciekawe, pierwsza gra Devil May Cry miała swoją premierę w Ameryce Północnej zaledwie miesiąc po atakach z 11 września 2001 roku. W nowym kontekście, gdzie demoniczna inwazja zastępuje klasyczne zagrożenie terrorystyczne, można dostrzec próbę reinterpretacji dawnych lęków i mitów za pomocą popkultury i fantastyki. Choć nie wiadomo, czy twórcy serialu celowo budowali tę paralelę, efekt jest intrygujący. Netflixowa adaptacja nie tylko bawi się stylistyką i konwencją, ale też – być może – przemyca komentarz polityczny, ukryty pod warstwą demonicznych pojedynków, efektownych walk i klasycznego klimatu serii Devil May Cry.