„Wczesną wiosną, kiedy trawy mienią się w słońcu soczystą zielenią, kwitną pierwiosnki i przylaszczki, królicze rodziny wychodzą ze swoich norek.” Takimi słowami wita nas „Dolina Królików”, gra planszowa autorstwa Anny Sobich-Kamińskiej, która ma wprowadzić nas w świat króliczych rodzin. Gotowi?
UNBOXING
Gra znajduje się w całkiem sporym gabarytowo zielonym pudełku przedstawiającym nic innego jak Dolinę, z której pochodzą nasi główni bohaterowie, czyli króliki maści wszelakiej. Wszystkie ilustracje są autorstwa Justyny Hołubowskiej-Chrząszczak i przyznać muszę, że prezentują się znakomicie. W środku odnajdziemy planszę ogródka, żetony surowców, znaczniki graczy, karty królików, domków i lasu, karty pomocy, znaczniki rundy, pozycji i pierwszego gracza oraz 9 kości, po trzy w każdym kolorze (pomarańczowe, niebieskie i zielone). To co przede wszystkim zwróciło moją uwagę to piękne ilustracje, które zachęcają do grania. Wszystkie elementy są wykonane dość solidnie, a dodatkowo, dołączono woreczki strunowe, aby po skończonej rozgrywce móc posegregować elementy i przechowywać je w należytym porządku. Nadmienię tu jeszcze, że producent zaleca od dwóch do czterech graczy powyżej szóstego roku życia oraz że rozgrywka powinna trwać od 30 do 60 minut.
PRZYGOTOWANIE GRY
Samo przygotowanie gry wymaga już skupienia i wczytania się w instrukcję. Surowce układamy na planszy ogródka, zgodnie z oznaczeniem, żeton rundy trafia na pierwszym polu toru rundy, przy znacznikach pozycji układamy 8 kart królików, a z reszty utworzony zostaje zakryty stos. Każdy z graczy otrzymuje odpowiednią ilość kart domków i lasu, na których przedstawione są zadania, które realizowane będą w trakcie gry. Celem jest zdobycie jak największej liczby punktów zwycięstwa, które otrzymywane są za tworzenie króliczych rodzin oraz wykonywanie misji z kart lasu i domków.
PRZEBIEG GRY
Każda runda składa się z trzech elementów: wyboru kości, zdobycia królika i odrzucenia surowców, co skutkuje zakończeniem rundy. W tym momencie zazwyczaj dostaję drgawek, bo zasady tych trzech akcji momentami są tak skomplikowane, że ciężko się połapać. Instrukcję czytałam kilkukrotnie, a i tak nie jestem w stanie złapać niektórych elementów gry (a co dopiero ten biedny sześciolatek, co ledwo litery składa w wyrazy).
Pierwsza faza gry przebiega zazwyczaj bezproblemowo. Po prostu rzucamy wszystkimi kośćmi, wybieramy te, które nam umożliwią zdobycie królika, a resztę wymieniamy na kapusty, marchewki lub chabry. Co prawda pojawia się w tym momencie też element zamieszania (wybór oczek lub koloru kości, a co za tym idzie możliwość szarady w kartach – wszystko jest w instrukcji), ale to jeszcze nie jest najgorsze.
Następna faza to zdobycie królika, czyli jak już pisałam, wybór odpowiednich kości umożliwiających zabranie do siebie karty królika. Trzeba to jednak robić z głową, bo mamy karty lasu i domków, które wyznaczają nam misje odnośnie na przykład wielkości tworzonej rodziny, jej umaszczenia lub składu (przez rodzinę królików autorzy rozumieją cztery kombinacje wypisane w instrukcji). Do tego w każdej rodzinie długouchy muszą mieć umaszczenie zgodne z tabelką (znajduje się ona na kartach pomocy i… oczywiście instrukcji). Jest to taka tabelka jak się robiło na biologii w liceum odnośnie na przykład koloru oczu dzieci danej pary, tylko w tym przypadku dotyczy królików.
Warto tu wspomnieć, że istnieje możliwość modyfikacji kości (robi się to za pomocą surowców, a wzór jest na karcie pomocy) oraz wymiany kart królików włóczykijów, czyli takich, które gracz musiał wziąć, a nie pasują do żadnego z domków. Takie króliki można wyjątkowo wymieniać na zasadzie dwa za jeden, co dokładnie opisuje instrukcja.
Ostatnią częścią rundy jest odrzucenie surowców, ponieważ na koniec rundy, gracze mogą posiadać jedynie po dwa żetony surowców jednego rodzaju jeśli grają dwie lub trzy osoby oraz po trzy żetony jeśli gramy we czwórkę.
Gra kończy się po 8 rundach gdy liczba graczy jest parzysta, lub po 9, czy gramy w trzy osoby. Następnie gracze podliczają swoje punkty zwycięstwa zgodnie z tabelą w instrukcji. Jeśli dojdzie natomiast do remisu, o zwycięstwie przesądza ilość zebranych surowców.
WRAŻENIA
Moje wrażenia odnośnie tej gry mogę podsumować słowami „piękne ilustracje, ale gra nie dla dzieci”. Zasady są skomplikowane nawet dla dorosłego (obawiam się, że Adix też by siedział po nocy z instrukcją i zastanawiał się jak to ugryźć, a warto tu dodać, że gra zazwyczaj w trudniejsze rzeczy niż ja), a jak już mówiłam na początku, napis na pudełku głosi „6+”. Powiem szczerze, że gdy pierwszy raz przeczytałam instrukcję, to złapałam się za głowę jak mam w to grać z dzieckiem. W pewnym momencie stwierdziłam, że poszukam na Youtubie filmików jak w to grają i może mi to trochę rozjaśni sytuację. Niestety, ale niewiele jest takich, a jak są to sprowadzają się do czytania znanej mi już instrukcji. Dlaczego katuję tak ten temat? Po wielu próbach i błędach udało mi się zagrać w tę grę tak, jak opisano to w tym Świętym Graalu jakim jest instrukcja, ale tylko dlatego, że cały czas miałam ją obok i każdy ruch sprawdzałam kilkukrotnie. To nie jest gra do spędzenia miło wieczoru z rodziną, chyba, że bardzo lubicie się kłócić o zasady, bo tego na pewno będzie masa. Potrzeba dużego doświadczenia, żeby ot tak pograć sobie w tą planszówkę, bo łatwo się zgubić przy dodatkowych interakcjach, a ta gra nie wybacza błędów (trudno jest potem dojść do stanu sprzed pomyłki).
O ile samo założenie gry, czyli jak mi się wydaje rozwijanie logicznego myślenia u dziecka połączone z podstawami genetyki bardzo mi się podoba, to stopień skomplikowania gry nie jest chyba adekwatny dla młodszych graczy. Tym bardziej, że mówimy tu o realizacji kilku misji na raz, matematyce związanej z wyborem królików i surowców oraz interakcjami z nimi związanymi i kombinowaniu jakiego królika mogę mieć w rodzinie a jakiego nie. Jak już wspominałam, załapanie zasad może być problematyczne nawet dla tych bardziej doświadczonych, a co dopiero dla dzieci w pierwszej-drugiej klasie szkoły podstawowej, które dopiero uczą się porządnie alfabetu i dodawania. Oczywiście to tylko moja opinia, ale jednak wolę gry, które nie wymagają ode mnie aż tyle wysiłku i skupienia, a pozwalają zwyczajnie miło spędzić czas z dzieckiem. Grając w „Dolinę Królików” obie z Marysią siedziałyśmy zdenerwowane, bo ja poprawiałam dziecko mówiąc co może zrobić a czego nie, a ona denerwowała się, że nie rozumie dlaczego.
Dolina królików to całkiem prosta gra (poziom „Wsiąść do pociągu”) i naprawdę przyjemna. Może jak zagra Pani w więcej różnorodnych tytułów, to doceni i ten. Dzieci w klubie planszowym, do którego należę z synem, bardzo lubią ten tytuł (dzieciaki w wieku 7-10 lat).