Elsie Silver – Wild Eyes – recenzja książki – PARODIA!


Wild Eyes

Dlaczego Wild Eyes od Elsie Silver zyskało tak dobre oceny? Dlaczego uważam tę książkę za totalną porażkę? Zapraszam do recenzji!

Ostatnio sięgnęłam po drugi tom serii Rose Hill autorstwa Elsie Silver, zatytułowany Wild Eyes. Jako fanka małomiasteczkowych romansów, byłam ciekawa, czy ta pozycja sprosta moim oczekiwaniom, zwłaszcza że pierwsza część cyklu wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Niestety, Wild Eyes okazało się dla mnie sporym rozczarowaniem, głównie za sprawą jednej z najbardziej irytujących głównych bohaterek, jakie spotkałam od dawna.

Wild Eyes to opowieść o Skylar Stone, słynnej piosenkarce country, której życie powoli rozpada się na kawałki. Po serii złej prasy i burzliwym rozstaniu postanawia uciec od zgiełku wielkiego świata do małego, górskiego miasteczka Rose Hill. Tam, już pierwszego dnia, wpada na (dosłownie i w przenośni) niezwykle atrakcyjnego Westona Belmonta. Bohaterka próbowała zrobić selfie z niedźwiedzicą i jej młodymi? Serio? To nie jest oznaka bycia nieświadomym mieszkańcem miasta – to oznaka kompletnej głupoty, która niestety doskonale definiuje postać Skylar. Z perspektywy czasu, ten fragment był pierwszą czerwoną flagą.

Wild Eyes

Ostatecznie, to co początkowo miało być dla Skylar krótką ucieczką od problemów, szybko przeradza się w coś więcej. Z każdym dniem spędzonym w Rose Hill dziewczyna rzekomo coraz bardziej angażuje się w życie Westa i jego dzieci, ale przez większość książki trudno uwierzyć w autentyczność jej przemiany. To, co autorka przedstawia jako uroczą nieporadność, dla mnie było po prostu dowodem na głęboką arogancję i oderwanie od rzeczywistości.

Trzy czwarte książki jest zwyczajnie nudne. Rozumiem ideę powolnego budowania relacji, ale tu tempo jest tak ślamazarne, że kilkukrotnie zastanawiałam się, czy w ogóle kończyć tę lekturę. Pod koniec książki pojawia się pewien „konflikt”, jednak jest on tak źle poprowadzony, że zamiast emocjonalnego zaangażowania wywołuje frustrację. Wydaje się wymuszony i niepotrzebny, jakby autorka nagle zdała sobie sprawę, że potrzebuje jakiegoś dramatycznego zwrotu akcji przed zakończeniem. Zerwanie w trzecim akie wydało się passe?

“It’s funny how I can be surrounded by so many people who profess to love me and still feel so utterly alone.”

Kwestia, która mnie rozczarowała, to powierzchowne podejście do potencjalnie interesujących tematów. Elsie Silver porusza wątki manipulacji w przemyśle muzycznym, kontroli rodzicielskiej, trudności związanych z samotnym rodzicielstwem, ale żaden z nich nie zostaje odpowiednio zgłębiony. Nadużycia w rodzinie Skylar, jej problemy z tożsamością, mutyzm syna Westa… wszystkie te elementy mogłyby nadać historii głębi i autentyczności. Zamiast tego są one traktowane jako tło dla romansu, który sam w sobie jest mało przekonujący. To zmarnowany potencjał, który szczególnie frustruje, gdy widzi się, jak dobre recenzje zbiera ta książka.

Co więcej, sposób, w jaki autorka przedstawia przemysł muzyczny, jest tak uproszczony i nierealistyczny, że aż boli. Nie wypuszcza się singla czy albumu i nie otrzymuje nominacji miesiąc czy dwa później. To proces, który trwa miesiącami, jeśli nie latami. Takie błędy pokazują braki w researchu.

Jeśli miałabym wskazać coś pozytywnego w tej książce, byłoby to kreacja miasteczka Rose Hill. Silver całkiem nieźle oddaje klimat małej, górskiej społeczności. Problem w tym, że nawet ten aspekt jest przyćmiony przez irytujące zachowanie głównej bohaterki, która traktuje małomiasteczkowe życie jak egzotyczną wycieczkę. Złożone problemy otrzymują zbyt proste rozwiązania, co może być ok dla niektórych czytelników, ale dla mnie było po prostu rozczarowujące.

Wild Eyes

Głównym problemem tej książki jest bez wątpienia sama Skylar. Trudno mi sobie przypomnieć bohaterkę, która irytowałaby mnie bardziej. Jest rozpieszczona, roszczeniowa i tak oderwana od rzeczywistości, że momentami zastanawiałam się, czy czytam romans, czy może satyrę. Scena, w której dostaje pościel do samodzielnego posłania łóżka i reaguje kompletnym szokiem i oburzeniem, bo NIE WIE co ma z tym zrobić, to tylko jeden z wielu przykładów jej zachowania. Dalej było tylko gorzej (czasem zastanawiałam się czy to możliwe). Przy scenie w stadninie była zdziwiona, że… musi dotknąć siana (!!!). Jej reakcja była tak przesadzona i dziecinna, że zamiast współczucia wywołała u mnie (jeszcze większą) irytację.

Rozwój Skylar jako postaci jest moim zdaniem największym oszustwem tej książki. Autorka chce nas przekonać, że bohaterka przechodzi ogromną przemianę: od rozpieszczonej gwiazdki do dojrzałej, niezależnej kobiety. Problem w tym, że ta przemiana wydaje się całkowicie powierzchowna i niemal natychmiastowa. Po jednym spotkaniu z niedźwiedziem i kilku dniach w małym miasteczku nagle jest gotowa na wiejskie życie? Zupełnie tego nie kupuję. Co więcej, jej problemy dotyczące przemysłu muzycznego i kontrolujących rodziców są rozwiązywane z taką łatwością, że trudno traktować je poważnie. Wydaje się, że wystarczy kilka tygodni świeżego, górskiego powietrza, by nagle stała się inną osobą i napisała cały album. To nie tylko naiwne, ale wręcz śmieszne.

A co najbardziej mnie frustruje to fakt, że Skylar nieustannie narzeka na to, jak inni ją wykorzystują i mówią jej, co ma robić, ale sama nie robi absolutnie nic, by to zmienić aż do samego końca książki. Gwiazda muzyki nie czytała swoich kontraktów… serio? Czy czytanie kilku stron też jest ponad nią?

“That goose is not your friend.” “Then why is he friend-shaped?”

West natomiast to bohater, który mógłby być interesujący, gdyby nie fakt, że spędza większość książki na ratowaniu Skylar przed konsekwencjami jej własnej głupoty. Jest ciepły i oddany swoim dzieciom, co niewątpliwie stanowi plus, ale jego natychmiastowa fascynacja dziewczyną wydaje się wynikać wyłącznie z jej urody. To obrzydliwe, ale często myślałam o niej jako jego trzecim dziecku na wychowanie. Finalnie, jedynymi postaciami, które rzeczywiście polubiłam, były dzieci Westa – Ollie i Emmy. Są napisane w sposób wiarygodny i naturalny.

Relacja między Skylar a Westem miała być gorąca i pełna chemii, ale dla mnie była po prostu niewiarygodna. Ich przyciąganie wydaje się opierać głównie na wyglądzie zewnętrznym, a West często zachowuje się bardziej jak nastolatek, niż dojrzały ojciec. Mimo że autorka próbuje nas przekonać, iż bohaterowie są dla siebie stworzeni, ich relacja wydaje się wymuszona i powierzchowna. Brakuje w niej głębi i autentyczności, które sprawiłyby, że kibicowałabym tej parze.

“He’ll never know, but in that moment, he healed me. Just a little bit.”

Wild Eyes to książka, która miała potencjał, ale zwyczajnie go nie wykorzystała. Zamiast głębokiej, emocjonalnej historii o odnajdywaniu siebie i prawdziwej miłości, Elsie Silver napisała płytki romans z jedną z najbardziej irytujących książkowych bohaterek, jakie spotkałam (w tym roku przeczytałam już 54 książki, wiec serio mam w czym wybierać). Czy polecam Wild Eyes?  Zdecydowanie nie, chyba że lubisz infantylne bohaterki oraz romanse, w których trudno dopatrzeć się chemii między bohaterami. Jestem przekonana, że fani Elsie Silver znajdą w Wild Eyes elementy, które ich zachwycą, ale dla mnie ta książka to stracony czas . To opowieść, która przypomina, że czasem za ładną okładką i obiecującym opisem kryje się rozczarowująca treść.

Po zakończeniu tej lektury czułam głównie ulgę. Historia Skylar i Westa nie pozostała ze mną na długo, niestety w przeciwieństwie do frustracji, jaką wywołała we mnie ta książka. Kolejna część serii, skupiająca się na postaciach Tabithy i Rhysa, nie wzbudza we mnie żadnego entuzjazmu.
Poprzednio Days Gone: Remastered - Recenzja - Świetna gra, której nikt nie potrzebował
Następny Praca sezonowa dla par w Niemczech: Co jest dostępne i kiedy się zgłosić