Formuły seriali się wyczerpują szybciej lub wolniej, jednak taki serial, jakim jest Miłość, Śmierć i Roboty nie powinien nigdy wyczerpać swojej formy. A jednak tak się stało i każdy kolejny sezon jest coraz słabszy i coraz mniej zapada w pamięć. Czy czwarty sezon tego serialu przywróci go do pierwotnej świetności? Zapraszam do recenzji!
Dla osób które nie wiedzą, Miłość, Śmierć i Roboty to zbiór różnych animowanych, krótkich produkcji powiązanych wokół tematu miłości, śmierci i robotów. Forma jest dowolna, przez co każdy odcinek jest inaczej animowany, a czasami nawet przyjdzie nam oglądać i krótkie odcinki aktorskie. Za produkcję każdego z odcinków odpowiada inne studio, które ma okazje się wykazać. Pierwszy sezon Miłość, Śmierć i Roboty był czymś, do czego wracałem przynajmniej parę razy zanim powstał drugi. Nie będę ukrywać, że odcinki tamte podobały mi się najbardziej ze wszystkich, a każdy kolejny sezon bo co najwyżej taki sobie.

I nie ma co ukrywać, czwarty sezon tego nie zmieni. Poniższa recenzja będzie zawierać spoilery fabularne, bo nie ucieknę od opisywania poszczególnych odcinków. Pierwszy z nich, to krótki teledysk Red Hot Chili Peppers, gdzie zamiast aktorów będą tańczyć laleczki na sznurkach. To w zasadzie wszystko, bo widowisko jest animowane, a nie takie rzeczy widzieliśmy już w CGI, żeby kogokolwiek miało to zachwycić. Całość prezentuje się na tyle mizernie, bo wygląda jak żałosna promocja zespołu, który i tak wszyscy znamy, ale nie widziałem nigdzie oznaczenia, że oglądamy reklamę. Zresztą póki co na Netflix nie było reklam, więc teraz portal idzie w stronę kryptoreklamy? Nie wiem, ale jest to ciekawe. Chyba, że chodzi o jakąś śmieszną symbolikę, że nawet wielkie gwiazdy rocka są sterowane spoza kulis podobnie jak widzowie. Można to było zrobić jednak ciekawiej.
Podobnie zresztą jest z wieloma odcinkami, a to w jednym inteligentne narzędzia domowe będą krytykować ludzi, że źle ich używają, a w innym kosmiczna organizacja religijna przyleci na ziemię ją zgładzić, bo prorok delfin skrytykuje ziemian za zanieczyszczanie mórz. Rozumiem krytyczne podejście do religii i wypunktowywanie jej grzechów, szkoda, że Netflixowe produkcje tak bardzo lubią atakować religię, ale już mają problem z krytyką innych wątpliwych zjawisk społecznych, które są bardziej bieżące dla całego świata jak problem migracyjny czy też zatrudnianie na stanowiska w pracy osób z mniejszości niezależnie od ich komptetencji. Twórcy po prostu wybierają łatwiejszą drogę, bo religię zawsze jest łatwo krytykować.

Nie wszystkie odcinki są kiepskie, parę z nich jest niezła (chociaż żaden nie jest tak fantastyczny jak nawet najsłabsze odcinki pierwszego czy też drugiego sezonu). Fajnie wyszły odcinki z kotami. Mogę mieć skrzywiony pogląd na to, bo sam jestem posiadaczem pięknego, czarnego kocięcia, ale jednak odcinki z tymi zwierzętami bardzo przypadły mi do gustu. W jednym z nich, złowieszczy rudowłosy będzie próbować zapanować nad światem z pomocą robota AI, a w drugim pokazane zostaną relacje między kotami, a samym diabłem. Oba mają skrajnie inną animację, ale jednak ciekawą historię oraz jej przedstawienie.
Nieźle wyszedł Spider Rose oraz Krzyk Tyranozaura, gdzie oba odcinki były animowane w postaci grafiki 3D rodem z Mass Effecta. Klimatyczne oczka do fanów różnych gier oraz dzieł popkultury oraz delikatna krytyka niebezpiecznie postępującego rozwarstwienia społecznego trochę lepiej prezentuje ten sezon, właśnie dzięki paru odcinkom. Finalnie jednak, jeżeli mamy przebijać się przez raczej byle co, by dotrzeć do nawet nie diamentów, co po prostu ładnie świecących kryształków, to nie wiem czy jest warto wracać do tego serialu. Nie wiem czemu twórcy nie postarali się, by kontynuacje były tak ciekawe i oryginalne jak pierwszy sezon lub chociaż przyzwoite jak drugi. Dlaczego serial nie idzie tą samą ścieżką, co Czarne Lustro, gdzie każdy sezon prezentuje naprawdę ciekawe historie i może są tam odcinki gorsze oraz lepsze, ale na koniec i tak jesteśmy zadowoleni z seansu.

Gdzieś tam prześwituje jeszcze zalążek początkowego geniuszu, ale przejście na byle jakość, aby było po prostu jakoś nie służy dobrze całemu serialowi. Każdy kolejny sezon prezentuje się coraz słabiej, jest coraz nudniejszy i mniej ciekawy. Serial już nawet nie próbuje nami szokować, a co dopiero zaprezentować coś więcej. Oklepane do bólu tematy przeplatają się z brakiem większego pomysłu na realizację. Jeżeli mamy czekać kolejny rok czy też dwa na następny sezon, to ja mam pytanie, co robią twórcy przez ten czas, zwłaszcza, że za każdy odcinek odpowiada inne studio. Zastanawiające jest to, że musimy tak długo czekać na kolejne „wszystko jedno” prezentowane przez ten serial. Jeżeli tak ma już być, to radzę darować sobie z kolejnymi sezonami i odpuścić kontynuowanie Miłość, Śmierć i Roboty, bo z każdym sezonem jest po prostu coraz gorzej.



