Avatar: Istota wody – recenzja – warto było czekać?


Avatar: Istota wody zawitał do kin po wielu latach oczekiwania. Czy warto było czekać trzynaście lat na drugą część filmu? Przede wszystkim, czy Istota Wody powtórzy sukces pierwszego Avatara?

Umówmy się, trzynaście lat oczekiwania na sequel filmu buduje w głowach widzów spore oczekiwania. Ile razy od 2009 roku powtarzaliście seans Avatara? Czy pamiętając geniusz pierwszego filmu, spodziewaliście się że Istota Wody również przypadnie Wam do gustu? Osobiście, jestem wielką fanką franczyzy. Uważam, że to genialny film, który wyprzedził swoje czasy. Wywołał u mnie masę różnych emocji, od szczęśliwych, do mniej wesołych, trochę zmusił mnie do myślenia o ważnych sprawach i za każdym razem, kiedy go oglądałam, wyłapywałam z niego coś nowego. Premiera Istoty Wody odrobinę mnie stresowała, bo nie chciałam być świadkiem upadku fajnej franczyzy, jak miałam okazję w innych przypadkach filmów wydawanych po wieloletniej przerwie. Na szczęście już w pierwszych minutach seansu, wiedziałam, że nie ma się czego obawiać.

Akcja filmu rozgrywa się ponad dekadę od zakończenia pierwszej części. Jake Sully i Neytiri wiodą spokojne życie wśród drzew ze swoimi dziećmi, w tym adoptowaną przez nich córką doktor Augustine (co ciekawe, zagrała ją ta sama aktorka co panią doktor w pierwszej części)  oraz Pająkiem – synem pułkownika Quaritcha, który na koniec pierwszej części został zastrzelony przez Neytiri. Ich beztroski byt zostaje zburzony, kiedy na niebie zauważają nową gwiazdę. Jej pojawienie się oznaczało jedno – powrót ludzi na Pandorę. Wkrótce okazuje się, że Ziemia umiera i przybysze mają plan kolonizacji nowej. To oczywiście nie pasuje całemu plemieniu Na’vi i niemalże natychmiast zaczyna się walka. Szybko też wychodzi na jaw, że kolonizatorzy mają też swój inny cel – zamordowanie Sully’ego.

Avatar: Istota wody

Przybysze z Ziemi zawłaszczyli sobie wielohektarowe terytorium lądu i wody zakładając na nim bazę Bridgehead City. Prócz ekipy naukowców, zadomowili się w niej także „rekombinanci”, czyli awatary wzorowane na plemię Na’vi, w które wgrano wspomnienia zmarłych w pierwszej części marines, w tym Quaritcha, który żywi wyjątkową urazę ku Jackowi i jego małżonce. Celem tej ekipy jest oczywiście „zlikwidowanie” byłego człowieka. Widząc zagrożenie, rodzina z ciężkim sercem postanawia opuścić swój lud i poszukać schronienia w miejscu, gdzie nikt ich nie znajdzie. Tak trafiają do plemienia Metkayina. Rodzina powoli odnajduje szczęście w życiu w wodzie, pośród rafy koralowej i tamtejszej fauny.

Avatar: Istota wody

Sporo czasu antenowego poświęcono eksploracji życia w wodzie, mogliśmy poznawać lokalne zwyczaje wraz z Sully’mi, z nimi uczyć się pływać długie dystanse pod wodą i nurkować, a także dosiadać lokalne stworzenia wodne. Z reguły powiedziałabym, że aż nadto czasu zostało wykorzystane na poboczne aspekty, ale w tym przypadku zupełnie mi to nie przeszkadzało. Jako, że niedawno mieliśmy okazję oglądać Wodne Królestwo w nowej Czarnej Panterze, nie mogłam przestać porównywać tych środowisk. Avatar: Istota Wody to przede wszystkim, wizualne widowisko, które zapiera dech w piersiach. Każdy szczegół dopracowany jest do końca, na dosłownie wszystko poświęcono uwagę, nawet najmniejsze rybki, czy kwiatuszki pod wodą. Przy tym wszystkim, świat w Marvelu wyglądał jakby został zrobiony przez pięcioletnie dziecko. Poznawanie życia społeczności Metkayina może i miało znaczący wpływ na długość filmu, ale przy tym nie dłużyło się i nie sprawiało, że wzdychaliśmy z niechęcią, pytając po co to wszystko (jak było w przypadku wspomnianej już Pantery).

Avatar: Istota wody

Zarys fabuły Avatara 1 i Istoty Wody w zasadzie mało się od siebie różnił – w obydwu tych filmach poznajemy wątpliwie moralnie motywy ludzi, zapoznajemy się z lokalnymi mieszkańcami Pandory, następnie dochodzi do pewnej masakry, przy której łzy niekontrolowanie spływają po twarzy (chyba, że po prostu jestem wrażliwa), następuje kulminacyjny moment walki a na sam koniec odnajdujemy szczęśliwe zakończenie. W pierwszej części widzowie przeniesieni zostali do lasu, w drugiej w środowisko wodne. Swoją droga, za każdą sceną w nowej wiosce, miałam ochotę zanurzyć się w lazurowym oceanie i wraz z dzieciakami snurkować w tej przepięknej krainie. Każdy Avatar sprawia, że widz ma ochotę poznać miejsca pokazywane na ekranie i samo to świadczy o tym, że film jest dobrze zrobiony.

Avatar: Istota wody

Widziałam już mema o tym, że do sporej części wydarzeń by nie doszło, gdyby dzieci Jake’a słuchały ojca. Sully, jako były marines, preferuje ostre, żołnierskie wychowanie synów. W przypadku starszego, Neteyam’a , ten sposób się sprawdza. W przypadku, młodszego Lo’aka, niekoniecznie. Ten lubi się buntować, robić rzeczy po swojemu, często sprowadza na siebie kłopoty. Jeszcze częściej jego starszy brat bierze na siebie odpowiedzialność, co niekoniecznie podoba się ojcu. Lo’ak czuje się wykluczony i niedoceniany, dlatego też udaje mu się zaprzyjaźnić z, także wykluczonym, tulkunem – gatunkiem zwierząt, które Metkayina uważają za swoją duchową rodzinę. W filmie dużo gra się na uczuciach widza, co sprawia, że ten szybko będzie mógł wybrać „dobrą” i „złą” stronę, a następnie uroni łzę (albo dwie) nad smutnym losem tych dobrych. Ludzie mordują tulkuny, oczywiście dla własnych korzyści. Jedna fiolka esencji z mózgu tej zwierzyny daje coś na kształt nieśmiertelności i kosztuje 80 milionów dolarów. Ostateczne starcie pułkownika i Jake’a także ma tragiczne skutki – polecam wtedy tłumaczenie wcale nie płaczę, tylko oczka mi się spociły – aczkolwiek dochodzi też do wielkiego pojednania a rodzina zostaje przyjęta do nowego plemienia.

Avatar: Istota wody

Avatar: Istota Wody to wizualny majstersztyk, z prostą, ale dobrze przemyślaną i emocjonującą, fabułą. Ten film ma wszystko, żeby stanąć na początku listy najlepszych produkcji w historii kina, prawdopodobnie obok swojego poprzednika. James Cameron długo kazał nam czekać na premierę, ale zrobił wszystko, by Istota Wody pozostawiła po sobie ogromne wrażenie. Nie było tu miejsca na zbędne sceny, chaos, nieodpowiedziane pytania. To świetnie napisany scenariusz z genialnym CGI. Lubię, kiedy reżyser nie idzie na łatwiznę i nie traktuje potencjalnego widza jak idiotę. W tym przypadku Cameron zapewnił nam nie film, a bilet wstępu do zupełnie innego świata. Za jakiś czas chętnie obejrzę Istotę Wody po raz kolejny. Czy mam ochotę pomalować się na niebiesko i biegać po lesie, jak miałam w 2009 roku (przypominam, że miałam 13 lat mniej)? Raczej nie, ale na pewno marzę o lazurowej wodzie 😉

Avatar: Istota wody

Jeśli wahacie się, czy wybrać się do kina na seans, zapewniam, że warto. To fantastyczny film, przy którym nie będziecie się nudzili. Mimo, że trwa trochę ponad 3 godziny, upływu czasu w ogóle nie czuć. Wyobraźcie sobie, że siadacie wygodnie w fotelu i całkowicie zapominacie o świecie na zewnątrz. Przez najbliższy czas przenosicie się na Pandorę, wraz z bohaterami stajecie się częścią krajobrazu, przeżywacie z nimi najważniejsze wydarzenia w życiu, razem z nimi cieszycie się, razem z nimi płaczecie. Bardzo rzadko zdarza się, aby sequel utrzymał ten sam, wysoki, poziom co jego poprzednia część. W przypadku filmu Avatar: Istota Wody, udało się odtworzyć klimat, spełnić oczekiwania widzów i utrzymać pierwotną klasę. Ten film to naprawdę COŚ. Jak dla mnie, to film 2022 roku.

 

 

P.S. Czy jest na sali osoba, która obejrzała Istotę Wody, ale nie miała okazji obejrzeć pierwszego Avatara? Dajcie znać w komentarzach 😉

6 komentarzy

  1. Kazimierz
    22 grudnia 2022
    Odpowiedz

    W pełni podzielam Pani opinię ! Dowodzi , że jest Pani prawdziwą miłośniczką dobrego kina !

    • 22 grudnia 2022
      Odpowiedz

      Dziękuję i zapraszam do kolejnych wpisów 🙂

  2. Borys928
    29 grudnia 2022
    Odpowiedz

    A mnie wynudził. Zresztą jak ponad połowę kina. Już w połowie filmu ludzie w kinie zaczęli rozmawiać.

  3. domes
    6 stycznia 2023
    Odpowiedz

    nie oglądałem 1ynki, obejrzałem 2kę i … ledwo 5 min. przed końcem wystrzeliłem jako pierwszy na seansie do wc żeby się nie zdoić w fotel, a za mną jeszcze parę osób, które nie miały odwagi się ruszyć z fotela – tak dech wszystkim zaparła ta 2ka 😀

  4. JAga
    6 stycznia 2023
    Odpowiedz

    Gdyby był krótszy o godzinkę, byłabym nim zachwycona. Były dłużyzny, gdzie się nudziłam. Jedynka była idealna

  5. Adam
    10 marca 2023
    Odpowiedz

    Chyba byliśmy na innych filmach. Owszem wizualnie piękne, efekty też zrobione po mistrzowsku. Jednak to wszystko co da się dobrego powiedzieć o tym obrazie. Fabuła kompletnie się nie klei. Główny powód ekspansji sprzed lat jakby w ogóle nie istniał, planeta nagle się rozrasta o zupełnie inny świat, którego jakoś w jedynce dziwnym trafem nikt nie dostrzegł, a jedynym wyraźnym przesłaniem filmu jest to, że będzie następny film

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Fortnite: wydarzenie Festiwal Zimy powróciło
Następny Księga Cudów - recenzja - Otwierana książeczkowa gra przygodowa