Już wiele razy zastanawiałem się podczas tworzenie recenzji, jaka długość gry jest odpowiednia. Nie da się łatwo odpowiedzieć na to pytanie, jednak Brokenlore: Low stanowczo przesadził, ponieważ ukończenie tej gry zajęło mi mniej, niż stworzenie tej recenzji.
Grę ukończyłem w dokładnie półtorej godziny, gdzie 15 minut należy doliczyć na brak zapisanego stanu gry po dosyć długiej sekwencji, przez co musiałem ją powtórzyć. Całość została nagrana na naszym kanale YouTube i wychodzi na to, że playlista do Brokenlore: Low będzie miała żałośnie mało filmików. To zresztą nie jest jedyny problem z grą, ale po kolei. Brokenlore: Low opowiada historię pewnej kobiety, która wyrusza do Japońskiego miasteczka na casting z chęcią stania się gwiazdą muzyki POP. Miasto niestety jest w jakiś sposób nawiedzone, a lokalna miejska legenda przeplata się z życiem samej bohaterki tworząc mrożący w żyłach i, nie oszukujmy się, atrakcyjny do poznania scenariusz. Historia w Brokenlore: Low jest ciekawa i warta poznania, nawet jeżeli kończy się zdecydowanie zbyt szybko.

Sama rozgrywka to połączenie klasycznego horroru z walking simulatorem. Nasza bohaterka będzie mogła jedynie chodzić i używać przedmiotów, a jej głównym zadaniem będzie gubienie się na dosyć ograniczonej mapie. Główna akcja gry dzieje się na surrealistycznej ulicy miasteczka, która jest zamknięta w okrąg, przez co od pierwszych chwil gra będzie stwarzać wrażenie chodzenia w kółko. Twórcy sprytnie wykorzystali tą mechanikę sprawiając, że gra bawi się perspektywą. Co jakiś czas będą pojawiać się posążki, które będą odwracać się za nami kiedy my nie patrzymy w ich stronę, a goniący nas potwór będzie znikać, by pojawić się z drugiej strony.

Niestety gra nie wykorzystała swojego potencjału. Brokenlore: Low zaoferuje nam jedynie trzy krótkie sekwencje, w których będziemy robić coś innego oprócz chodzenia. W jednej będziemy uciekać przed zwykłym człowiekiem, który będzie za nami powoli chodzić, w drugiej będziemy skradać się przed duchem w pixeartowej posiadłości, a w trzeciej, tej właściwej i najlepszej, będziemy uciekać przed potworem próbując znaleźć cztery świeczki i przenieść je do świątyni zanim zgasną. I tutaj zaczyna się naprawdę ciekawie, bo ta sekwencja zdecydowanie różni się od pozostałych. Pomysł jest ciekawy, bo świeczka gaśnie kiedy biegniemy zbyt szybko, a jednocześnie będziemy musieli zaczynać od nowa, kiedy potwór nas złapie.

Niestety w tym momencie, w którym gra się rozkręca, to tak samo się kończy, bo chwilę potem zobaczyłem napisy końcowe. Nie mam nic przeciwko krótkim grom, sam dałem bardzo wysoką ocenę dla na przykład Stray czy też Call of the Sea, niemniej jednak grę można spokojnie ukończy w trochę ponad godzinę, jeżeli ominą Was problemy, które sam napotkałem. To zdecydowanie zbyt krótko, a przecież twórcy zaoferowali nam ciekawą mechanikę z uciekaniem przed tym monstrum. Czemu nie pociągnęli tego tematu dalej, dobudowując historię oraz nowe wyzwania? Zwłaszcza, że sama gra skończyła się w dziwny sposób, zostawiając jeszcze przestrzeń, by dodać trochę historii.

Kolejnym ważnym elementem jest ten etap pixelartowy, o którym wspominałem. Wygląda on dosyć ładnie, jednak na monitorze 4k ostre, jaskrawe i kanciaste pixele sprawiają, że szybko zaczynają nas boleć oczy, a sam obraz zlewa się i przestaje być taki czytelny. Sam temat uciekania przed stworem na tym etapie jest na tyle przerażający, że parę razy zdarzyło mi się nawet krzyknąć. Dobrze zrobione udźwiękowienie i skowyt potwora naprawdę mroziły krew w żyłach. I ponownie, szkoda, że to była tylko jedna i krótka sekwencja, czyli twórcy zmarnowali potencjał, który sami stworzyli.
Brokenlore: Low ma też jeden zasadniczo duży problem, jeżeli chodzi o wykonanie techniczne. Gra z jednej strony wygląda źle, przynajmniej przez większość czasu, a z drugiej działa katastrofalnie i nie potrafi trzymać stabilnych klatek. Szybko musiałem zmniejszyć ustawienia do średnich by chociaż móc w to zagrać, a gra nie wygląda nawet trochę podobnie do Cyberpunk 2077 czy też Stalkera 2, który obecnie świetnie działa na moim sprzęcie. Nie rozumiem tego postępującego regresu w umiejętnościach programistycznych twórców gier, jednak mam wrażenie, że gry z roku na rok działają zdecydowanie coraz gorzej i jednocześnie nie prezentują się ładniej, a nawet czasami gorzej niż inne produkcje. Przynajmniej gra posiada polską wersję językową, jednak nie jest to duże osiągnięcie, ponieważ tekstu w grze jest oczywiście bardzo mało.

Nie będę więcej się rozczulać zarówno negatywnie, jak i pozytywnie nad Brokenlore: Low, ponieważ nie ma to większego sensu. Opisywanie gry, która działa przynajmniej słabo i która trwa krócej niż niektóre dema innych gier niezależnych jest stratą czasu i już sam fakt, jak z krótką produkcją mamy do czynienia powinien odpowiedzieć Wam na pytanie, czy warto zainteresować się tą grą. To jedna z tych produkcji, która powinna być dawana za darmo w ramach różnych akcji promocyjnych i wtedy zdecydowanie warto się nią zainteresować, ale jeżeli chcecie płacić za nią pieniądze, to lepiej jest wypożyczyć jakiś horror. I gwarantuje Wam, że będziecie się bawić lepiej.
Podsumowanie
Pros
- Zabawa kamerą i perspektywą
- Ciekawy wątek oparty na Japońskiej legendzie miejskiej
- Miejscami naprawdę bywa przerażający
Cons
- Słaba optymalizacja przy nijakiej grafice
- Etap retro źle wygląda na ekranie 4k
Brak komentarzy