Dawno nie udało mi się obejrzeć żadnego anime w całości. Brak czasu, ale także i chęci był tutaj zasadniczym problemem, gdyż mało który tytuł był na tyle interesujący by utrzymać mnie do końca. A potem przyszło Deca-Dence.
Przy okazji, jeżeli chcecie dla mnie polecić jakieś anime, to dajcie znać w komentarzu. Wychodzi tego sporo i szczerze mówiąc nie wiem które może być interesujące. Wiecie co lubię: wielkie roboty, fantastykę, hentai, dobrą muzykę oraz sceny walki. Dobra z hentai to nie przesadzajmy. Wróćmy jednak do deca-dence, jak powiedziałem jest to moje pierwsze anime od naprawdę bardzo dawna, które udało mi się obejrzeć w całości. Co to spowodowało? Recenzja może zawierać spoilery fabularne.
Historia opowiada o olbrzymiej, jeżdżącej fortecy o nazwie Deca-Dence. W niej właśnie też mieszkają ostatni ludzie, którzy przetrwali tajemniczą apokalipsę. Ci też ludzie muszą ciągle walczyć z atakującymi ich potworami, które tutaj są ochrzczone mianem Gadoll. No więc Gadolle regularnie atakują Deca-Dence, a miasta chronią Gearsy, czyli wojownicy dbający o bezpieczeństwo. Drugą grupą społeczną są Tankersi, czyli zwykli ludzie mający zapewnić zaopatrzenie dla Gearsów. Do Tankersów należą rzeźnicy, kucharze, sprzątaczki, zwykli sprzedawcy. No cała reszta społeczeństwa. Ważnym elementem do przetrwania jest też krew Gadolli, która służy za paliwo dla Deca-Dence, a samo osiedle w środku maszyny znajduje się pośrodku wielkiego jeziora tejże krwi. Kiedy pojawi się Gadoll większy od zwykłych stworów, Deca-Dence potrafi się przetransformować (bo jakżeby inaczej) w olbrzymią pięść i znokautować potwora eleganckim prawym prostym. Na obecną chwilę brzmi to jak zwykłe postapo prawda? Znaczy zwykłe jak na standardy anime.
To teraz zaczynamy drugi odcinek i pierwszy solidny spoiler. Okazuje się, że to wszystko jest symulacją stworzoną przez maszyny, które traktują Deca-Dence jak grę. Mają swoje awatary, kostiumki i logują się do gry wyglądając prawie jak zwykli ludzie (czasami mają inne kolory) i tam walczą z Gadollami ramię w ramię z pozostałymi Gearsami. Tworzy się więc typowa historia jak z Matrixa. Jeden z robotów, uznany przez system za błąd, będzie próbować obalić tenże system, jednocześnie pozostając w tajemniczy przed bateryjkami, znaczy się Tankersami mieszkającymi w Deca-Dence. I to właśnie ta złożoność historii, jej dwutorowość sprawiły, że naprawdę bardzo mi się spodobał Deca-Dence. Tak naprawdę obserwujemy dwie historie jednocześnie, które dążą do tego samego, ale z innymi pobudkami. Główna bohaterka, Natsume, która w dzieciństwie otarła się o śmierć i straciła rękę, chce za wszelką cenę dołączyć do Tankersów i pomóc im walczyć z Gadollami. jednocześnie osoba, która ma być odpowiedzialna za trening Natsume (na początku ląduje w służbach porządkowych) jest maszyną w awatarze, która otrzymała obowiązki czyszczenia poszycia Deca-Dence niejako za karę za poprzednie swoje działania.
Okej, tak naprawdę Deca-Dence to zlepek różnych popularnych motywów z popkultury. Najbardziej oczywiście rzuca się w oczy Matrix, nie tylko przez symulacje ale różne rozwiązania fabularne. Przykładowo, finalnie zła sztuczna inteligencja kierująca całym tym środowiskiem mającym na celu przetrwanie garstki ludzi, mówi wyraźnie że nie jest to pierwszy z buntów i było ich wiele na przestrzeni ostatnich dekad. Że ludzie zostają wybici i na tym powstanie kolejne deca-dence mające dbać o przetrwanie garstki do momentu, kiedy populacja znowu będzie za duża. Idąc dalej, sam motyw poruszającego się miasta w świecie postapokaliptycznym to pomysł, który już widzieliśmy w fantastycznym widowisku o beznadziejnej nazwie Zabójcze Maszyny. Takich podobieństw możemy znaleźć wiele, ale tak naprawdę to nie jest żaden problem. Deca-Dence ogląda się przyjemnie i sympatycznie. Postacie są ciekawe, a cały miszmasz gatunkowy wychodzi na plus.
Fajnie prezentuje się to, że kiedy akcja przenosi się do świata maszyn, to zmienia się cała kreska i paleta kolorów. Kształty są bardziej kanciaste, maszynowe, a kolory bardziej pastelowe niż w brudnym świecie skąpanym w napromieniowanym świecie. A wiecie co jest naprawdę bardzo ciekawe w Deca-Dence? To że tak naprawdę do samego końca nie jesteśmy pewni, który świat jest prawdziwy, a który jest symulacją. A może oba są prawdziwe? Albo oba są symulacją? Już drugi odcinek robi odpowiednie wrażenie, kiedy anime zmienia się naprawdę nie do poznania, nie tylko przez wcześniej wspomnianą zmianę kreski, ale nawet udźwiękowienie czy też wygląd postaci. Ciekawe jest natomiast to, że wszystkie postacie które operują zarówno na ziemi, jak i na stacji kosmicznej maszyn, posiadają ten sam jeden głos, co pozwoli ich rozróżnić i bardziej wsłuchać się w słowa wypowiadane przez poszczególnych bohaterów.
Deca-Dence to anime które na pewno warto polecić. Oryginalny pomysł złożony z wielu mniej lub bardziej popularnych elementów innych dzieł. Finalny efekt jest bardzo niepowtarzalny i mam nadzieję, że twórcy przygotują nam kontynuację i kolejne rozwinięcie historii. Mimo, że główny wątek został rozwiązany i to bardzo fajnie w epilogu, to pozostało jeszcze sporo pytań bez odpowiedzi, które mogą być zalążkiem innej historii z tego świata. Z głównymi bohaterami się pożegnaliśmy i to sposób godny, odpowiedni dla rozrywki którą nam zapewnili. Pewnie zostaną zostawieni w spokoju i pojawia się inne wątki. Trzymam kciuki, żeby Deca-Dence nie był zamkniętym rozdziałem.
Brak komentarzy