Dracula to kolejna głośna produkcja, która powstała we współpracy platformy Netflix oraz BBC. Niestety, tym razem współpraca nie wyszła specjalnie zbyt dobrze. To były najbardziej zmarnowane godziny, jeżeli chodzi o moją przygodę z Netflixem.
Oglądając trzy odcinkowy serial Drakula, zastanawiałem się czy osoby reżyserujące i tworzące scenariusz miały jakąś pełną koncepcję na stworzenie serialu, czy też przybywała ona z każdym kolejnym odcinkiem? Bo zarówno fabuła, jak i wykonanie nie było najwyższych lotów. Może to ze mną jest problem, ale coraz bardziej mnie irytuje brak spójności w filmach i serialach. Zwłaszcza po ostatnim potworku, który w swojej głupocie stworzył Disney – Skywalker: Odrodzenie. Recenzja będzie zawierała spoilery i to czasami srogie.
Historia opowiada o postaci Draculi, który to mieszka samotnie na dworze okrytym tajemnicami i mrokiem. Cały serial podzielony jest na trzy chronologiczne opowieści, każda z nich ma około 90 minut długości. W pierwszej poznamy historię pewnego człowieka, który przybywa na dwór Draculi po to, bo tego nauczyć języka Angielskiego. Ten odcinek był najciekawszy, bo tworzył specyficzną atmosferę tajemnicy i mroku. Bardzo szybko jednak całe uczucie zostało zniszczone, gdyż okazało się, że bohaterowie są kretynami. Główna pierwsza ofiara, kiedy zamieszkała w zamku zaczęła tracić siły, wypadały jej paznokcie itp. natomiast sam Dracula odmłodniał o jakieś 30 lat, na co ofiara po grzecznym zapytaniu, sama siebie przekonała że musi jej się to wydawać. Istotnym elementem scenografii są ludzkie szczątki oraz muchy, nie wiem w jakim celu bo jednocześnie sam Dracula jest kreowany na inteligentnego szlacheckiego potwora z głębokimi przemyśleniami. Całe wrażenie jednak zniknie od razu na sam koniec filmu, kiedy to okaże się, że wielki wampir jest zwykłym idiotą, co zresztą jednocześnie będzie rzutować na cały mój odbiór filmu. Te wszystkie elokwentne dyskusje i przemyślenia narodziły się w głowie kretyna. Wynika to raczej bardziej z błędu projektowania postaci, niż zamierzonego zabiegu twórców.
Bo nie potrafię uwierzyć, żeby twórcy wykazali się takim sprytem i jednocześnie wciskali tyle homoseksualizmu na każdym kroku. To co tutaj się działo, to już jest pewna przesada, gdyż na każdym kroku (w pierwszym odcinku z 5 – 6 razy) pojawiają się wzmianki czy też wątki związane z homoseksualistami. Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł w opisie filmu, że będą one tutaj na każdym kroku? Nie miałbym nic przeciwko gdyby te wątki były naprawdę istotne dla fabuły. Ale nie są, nawet w drugim odcinku, kiedy ukryta para homoseksualna trafia na statek z wampirem, jeden z … mężów … zakochuje się w wampirze, by zaraz potem zginąć. Nie wiem po co to było. Inne wątki były przedstawione w jeszcze zabawniejszym stylu, jak w trzecim odcinku, kiedy młody chłopak patrzy na dziewczynę która mu się podoba. Podchodzi do niego gej i mówi „fajny jesteś i mi się podobasz, ale chyba ciebie nie kręcą faceci”. I tyle. Po co? Po co? Po co? Równouprawnienie naprawdę jest fajne, kiedy nie jest wciskane na siłę. Tak jak to było także we wcześniej wspomnianym Skywalker: Odrodzenie, gdzie podczas wiktorii dwie laski zaczęły się całować. Ta scena została jednak wycięta w Singapurze, bo wiecie równouprawnienie jest fajne, ale kurde lepiej więcej zarobić i trafić do lepszej kategorii wiekowej w tym kraju. Żałosne. To samo wrażenie miałem oglądając Draculę. Na siłę wciśnięte sceny, które naprawdę nie były tutaj potrzebne.
Cały akapit o równouprawnieniu, a teraz powiem o czymś co mi się naprawdę nie podobało. To był klimat. Dracula w popkulturze jest bardzo obecny i mam wrażenie, że jego największym atutem była niewiarygodna potęga oraz tajemniczość. Tak było np. w anime Hellsing, bajce (dostępna na Netflix) Dracula czy też filmie Dracula: Historia Nieznana. I można tym dziełom zarzucić wiele, ale nie to, że nie zadbano o odpowiednio mroczny klimat. Tutaj cały mrok polega na muchach, śmierdzących zwłokach (także nieumarłych) oraz żartach z trupów. Nawet kolorystyka była zachowana w żółtych, jakby zgniłych kolorach.
Parę scen, które naprawdę mi się spodobały, to momenty kiedy Dracula mógł rozmawiać z ludźmi, tutaj główną jego antagonistką była zakonnica o nazwisku Van Hellsing i ta postać naprawdę była intrygująca i ciekawa. Pyskata, pewna siebie i na tyle odważna, by badać działania Draculi, co zresztą było jej obsesją. Czar jednak prysł w momencie, kiedy to w drugim odcinku dwie postacie rozmawiały przy stole, aby potem się okazać że kobieta jest tak naprawdę w śpiączce na statku. Taki zwrot akcji, a wyrwał nas z naprawdę fantastycznej dyskusji między diabłem i diablicą.
Kończąc już mój wywód. Na serialu Dracula strasznie się wymęczyłem, totalnie mnie nie porwał i mało brakowało bym zasnął w trakcie oglądania. Cały mrok budowany na ohydnych scenach wcale nie był tak ciekawy, jak prezentowało się to w trailerach. Dracula okazał się kretynem, a jego przedstawienie w sposób prawie komediowym, to potwarz dla obecnego od dziesięcioleci w popkulturze potwora. Tylko Van Helsing okazała się ciekawą postacią.
fajne ale tym statkiem to przegięli podobnie jak recenzent prawie zasnąłem, za dużo masakry dali zamiast ją ciekawie dawkować