Flint: Treasure of Oblivion to gra, która w moim odczuciu zbyt mocno ociera się między byciem totalnym niewypałem, a grą naprawdę rewelacyjną. Część elementów jest tutaj najwyższych lotów, a część sprawi, że złapiecie się za głowę i wcale nie zakrzykniecie ARRR. Co jest nie tak z grą? Zapraszam do recenzji opartej na Playstation 5!
Flint: Treasure of Oblivion opowiada historię tytułowego Flinta, kapitana pirackiego statku, który został zniszczony, a ten wraz ze swoim pierwszym oficerem ląduje na tratwie zbudowanej z resztek swojej dzielnej jednostki. Zaczyna się mocno infantylnie, nasz bohater nie szczędzi arrr oraz tekstów, które nawet w Piratach z Karaibów były już wyświechtane. Potem z głodu spróbuje zjeść Billiego, jednak na szczęście uratuje ich inny statek. Przygoda będzie trwała długo i im dłużej będziecie w nią grać, tym bardziej będzie się Wam podobać. Flint to zaradny facet i będzie robić naprawdę różne rzeczy, by dopiąć swego i z czasem ciężko go po prostu nie polubić. Jack Sparrow to to nie jest, ale i tak nasz heros ma niezłe podstawy.
Plusem przedstawienia historii w grze Flint: Treasure of Oblivion są filmiki, a w zasadzie nieanimowane komiksowe ramki. Są one narysowane w sposób rewelacyjny i idealnie pasują do tej gry. Czasami zamiast filmików przyjdzie nam widzieć zwykłe dymki nad głowami bohaterów, jednak komiksów jest tutaj naprawdę dużo i świetnie się nadają do prezentowania różnych sytuacji. Niestety problem z grą jest taki, że jest ona bardzo liniowa. Przypomina ona swoją konstrukcją Final Fantasy VII, gdzie przez większość czasu idziemy po sznurku do celu fabularnego, a raz na jakiś czas trafi się jakiś obszar dający nam wolność. Sytuacja jest nawet na tyle kuriozalna, że kiedy już otrzymamy swój własny statek, to zamiast możliwości luźnego pływania, odkrywania świata czy też walki z wrogami i zdobywania skarbów, przyjdzie nam obejrzeć filmik, w którym strzelamy do łowców niewolników oraz potem dochodzi do abordażu i zwykłej walki. Gro, dlaczego nie chcesz mnie zaskoczyć?
Flint: Treasure of Oblivion to izometryczna gra turowa, w której będziemy kierować drużyną, na której czele stanie właśnie Flint. Nasza rozgrywka będzie przeplatana etapami walki oraz eksploracji. O eksploracji napiszę niewiele, bo i tak większość czasu spędzimy oglądając przerywniki filmowe czy też walcząc. Zwiedzanie świata jest tutaj całkiem niezłe, w grze ukryte są sekrety, takie jak przerzuty kośćmi czy też dodatkowe przedmioty dające niewielką przewagę w walce. Do tego w tych niewielu obszarach, gdzie otrzymamy pewną wolność eksploracji będziemy mogli znaleźć parę różnych rozwiązań i dodatkowych celów w naszym głównym wątku fabularnym. Fajnie się prezentowało na przykład jedno z pierwszych zadań, gdzie musieliśmy zbierać członków załogi. Gra docelowo kazała nam znaleźć paru najważniejszych z nich, ale jeżeli dokładnie przeszukamy miasto, znajdziemy ich znacznie więcej, a każdy z nich będzie wymagał od nas wykonania drobnego zadania dodatkowego. Kucharza będziemy musieli obronić przed wściekłymi strażnikami, a dla cieśli damy nowy cel życia w postaci możliwości podróżowania i szukania przygód.
Potem niestety dochodzi do walki i wcale już nie jest tak różowo. Flint: Treasure of Oblivion posiada system walki turowej i o ile nie jestem jej fanem, to tutaj został on zrobiony po prostu źle. Całość jest oparta na kościach, więc na początku byłem nawet zadowolony, bo widziałem pewną inspiracją grami RPG w stylu Baldur’s Gate 3. Niestety twórcy nie odrobili zadania domowego i pomimo oparcia wszystkiego na kościach, to gra posiada żałośnie mało różnych modyfikatorów, które mogą wpłynąć na wynik walki. W trakcie eksploracji możemy znaleźć przedmioty pozwalające nam na przerzut, a parę przedmiotów zużywalnych może poprawić nasze statystyki. Te jednak zajmują cenne miejsca w ekwipunku więc niechętnie z nich korzystamy, trzymając je jak zwykle na później. Tak czy inaczej wpływu na losowość jest tutaj mało.
Nie byłoby w tym nic złego – po prostu zwykłe, frustrująco słabe rzuty kośćmi, gdyby nie fakt, że jeżeli w trakcie walki któryś z naszych bohaterów padnie, to albo ginie na zawsze, albo musimy powtarzać walkę bo był to główny bohater. Zresztą, to czy on umrze to też kwestia losowa, bo istnieje przedmiot, który ratuje nas przed śmiercią, jeżeli mamy go w ekwipunku. Ale on też raz działa, a raz nie i w zasadzie to nie wiem czy jest to wina buga czy też jakiejś ukrytej mechaniki. A nawet w niektórych większych walkach bywa tak, że jeżeli jakiś bohater padnie to i tak po walce powstaje i normalnie żyje. Nigdy nie wiesz jak się skończy, więc walki będziesz powtarzać, a te trwają bardzo długo, najdłuższe nawet 40 minut. Nie ma autozapisu co turę, który by usunął ten problem. Całość jest po prostu losowa i nie masz wpływu na wynik walki. Bohaterowie mają mało punktów życia i szybko padają, więc wszystko naprawdę kończy się w chwilę.
Zresztą walki są też mocno wydłużane przez przeciwników i animacje, które po paru godzinach gry po prostu denerwują, bo walczymy z przeciwnikami, którzy ciągle używają tych samych metod i taktyk. Zawsze zaczyna się od użycia paru przedmiotów jednorazowych, które dają dodatkowe akcje i poprawiają statystyki, potem bieganina i powtórka. Jeżeli przyjdzie Wam powtarzać walkę, a uwierzcie mi, będziecie to robić by nie tracić członków załogi (chyba, że kolejne patche naprawią przedmioty wskrzeszające), to będziecie mieć szybko dość zabawy z Flint: Treasure of Oblivion. Ogólnie sam pomysł na oparcie całej gry na rzutach kośćmi nie jest zły, ale gdzie jakieś modyfikatory albo elementy, które pozwolą nam zmniejszyć losowość? Jest ich bardzo mało, rozwój bohaterów jest uproszczony do granic możliwości, a bronie nie mają swoich wersji +1 czy też ulepszonej. Są ich tylko inne warianty, które mogą mieć inne wyniki na ściankach kości, ale to za mało, by mieć możliwość zapanowania nad losowością.
Flint: Treasure of Oblivion to przyjemna piracka historia, która może nie przeszkadza tak bardzo (przynajmniej przez większość czasu) swoją liniowością, ale na pewno będzie Was frustrować swoim systemem walki, nad którym nie mamy wpływu. Jeżeli nie przeszkadza Wam częste powtarzanie walk, bo wynik kości nie był zadowalający i wasz bohater postanowił tym razem naprawdę umrzeć, to możecie spróbować zabawy z Flint: Treasure of Oblivion. W innym wypadku chyba lepiej poszukać jakiejś innej gry z piratami w głównym wątku. A szkoda, bo zarówno grafika jest ładna, jak i muzyka i dialogi przyjemne. Otoczka jest fajna i naprawdę na akceptowalnym poziomie, po prostu ten element w którym spędzimy najwięcej czasu, czyli długie walki, wypadł naprawdę słabo. Dlatego też Flint: Treasure of Oblivion okazał się grą nierówną, z jednej strony bardzo słabą i nie dającą satysfakcji losową walką, z drugiej z ciekawą piracką historią, którą – mimo wszystko – będziecie chcieli poznać.
A na koniec zajrzyj też do naszego Sklepu z Grami, gdzie z jednej strony możesz kupić gry w niskich cenach, a z drugiej wesprzeć nasz rozwój 🙂
Egzemplarz recenzencki gry Flint: Treasure of Oblivion na konsolę Playstation 5 otrzymaliśmy od wydawcy Plaion. Dziękujemy!
Podsumowanie
Pros
- Komiksowe przerywniki są bardzo ładne
- Przyjemna muzyka, ładna grafika
- Oparcie całej gry na systemie rzutów kośćmi nie jest złym pomysłem
- Kiedy już gra da nam wolną rękę, to eksploracja jest przyjemna
Cons
- Długie, frustrująco wydłużane walki
- Brak decyzyjności oraz możliwości zboczenia ze ścieżki
- Losowa umieralność bohaterów, przez co często będziemy powtarzać walki
Brak komentarzy