Mortal Kombat nie ma szczęścia do filmów czy też seriali. Szkoda, bo to jest całkiem wierny temat na solidną produkcję akcji. Czas na podejście … już nawet nie wiem które. Czy Mortal Kombat w 2021 roku da się oglądać?
Osobiście jestem olbrzymim fanem serii Mortal Kombat. O ile nie jestem specjalnie dobrym graczem (chociaż moi znajomi mówią inaczej, ale znam parę osób które robią chore i szalone kombosy), to w każdej odsłonie z ostatnich lat mam ograne co najmniej kilkadziesiąt godzin – czy to solo, czy też mordując się z moimi znajomymi czy nawet ukochaną Kasią. Nic tak nie buduje tej specyficznej więzi między dwojgiem dorosłych, kochających się ludzi, jak robienie fatality na drugiej połówce. Polecam grę zwłaszcza parom. Wróćmy jednak do filmu, jako stary fan oraz nowy fan (gdyż Kasię wprowadzam powoli w meandry tego cudownego świata wyrwanych kręgosłupów oraz zgniecionych czaszek) obejrzeliśmy Mortal Kombat jak tylko otrzymaliśmy taką okazję. Recenzja może zawierać spoilery fabularne.
Akcja filmu zabierze nas do teraźniejszości (masło maślane), kiedy to w nadchodzącym turnieju Mortal Kombat ma się rozstrzygnąć los ziemi – czy Shang Tsung, przywódca mrocznego świata będzie mógł nareszcie zniewolić ziemię, czy też nie. Shang Tsung gra nieczysto i morduje po cichu potencjalnych kandydatów do turnieju na śmierć i życie – wojowników z całego świata posiadających tajemnicze znamię smoka, a Raiden daje tutaj ciała totalnie nie interesując się losem jego wojowników. Cole Young, główny bohater filmu dorabiający podczas nielegalnych walk ulicznych zostaje wciągnięty w tą aferę. Tak naprawdę trochę oszukałem, gdyż film rozpoczyna się kilkaset lat wcześniej, kiedy to poznajemy Hanzo Hasashi, przyszłego Skorpiona oraz początek jego waśni z Bi-Hanem, czyli Sub Zero. Potem niestety Skorpion zniknie na bardzo długo, by pojawić się w finale filmu i będziemy skazani na bezużytecznego Cole Younga.
Jak więc widzicie, Mortal Kombat jest filmem skierowanym do fanów. Poznajemy naprawdę wiele postaci z serii, gdzie niektóre otrzymały więcej czasu antenowego, a inne mniej. Na przodzie tutaj prezentuje się Kano, Sonya Blade, Liu Kang oraz Kung Lao, który tradycyjnie już ginie bardzo szybko bardzo brutalną śmiercią. Zaniedbani, ale ciekawi są są za to Shang Tsung oraz Raiden, no i oczywiście Skorpion, który gdzieś zniknął na 3/4 filmu (spoiler: umarł). Ciekawe jest to, że sam film posiada fabułę i historię (szok!!!!). Największy jej problem to brak samego Mortal Kombat – film kończy się w momencie, kiedy to Raiden znowu powraca do poszukiwania zawodników do turnieju. Jednak pokazano tutaj historię paru postaci, zwłaszcza Skorpiona, Sub Zero oraz właśnie nieznanego nam wcześniej Cole Younga, czyli całkowicie nowego bohatera. Do samego końca próbowałem zlokalizować, którą postacią jest ten bohater, a okazało się że to całkowicie nowy narybek. Szykujmy się więc na nowe DLC do Mortal Kombat 11. Ja go nie kupię, bo Cole wypadł zdecydowanie najgorzej z całej ferajny i to pomimo tego, że twórcy naprawdę postarali się by przedstawić tego bohatera, jego motywy oraz moce. Wydaje mi się jednak, że miał on po prostu zadanie niemożliwe do osiągnięcia dla aktora bez dobrego stażu oraz warsztatu. Bo błagam Was, jak jakiś tam Cole może konkurować z Skorpionem czy też Jaxem?
Bo i Jax otrzymał sporo czasu antenowego i cholernie podobało mi się przedstawienie tego bohatera. Stracił on obie ręce na początku filmu, by potem dzięki pomocy mnichów Raidena poszukujących pomocy w innych światach uzyskać jakieś lipne robocikowe protezy. Kasia świadkiem, że nie potrafiłem zrozumieć, jak gość który miał największe łapy w Mortal Kombat, którymi potrafił przebić najgrubsze skały, otrzymał takie lipne protezy. I tutaj znowu twórcy mnie zaskoczyli i zauroczyli – bardzo fajnie została przedstawiona moc w filmie Mortal Kombat oraz w jaki sposób wojownicy muszą się szkolić, by ją odnaleźć. Mocą Jaxa były właśnie ręce, które w kluczowym momencie zamienić się w potężne dwie łopaty zniszczenia, co natychmiast zostało wykorzystane w grze pfu pfu w filmie.
Film Mortal Kombat to właściwie non stop akcja. Czy to w postaci walk czy też treningów, ciągle coś się działo, walki były bardzo ciekawe oraz pełne charakterystycznych momentów czy też ruchów z serii. Odnajdzie się parę fatality oraz brutality, padnie nawet Flawless Victory. Czuć moc i są ciarki. Film oglądaliśmy (obaj) z wypiekami na twarzy do samiutkiego końca. I to przypominam – jedna osoba która bardzo dobrze zna Mortal Kombat oraz jedna która dopiero poznaje tą serie. Czy to początkowe zauroczenie brutalnym klimatem czy też coś innego, nie wiem, może Kasia raczy przedstawić swoją recenzję w komentarzu 🙂 W każdym razie, Mortal Kombat jako niedzielne kino akcji dla dorosłych sprawuje się idealnie – film jest krwawy i brutalny, w żadnym wypadku nie należy pokazywać go dzieciom. To jeszcze nie jest gore, ale krwi i wyrywanych kończyn jest tutaj sporo.
Czy gdybyśmy nie byli fanami serii, to czy film Mortal Kombat z 2021 roku nie przypadłby mi do gustu? Myślę że nie. Jednak tą produkcje cechuje w większości bardzo słaba gra aktorska, fabuła jest naiwna (chociaż to jest dolegliwość 90% filmów akcji), miejscami słabe efekty specjalne, zwłaszcza lasera Kano oraz teleportacji Kabala, które wyglądały, jakby zostały zaprojektowane w filmie sprzed 15 lat. Czy to ukłon do pierwszego filmu Mortal Kombat z 95 roku czy też zwykłe niechlujstwo lub ograniczony budżet? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, jednak pieniądze na pewno nie poszły do sakiewki aktorów, gdyż w tym filmie chyba największą gwiazdą jest Hiroyuki Shimosawa, który fantastycznie zagrał Skorpiona i którego znam z wybitnych (Ostatni Samuraj) oraz słabszych (47 roninów, Wolverine) filmów. No cóż, Mortal Kombat z 2021 roku wybitnym filmem na pewno nie jest, ale kurde jako niedzielny film akcji do obejrzenia z ukochaną osobą czy też z kumplami przy piwku nadaje się idealnie.
Brak komentarzy