“Hell yeah! That’s the Black Falcon there! I tell ya.”
“Nah, that’s Captain America.”
Dawno nie czerpałam tyle przyjemności o oglądania serialu, jak w czasie seansu Falcona i Zimowego Żołnierza. Co tydzień miałam okazję rozmawiać z Wami o wydarzeniach ostatniego odcinka i szczerze mówiąc nie wiem, co ze sobą pocznę do premiery Lokiego.
Falcon i Zimowy Żołnierz to serial pełen sarkazmu, ciętych ripost i mojego ulubionego klimatu. Nie zrozumcie mnie źle, nie jest to produkcja idealna – czasem widać było, że reżyser się spieszy i pobieżnie omawia pewne kwestie, pozostawiając niektóre (czasem istotne) elementy bez większej refleksji. Przede wszystkim jednak, jest to marvelowy mini- film wypełniony akcją i mnóstwem easter eggów, których odnajdywanie sprawia frajdę każdemu fanowi uniwersum. A co jest lepszego niż serial, w którym głównym bohaterem jest twoja ulubiona postać? 😉
Szanowni Państwo – mogą pojawić się spoilery fabularne!
Falcon i Zimowy Żołnierz to drugi serial Marvela rozpoczynający IV fazę MCU. Akcja rozgrywa się pół roku po wydarzeniach Avengers Endgame i często nawiązuje do wydarzeń oraz postaci pozostałych filmów MCU. Seria miała swoją premierę 19 marca na platformie Disney+, trwała przez 6 kolejnych odcinków. Po ostatnim odcinku, 23 kwietnia, na otarcie łez ogłoszony został czwarty film z Kapitanem Ameryką – jako kontynuacja serii.
Sześć miesięcy po blipie świat stara się wrócić do normalności. Sam pracuje dla amerykańskiej armii, Bucky uczęszcza na terapię – będącą warunkiem jego ułaskawienia. Ciągle próbuje pogodzić się z krzywdami, których dokonał jako Zimowy Żołnierz. Każdy jednak żyje własnym życiem, dopóki Wilson nie decyduje się oddać tarczy Kapitana Ameryki do muzeum. Barnes nie może się pogodzić z tym faktem i odwiedza Falcona zanim zdąży wylecieć na misję. I tak właśnie przedstawiony zostaje nam czarny charakter serii – Flag Smashers – organizacja terrorystyczna, według której życie za blipa było lepsze i według których granice państw powinny zostać otwarte. Przewodzi im Karli Morgenthau – najbardziej nijaka postać jaką miałam okazję poznać w całym uniwersum. Z ciekawostek Wam powiem, że w komiksach był to Karl, jednak niektóre osoby stwierdziły, że zamiana płciowa tych bohaterów będzie ważna. Więc dostaliśmy osobę o twarzy nastolatki, niewyglądającą na osobę rozumną i nie wiedzącą czego chce od życia. Nie mówię, że jest to wina aktorki. Nie mówię, że nie jest. Mówię, że z Karli można było zrobić postać godną uwagi, groźną i pewną siebie. Zrobiono więc odwrotnie, więc musieliśmy oglądać płaczliwą nastolatkę ze scyzorykiem, która próbowała zbawić świat.
Dostaliśmy też Kapitana Amerykę, na miarę Ameryki. Podsumowując jego karierę jako superbohater: szybko przyszło, szybko poszło. Mimo, że ostatecznie usiłował pomóc lepszej sprawie, niesmak pozostał. Johna Walkera porównałabym do króla Joffreya – irytujący. Duże brawa należą się Wyattowi Russelowi, za sportretowanie postaci, która denerwuje wszystkich. Podobno aktor chciał zagrać tę rolę głownie dlatego, że spodziewał się jak bardzo jego postać zostanie znienawidzona.
Z drugiej strony dostaliśmy najbardziej badassowe postacie drugoplanowe: Helmuta Zemo, Ayo i Sharon Carter. Ta trójka sprawiła, że serial stał się barwniejszy. Zemo non stop nawiązywał do wydarzeń z przeszłości (przeszłych filmów), do swojej nienawiści do Avengersów, do śmierci jaką przynieśli do Sokovii. Wiecie, że nawet cukierki, którymi dzielił się z dziećmi w obozie dla uchodźców nie były przypadkowo wybrane? To nawiązanie do jego nieżyjących już dzieci, które uwielbiały te słodycze. Większość scen z Zemo była dobrze przemyślana – od ucieczki z więzienia, przez uciekanie przed Dora Milaje, ucieczkę w stylu El Chapo po scenę finalną. Nasz sokoviański baron właściwie non stop pogodzony był ze swoją śmiercią, nawet nie mrugnął kiedy Bucky wycelował w niego broń i pociągnął za spust. Dla niego większą karą niż śmierć byłoby więzienie. Znowu.. Postać Ayo też zrobiła swoje. Podobało mi się jak głosem nieznoszącym sprzeciwu zażądała wydania Zemo, jak pojawiała się co kilka chwil – z zegarkiem w ręku – by przejąć więźnia. Byłam wręcz zachwycona, kiedy spuściła łomot nieznającemu się na niczym Johnowi Walkerowi, jak został wręcz upokorzony przez jej włócznię. Ayo wniosła także coś z przeszłości, mianowicie sceny, których nie widzieliśmy w czasie leczenia Zimowego Żołnierza w Wakandzie. Prawie się wzruszyłam, kiedy powiedziała Buckiemu, że jest wolny. Dosłownie miałam ciary na całym ciele.
Wielokrotnie poruszane były także kwestie poważniejsze – rasowe. Sam Wilson podkreślał, że nie jest gotowy do bycia Kapitanem Ameryką. A Ameryka/ świat nie jest konieczny gotowy na czarnoskórego Kapitana Amerykę. Potem Barnes i Wilson trenują z tarczą, po głębokiej rozmowie postanawiają odejść od przeszłości i współpracować. Ostatecznie Sam podejmuje decyzję o założeniu stroju w paski i gwiazdki. Takim sposobem “Falcon i Zimowy Żołnierz” stał się „Kapitanem Ameryką i Zimowym Żołnierzem”. Bucky, Sam, Sharon i nawet John Walker współpracują w celu unicestwienia Flag Smashersów, którzy ostatecznie postawili na agresję.
Bardzo podobało mi się przedstawienie głównego wroga – jako zwykłych ludzi. Wilson sprytnie zauważył, że Avengersi zawsze walczą z jednym z Wielkiej Trójki: Obcy, Androidy i Czarodzieje. Serial przypomina, że nie wszyscy ludzie są dobrzy, nie zawsze byli i nie zawsze będą. Było fajnie, ale było też momentami całkiem dziwnie – nowy strój Ameryki jest przekomiczny. Potem Wilson w swoim przemówieniu zapomniał o swoich najważniejszych siłach: mówił coś o wyłącznej woli walki i samodzielnemu działaniu, bez supermocy itp… a REDWING? A strój Falcona, który stworzył Tony Stark? Redwing potrafi przecież wyrzucić człowieka z lecącego helikoptera! Chyba się pan Falc…Kapitan Ameryka zapomniał w swoich ideach. Nie zapominajmy też o morderstwie w biały dzień, do którego dopuściła się jedna z postaci. Pozbawienie kogoś prawa do emerytury nie jest do końca odpowiedzią na zbrodnię, którą widziało pół świata.
Falcon i Zimowy Żołnierz, jak wielokrotnie już wspominałam, to serial wypełniony akcją, plot twistami (baron z Sokovii potrafi nawet działać zza krat), humorem i sarkastycznymi żartami. Główni bohaterowie wielokrotnie naśmiewają się z siebie i swoich wad. Mina wszystkich, kiedy Ayo pozbawia Buckiego ręki jest bezcenna – w zasadzie nikt nie wiedział, że istnieje taka opcja 😀
Mimo pewnych błędów i niedociągnięć, plusy przeważały minusy. Dostaliśmy serial dosyć lekki, do wieczornego seansu przy winie albo piwie. Wiele osób twierdzi, że lepiej byłoby zrobić z niego film, pominąć niektóre aspekty i skupić się na bardziej istotnych. Marvel jednak usilnie próbuje iść w stronę seriali. Nie możemy zapominać, że Falcon to jeden z pierwszych takich produkcji. Miał nawet pojawić się jako pierwszy, jednak pandemia spowodowała, że WandęVision oglądaliśmy jako pierwszą.
A z perspektywy fanki postaci Buckiego Barnesa – chętnie będę wracała do serialu 😉
Na koniec jeden z moich ulubionych dialogów:
Brak komentarzy