Seria filmów o nazwiePacific Rim: The Black zyskała całkiem niezłą popularność, nawet pomimo braku sensownej fabuły czy większej wartości intelektualnej. Powiem nawet więcej – sam jestem olbrzymim fanem serii. Dlatego też z niecierpliwością czekałem na Pacific Rim: The Black.

W skrócie, Pacific Rim opowiadał historie o wielkich potworach o nazwie Kaiju, które przybywają z innego wymiaru i bez większego ładu oraz składu zajmują się eksterminacją ludzkości. Ludzkość w ramach stworzenia odpowiednio skutecznej formy obrony, stworzyła własne monstra, czyli olbrzymie roboty bojowe o nazwie Jaeger. Każdy kraj budował własne, jednak działały one pod wspólną komendą specjalnej instytucji zajmującej się koordynacją obrony ziemi oraz szkoleniem pilotów Jaegerów. Fabularnie nie było to specjalnie rozbudowane, ale fakt jest taki, że trzymało się kupy, a uniwersum zyskało wielu fanów, pokazując że istnieje olbrzymie zapotrzebowanie na tego typu filmy akcji. Co tu dużo mówić, najsoczystsze kino dla wielu z nas to właśnie wielkie potwory niszczące miasta, czysta rozrywka, gdzie po całym dniu ciężkiej pracy oraz innych obowiązków wreszcie możemy odpocząć i chłonąć oczy soczystymi efektami specjalnymi oraz pięknie zaprojektowanymi robotami oraz potworami. Recenzja Pacific Rim The Black może zawierać spoilery fabularne.

Fabuła pierwszego animowanego serialu Pacific Rim The Black zabierze nas w bliżej nieokreśloną przyszłość w stosunku do dwóch filmów. W tej oto przyszłości wyrwy ukazują się w różnych miejscach świata i z nich pojawiają się potężne Kaiju, nawet czwartej kategorii (to te najgroźniejsze bydlaki). Ludzkość buduje także znacznie więcej Jaegerów, ale obrona nie jest wcale taka prosta. Wychodzi na to, że Pan Pacific Defense Corps (PPDC) jest w odwrocie i Australia, gdzie dzieje się akcja serialu, zostaje ewakuowana i stracona. Historia opowiada o dwójce rodzeństwa Hayley oraz Tayler, których to rodzice byli pilotami Jaegera i musieli ich zostawić w bezpiecznej, odizolowanej dolinie, gdy sami w zniszczonym mechu wyruszyli by wezwać wsparcie lub też zorganizować ewakuację. Od tego momentu mija 5 lat.

Po tych właśnie pięciu latach rodzeństwo odnajduje starego i nieuzbrojonego Jaegera szkoleniowego, który w ostatniej chwili ratuje ich przed atakiem potężnego Kaiju czwartej kategorii o nazwie Copperhead. Rodzeństwo wyrusza na poszukiwanie swoich rodziców i pomocy. Fabularnie, serial wygląda znacznie lepiej niż oryginalne filmy, ale dalej nie jest to szczyt intelektualnego kunsztu. Siedmioodcinkowy serial posiada znacznie więcej wątków oraz jest nasączony solidną dawką akcji. Fabularnie można uznać, że jest on wstępem lub też spoilerem do powstającej trzeciej części filmu, gdyż w stosunku do drugiej części istnieje między tymi dwoma realizacjami spora dziura – wojna na ziemi przybrała formę otwartego i bieżącego konfliktu, Jaegerów jest znacznie więcej, podobnie jak atakujących Kaiju. Pojawiają się także i nowe gatunki potworów (także wielkości człowieka). Ciekawostką jest także hybryda, jeden z dronów z drugiej części filmu, który zyskał samoświadomość i krąży po Australii atakując jednocześnie zarówno Kaiju, jak i ocalałe Jaegery.

Fani serii znajdą tutaj dziesiątki smaczków, przykładowo w jednym z odcinków bohaterzy trafią na Jaegera o nazwie November Ajax, który pojawił się na samym początku drugiej części filmu. Wydaje mi się, że serial będzie istotną częścią całej serii, a wiele się wyjaśni dopiero po premierze trzeciej części filmu, który to na pewno będzie łącznikiem. Serial oczywiście nie jest także zamkniętą historią – posiada wiele rozpoczętych wątków, oraz bardzo otwarte zakończenie zostawiające wiele pytań za nami. Serial można obejrzeć w jeden wieczór w formie bardzo długiego filmu (siedem odcinków po 20 – 30 minut), co także zrobiliśmy z przyjemnością. Najbardziej mnie interesują siostry, czyli jedna z organizacji pojawiającej się notorycznie gdzieś w tle podczas oglądania serialu oraz wątek Kaiju, którzy są zamienieni w ludzi (aż się przypomina tutaj Attack on Titan).

Pod względem artystycznym, Pacific Rim: The Black przypomina typowe europejskie anime. Jest narysowane ładnie, za pomocą technologii komputerowych, płynność podczas rozmów między bohaterami wygląda trochę jak na stopklatce, natomiast podczas walk osiąga wysokie wartości klatek na sekundę. Bardzo interesująco to wpływa na tempo serialu, gdzie w przerwach na akcję (której jest tutaj dużo, nie ma przeciągania fabuły) serial trochę zwalnia, dając okazję ochłonąć, by zaraz znowu nadać odpowiednie przyspieszenie. Niestety zabrakło muzyki z filmu, która bardzo tutaj by się przydała, pojawiały się jedynie motywy bardzo zbliżone do tych z oryginału.

Sam wygląd Kaiju zmienił się w stosunku do filmu i anime poszło tutaj swoją własną drogą, gdzie przy projekcie tutejszych potworów dominowały odcienie czerni i zieleni, które sprawiały, że na ekranie telewizora potwory były wielkimi mrocznymi istotami walczącymi z już dobrze znanymi nam Jaegerami (przynajmniej ich wygląd był bardzo zbliżony do Striker Eureka z pierwszej części filmu. Podobał mi się ten styl graficzny, zwłaszcza że akcji z wykorzystaniem Kaiju było tutaj dużo, znacznie więcej niestety niż z Jaegerami, ale rozumiem, że twórcy chcieli najpierw wprowadzić widzów w fabułę serii.

Pacific Rim The Black to jedna z ciekawszych animacji na platformie Netflix. Nie przebudowuje ona serii na nowo, ale zachęca do czekania na trzecią część filmu, pokazując wiele ciekawych wątków, które mogą być właśnie poruszone na ekranach kin. Mam nadzieję, że całość będzie ze sobą spójna i finalnie otrzymamy bardzo fajne uniwersum, które docelowo może nam dostarczać inne fajne dzieła popkultury, jak na przykład gry na komputery oraz konsole.

 

Podsumowanie

Bardzo fajne anime, obowiązkowa pozycja dla fanów serii Pacific Rim.
Ocena Końcowa 8.0

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Ronin: Samurai Redemption- tylko jedno wyjście z piekła- Droga Ronina. Bezpański samuraj uratuje CreativeForge Games?
Następny Dice Throne Sezon One Rerolled - pierwsze wrażenia