The Riftbreaker – Recenzja – Międzygalaktyczna innowacja!


Kiedy ostatnio zaskoczyła Was jakaś gra? Tak naprawdę wgniotła w fotel i zamiast weekendowej, krótkiej przyjemności, okazała się tytułem, który na stałe osiadł w Waszej głowie i w każdej chwili myśleliście, kiedy znowu do niej zasiądziecie. W moim przypadku już dawno nie grałem w taką grę. A potem przyszedł Riftbreaker, czyli niepozorna gra od Exor Studios.

Riftbreaker to gra, w której wcielamy się w rolę elitarnego żołnierza, naukowca oraz odkrywcy o imieniu Ashley Nowak. Jest ona członkiem formacji o nazwie Riftbreakers, której zadaniem jest przygotowywanie planet pod kolonizację. Ashley prowadzi w tym celu jednoosobowego mecha, którego pieszczotliwie nazywa  Panem Riggsem. Mech ten nie służy jedynie do eksploracji – posiada zaawansowane narzędzia pozwalające tworzyć ośrodki badawcze, umocnienia czy też inne elementy potrzebne do skutecznego funkcjonowania bazy, którą buduje się za pomocą znalezionych pierwiastków. Celem w grze jest zbudowanie specjalnej bramy, która pozwoli na przesłanie towarów oraz siły ludzkiej na planetę w celu dalszej kolonizacji. Tak mniej więcej prezentuje się fabuła gry Riftbreakers, którą miałem przyjemność ogrywać na konsoli Playstation 5.

Riftbreaker baza
Bazę rozbudowujemy na bieżąco stawiając coraz to lepsze fotyfikacje.

Gra Riftbreaker to mieszanka paru różnych gatunków. Przede wszystkim, jest to typowy RTS – będziemy wydobywać surowce, budować bazę oraz umocnienia, opracowywać technologię i wszystko to w celu zbudowania stacji Rift, potrzebnej do ukończenia kampanii. W międzyczasie będą nas atakować zróżnicowane formy życia, przed którymi musimy się bronić. Sam Pan Riggs jest uzbrojoną po zęby maszyną do zabijania zdolną samodzielnie powstrzymać hordy potworów. Niestety nie zawsze jesteśmy w stanie być wszędzie, więc w tym celu będziemy też budować umocnienia oraz różne wieżyczki, które są w stanie obronić nasze stacje wydobywcze czy też naukowe. Tutaj wkrada się element tower defence, bo wrogowie atakują nas falami co jakiś czas, najczęściej prowadząc atak z jednego lub paru kierunków. Będziemy mogli wykorzystać ukształtowanie terenu do tworzenia bardziej wymyślnych fortyfikacji i kierowania wrogów tam gdzie chcemy. Wreszcie, Riftbreaker to izometryczna gra akcji, tak zwany twin stick shooter, gdzie za pomocą pada będziemy kierować Mr Riggsem oraz prowadzić ostrzał. Dodatkowo, Riftbreaker ma znamiona gry eksploracyjnej, gdzie będziemy teleportować się w różne zakamarki planety i badać lokalne formy życia oraz szukać rzadkich pierwiastków potrzebnych do stworzenia zaawansowanych technologii i skutecznego działania stacji Rift.

Riftbreaker technologie
Drzewo technologii jest podzielone na trzy segmenty i mamy do odkrycia naprawdę sporo.

Całość brzmi bardzo skomplikowanie, ale takie nie jest. Gra jest idealnie zbalansowana między tymi trzema elementami i gracz nie czuje się przytłoczony podczas rozgrywki. Fale wrogów są na tyle częste, by mieć je na uwadze, ale też na tyle rzadkie, żebyśmy mogli skupić się na naszych obowiązkach badawczo rozwojowych. Kwestia strzelania i eksploracyjna jest zależna od nas – kiedy uznamy że jesteśmy gotowi, to wyruszamy na ekspedycje do innego obszaru planety, a najlepsze w eksploracji jest to, że nie są to jedynie kolejne mapki gdzie musimy kopać skałki. Każda eksploracja wiąże się z innym wyzwaniem. Jedna z nich może polegać na eksploracji pustyni, gdzie promieniowanie smaży instrumenty naszego mecha, a w innej sytuacji wybierzemy się do kwasowych bagien. Wrogowie także są różni, podobnie jak lokalna fauna. O ile w większości przypadków drzewa i inne rośliny nam krzywdy nie robią, to już na bagnach swoją przygodę rozpocząłem od widowiskowego samobójstwa, kiedy to postrzeliłem duży grzyb, który wybuchł od ciśnienia. Kiedy jednak próbowałem sam użyć tych grzybów do walki z atakującą mnie hordą, okazało się, że wrogowie są odporni na ich działanie, co zresztą tłumaczy czemu akurat tutaj wyewoluował dany gatunek. Dbałość o szczegóły w grze jest niesamowita, a kwestia eksploracji w Riftbreaker daje mi niesamowitą frajdę. W tej grze naprawdę czujemy się jak odkrywca i z jednej strony chcemy zobaczyć więcej i zrozumieć więcej, a z drugiej rozumiemy zagrożenia czające się na planecie.

Riftbreaker wrogowie
Jak wrogowie nas otoczą to pozamiatane. Lepiej zawsze zostać w ruchu.

Sam duet głównych bohaterów jest fantastyczny, a gra ma bogatą otoczkę fabularną. Ashley oraz sztuczna inteligencja Pana Riggs na bieżąco komentują to co dzieje się w trakcie poszczególnych ekspedycji, wspólnie omawiają kolejne kroki potrzebne do zbudowania stacji Rift, a nawet miejscami znajdą chwilę na żartowanie np. w sprawie ksywki nadanej dla mecha, która niekoniecznie podoba się dla niego samego. Najlepsze są jednak ich dysputy na temat poglądów co do akcji na planecie – Riggs ma oczywiście wbudowane protokoły firmy zajmującej się kolonizacją i skupia się jedynie na jak najszybszym zbudowaniu stacji oraz eksploracji zasobów planety, niekoniecznie dbając o środowisko naturalne. Ashley natomiast najbardziej chciałaby badać oraz eksplorować planetę i w swojej delikatnej naiwności nieraz nie chce uwierzyć, że lokalne formy życia są naprawdę niebezpieczne i mogą otwarcie atakować fortyfikacje bohaterki. Z tych wszystkich rozmów naturalnie generują się kolejne cele, dzięki którym zawsze wiemy co powinniśmy zrobić dalej, a jednocześnie gra nas do tego nie pośpiesza i pozwala bawić się formą. Ataki obcych nasilają się dopiero po osiągnięciu kolejnych etapów kluczowych dla gry, jak rozbudowa centrum dowodzenia czy też budowa kolejnych elementów potrzebnych do budowania stacji Rift. Dwójkę bohaterów jesteśmy też w stanie rozwijać, ale nie w sposób znany z innych gier. Tutaj zamiast doświadczenia, będziemy wynajdywać oraz tworzyć lepsze mody czy też bronie, które nieraz drastycznie zmienią zachowanie naszego mecha. Tworzenie różnych modów i broni pozwala wybrać specyficzny dla postaci styl gry – przewrotka i mechniaczne pięści, oraz parę przedmiotów ulepszających autonaprawę i tarcze sprawią, że nasz dzielny mech stanie się nawet walczącym w zwarciu berserkerem. I to do tego bardzo skutecznym nawet przeciwko licznym wrogom! Możliwości są liczne i gra zachęca do ich testowania.

Riftbreaker pogoda
Nie ma wiatru to i wiatraki nie działają.

Riftbreaker zaoferuje nam także sporo warunków pogodowych oraz cykl dnia i nocy. Oprócz tego, że wyglądają one fenomenalnie, a w nocy naprawdę niewiele widać i tylko lampy postojowe Pana Riggsa pomogą nam w eksploracji, to wszystkie te elementy wpływają na grę. Takie proste rzeczy jak deszcz, wichura, czy też nawet flauta, czyli określenie stosowane przez marynarzy określające całkowity brak wiatru, wpływają na działanie naszych wiatraków oraz paneli słonecznych. Ale już taki deszcz meteorytów sprowadzi na planetę dodatkowe zasoby, a potężny grad uszkodzi wszystkie budynki na mapie. To ostatnie jest jednak przesadzone, bo kiedy spadł mój pierwszy grad w grze, to zostały uszkodzone także moduły pozwalające przesyłać prąd do różnych lokacji. Problem jest jednak taki, że jeszcze jeden taki grad i będzie pozamiatane i połowa moich obiektów straci dostęp do prądu. Naprawa ich wszystkich wymaga przy tym obecności Pana Riggsa w pobliżu, więc musiałbym poświęcić na to sporo czasu.

Riftbreaker światło
Gra świetnie bawi się oświetleniem. Nikt nie chce zobaczyć takiego widoku w nocy

Ostatnie o czym chcę opowiedzieć, to kwestie techniczne związane z Riftbreaker. Przede wszystkim pod względem graficznym, gra wygląda absolutnie bezbłędnie na Playstation 5. Riftbreaker trzyma stabilne 60 klatek w rozdzielczości 4k i nie chrupie nawet kiedy na ekranie pojawi się kilkaset lokalnych potworów. Ilość szczegółów w grze także jest najwyższych lotów. Oprócz takich rzeczy jak animowana trawa czy też lokalne zwierzęta neutralne czy też duże robaczki chodzące tu i tam, uderzyła mnie przede wszystkim przepiękna animacja atakami naszego robota – kiedy strzela on na przykład rakietą, to pod podmuchem uchyla się trawa oraz inne lżejsze rośliny, a uderzenie w obiekt bardziej stały powoduje przepiękne eksplozje oraz wypadający deszcz dropsów, które można zebrać. Fajnie gra także korzysta z możliwości pada do Playstation 5. Każdy krok naszego mecha delikatnie czuć w wibracjach, a każde inne działanie nasila lub też zmniejsza wibracje. Mocne uderzenia z potężnych rakiet w bliskiej odległości powodują potężne wstrząsy. Triggery także zmieniają swoje napięcie w różnych momentach gry, a nawet całkowicie się blokują, jeżeli wymaga tego sytuacja. Cholera, czuć nawet deszcz padający na mecha! Te uczucia są po prostu niesamowicie cudowne i nadają nowy kształt immersji w grze. Dopiero w Riftbreaker zrozumiałem, jakie naprawdę w praktyce możliwości posiada konsola Playstation 5.

Riftbreaker to ideał. Dawno nie dałem żadnej grze takiej wysokiej oceny, minęły nawet miesiące od ostatniej dychy w mojej recenzji (jedynie dodatek do Ghost of Tsushima otrzymał taką recenzję, ale jest to dodatek a nie samodzielna gra), ale to jaką frajdę daje ta gra jest po prostu niemożliwe do opisania. Przy niej znowu zaczynam wierzyć, że jest bardzo duża przestrzeń na tworzenie naprawdę innowacyjnych gier stosujących nowe technologie i dające masę przyjemności. Riftbreaker jest niesamowicie wciągający, przepiękny, klimatyczny i grywalny. Po prostu czysty ideał i mój największy kandydat na grę roku. Grałem w ostatnich miesiącach w wiele naprawdę dobrych gier, ale żadna mnie taki nie wciągnęła jak Riftbreaker. Do tego to przepiękne arcydzieło kosztuje jakieś śmieszne pieniądze, a jednocześnie zostawia daleko w tyle wszystkie odgrzewane kotlety w full price od dużych studiów.

Podsumowanie

Prawdziwe zaskoczenie! Innowacyjna, wciągająca, idealna! Riftbreaker ma wszystkie te cechy! Pierwsze (i prawdopodobnie jedyne) 10/10 w tym roku!
Ocena Końcowa 10.0
Pros
- Bardzo zróżnicowana rozgrywka nie pozwalająca nawet chwilę się nudzić
- Olbrzymie możliwości rozwoju postaci
- Twórcy bardzo fajnie instalują w nas uczucie eksploracji obcej planety
- Świetny duet dwójki bohaterów
- Zróżnicowani przeciwnicy wymagający od nas odpowiedniego zachowania
- Gra pokazuje swoje możliwości bardzo powoli, nie przytłaczając gracza
- Warunki pogodowe i terenu naprawdę wpływające na rozgrywkę
- Cudowna grafika i efekty na Playstation 5
Cons
- Punkty życia dla małych elementów jak płot, przewody czy też rury to trochę za dużo kiedy przyjdzie do uszkodzenia wielu budynków na raz (jak np. podczas gradu)

2 komentarze

  1. Łukasz
    22 października 2021
    Odpowiedz

    Grałem dziś cały wieczór palce lizać, ostatni raz się tak czułem, kiedy pierwszy raz usiadłem do Starcrafta… Zaskoczenie, syndrom „a jeszcze chwilę”, piękna sprawa!

    • 22 października 2021
      Odpowiedz

      Gra perfekcja no nie? Sam nie mogę wyjść z szoku jakie to miodne jest

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Naturalnie - Recenzja - domino prosto z lasu
Następny Venom 2: Let there be Carnage - Recenzja ze SROGIMI! Spoilerami