Sonic Frontiers – Recenzja – Potknął się?


Sonic Frontiers to duży przełom dla serii gier o sympatycznym niebieskim jeżu. Tym razem całość przechodzi do pełnego 3D w otwartym świecie. Czeka nas więc całkowicie nowe doświadczenie, ale czy jednocześnie twórcom uda się zachować czar całej serii przy tak dużej zmianie koncepcji?

Sonic Frontiers zabierze nas na przygodę do tajemniczego świata, którego mieszkańcy zniknęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Podobnie zresztą jest z przyjaciółmi Sonica oraz samym Eggmanem – wszyscy trafiają do tak zwanej cyberprzestrzeni i nie mogą się wydostać. Wszyscy oprócz Sonica, którego pierwszym zadaniem będzie właśnie wyścig na czas w cyberprzestrzeni i jeżeli się uda, to wydostaniemy się z tego nieprzyjemnego miejsca i trafimy na pierwszą wyspę. Gra będzie od tego momentu powoli tłumaczyć nam kolejne reguły zabawy i potem da nam praktycznie wolną rękę. Zadaniem Sonica będzie zbieranie Szmaragdów Chaosu, pokonywanie olbrzymich bossów w epickich walkach i wreszcie uwolnienie przyjaciół i dowiedzenie się, co tak naprawdę stało się z mieszkańcami tego świata. Fabuła w Sonic Frontiers jest prostolinijna, bez wątków pobocznych i zbaczania z głównej trasy, ale przy tym jest na tyle ciekawa, byśmy byli zainteresowani tym, co się dzieje w grze. Co ciekawe, będziemy wracać do cyberprzestrzeni jeszcze wielokrotnie do kolejnych wyzwań i wyścigów, by zdobyć klucze potrzebne do odnalezienia kryształów.

Ładne te walki. Widowiskowe i dające satysfakcje, nawet jeżeli nie zawsze opierają się na Sonicowych systemach combosów.

W ten o to sposób, mogę powiedzieć że Sonic Frontiers ma bardzo przyjemne flow i od gry ciężko się oderwać. Na żadnym etapie praktycznie nie jest zbyt trudna, wyzwania nie są za bardzo hardcorowe i każdy skupiony gracz spokojnie je zrobi, a sam otwarty świat to olbrzymia piaskownica pełna skoczni, torów, trampolin i monet do zdobycia. Ideą gry jest bieganie po tym świecie i odkrywanie jego sekretów, a w miarę postępów nasz jeż będzie się rozwijać. Bohater potrafi walczyć, jednak ten system nie jest zbyt dopracowany i ideą walki nieraz będą różnego rodzaju minigry, a nie prosta wymiana ciosów i kombosów. Tacy wrogowie także się zdarzają, ale najfajniej jest trafić na minibossa robota rekina w świecie gry, któremu przyczepiamy się na ogon, próbujemy nie dać się zrzucić i trzymamy się tak długo, aż bydlak się zmęczy i będziemy mogli go uderzyć wyprowadzając kombinacje i obrażenia w ograniczonym czasie, zanim potwór się pozbiera. Nie ma tutaj oszukanego ogłuszenia, kiedy to wróg pozbiera się w momencie zadania mu 30% obrażeń – jeżeli zrobisz dobrą i mocną kombinacje, to jesteś w stanie pokonać go od razu, a jak nie, będziesz musiał powtórzyć tą sekwencję, ale w trudniejszej wersji.

Przez wiele etapów, to kamera będzie Twoim największym wrogiem

Sonic Frontiers pomimo swojego niewielkiego poziomu trudności, ceni i nagradza graczy za starania się na każdym etapie gry. Jeżeli chcesz wyciągnąć z niej 100%, to nie możesz robić wszystkiego byle jak. Tak samo jak bossowie, którzy robią się silniejsi z każdą próbą, tak samo wyścigi w cyberprzestrzeni mają szereg celów do zrealizowania i za każdy z nich otrzymamy klucze potrzebne nam do odzyskania szmaragdów chaosu. Co ciekawe, gra nawet nie wymaga od nas zrobienia wszystkich wyzwań, w tym najtrudniejszych czasowych, ale pozostaje jeszcze satysfakcja i uśmiech na twarzy, kiedy zrobimy 100% w danym wyścigu i na mapie zobaczymy haczyk zaliczenia na 100%. Jednak nie ma nawet za to osiągnięcia, więc to czy gracz będzie chciał zrobić 100% czy też nie, jest tylko jego wyborem.

Otwarty świat to nie tylko bieganie tu i tam, ale też dziesiątki ciekawych zagadek.

Niestety Sonic Frontiers jest objawem geniuszu, który chyba został zwolniony albo dostał wylewu pod koniec pracy. Podczas rozgrywki ciągle coś zgrzytało i było nie tak. Zacznijmy od tego, że Sonic Team, czyli zespół odpowiedzialny za produkcję zapomniał o grze w dniu premiery. Sonic Frontiers posiada dziesiątki błędów oraz złych rozwiązań, które błagają o patcha. Niektóre błędy są tylko śmieszne, inne katastrofalne. Przykładowo podczas walki z jednym bossem wyrzuciło mnie gdzieś nad wodę, a że jeż nie umie pływać to od razu się utopił. Walkę musiałem zacząć od nowa, ale już bez ringów, których potrzebowałem na silnego przeciwnika. Takich sytuacji w grze miałem parę i nikt nawet nie pomyślał, by przyjrzeć się, co można naprawić. Dodatkowo system rozwoju postaci woła o pomstę do nieba. Możemy rozwijać trzy statystyki Sonica – siłę, obronę, prędkość oraz ringi. O ile siła i obrona rozwija się automatycznie, po prostu przekazując przedmioty potrzebne do awansu, to ringi oraz prędkość trzeba rozwijać po jednym punkcie w około 10 sekundowej animacji oraz dialogach. Jest to na tyle frustrujące, że oba te współczynniki rozwijamy przez całą grę do poziomu 100, czyli 200 razy musimy się przez to przeklikać. Kto to wymyślił? Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że w piekle będzie musiał rozwijać statystyki Sonica przez wieczność. I są to proste rzeczy, które można naprawić patchem, jednak żadnego patcha od premiery gry nie było, a minęły już dwa miesiące w momencie tworzenia tej recenzji. Z drugiej jednak strony, czemu nikt na etapie produkcji sam nie rozwinął statystyk i pomyślał, że coś jest tutaj nie tak?

Walki z bossami wgniatają w fotel. Nie wiem kto to reżyserował, ale powinien dostać podwyżkę.

Kolejnymi elementami które wołają o pomstę do nieba jest blokująca się praca kamery. Rozumiem taką potrzebę, jednak wielokrotnie kamera zablokuje się w taki sposób, że nie widzimy gdzie skakać, biec lub też jakie zagrożenia są przed nami. Do tego dla jeża brakuje precyzji – wielokrotnie rozpędzony do olbrzymich prędkości i przeskakując z jednego toru na drugi, nie trafiałem w niego o jakieś milimetry i spadałem w przepaść. To samo dotyczy trampolin – o ile skok nie jest oskryptowany, to musimy liczyć na farta przy podróżowaniu, bo tak naprawdę nie zawsze widać gdzie spadniemy. Do tego autoblokujący się celownik, którym nie sposób zmienić targetu często doprowadza nas do strasznej śmierci. Co ciekawe, niektóre wyzwania wymagają od nas uderzenia wroga we właściwej kolejności, ale nie mamy kontroli nad tym, co Sonic namierza i chce uderzyć.

Pomimo tych wszystkich problemów z grą, Sonic Frontiers jest jedną z najprzyjemniejszych produkcji 2022 roku i jestem szczęśliwy (chociaż lekko wkurzony przez niedociągnięcia), że mogłem ukończyć i splatynować tą grę. Mam wielką nadzieję, że twórcy pójdą tym tropem otwartego świata i będą rozwijać cały koncept, tym razem bez problemów wieku dziecięcego. Trzeba jednak przyznać, że Sonic Frontiers to bardzo ładna, wciągająca i przyjemnie brzmiąca produkcja i mało jej brakuje by stała się naprawdę jedną z najlepszych gier w całej serii. Szkoda, że twórcy porzucili już tytuł, niemniej jednak i tak warto po niego sięgnąć i dać szansę dla Sonic Frontiers. A najbardziej będzie mi brakować świetnych wyścigów w cyberprzestrzeni przy naprawdę cudownej muzyce.

Grę do recenzji Sonic Frontiers na konsolę Playstation 5 kupiłem za własne pieniądze. I jestem z tego powodu szczęśliwy 🙂

Sonic Frontiers ukończyliśmy i splatynowaliśmy na naszym kanale YouTube. Sprawdź koniecznie jak mi poszło!

Sonic Frontiers wpadł też w naszą topkę najlepszych gier 2022 roku

Podsumowanie

Sonic parę razy się potknął, ale ogólnie dobiegł do celu. Jedna z przyjemniejszych gier 2022 roku, którą będę bardzo miło wspominać pomimo błędów i niedociągnięć.
Ocena Końcowa 8.0
Pros
Niesamowite flow, bardzo ciężko się oderwać
Ciekawie poprowadzona fabuła
Świetne wyścigi
Fantastyczne pojedynki z bossami
Ładna grafika, świetna muzyka (dostępna na Spotify!)
Cons
Sporo bardzo złych i nieprzetestowanych rozwiązań, które psują zabawę
Irytujące błędy nawet parę tygodni po premierze
Praca kamery
Brak przyciągania do elementów torów

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Informacja o spin-offie LoL wyciekła, Sylas głównym bohaterem
Następny Velma - Gang Scooby'iego w krzywym zwierciadle