Przez ostatnie 9 tygodni The Last of Us przyciągał przed ekrany miliony widzów na całym świecie. Czy serial będący adaptacją gry wideo mógł okazać się sukcesem?
Jak pisałam we wrażeniach po pierwszym odcinku, nie miałam okazji grać w The Last of Us i dlatego uważam, że mogę przedstawić obiektywną ocenę z perspektywy zwykłego widza, który jedynie pragnie obejrzeć dobry serial. Z drugiej strony, wiele kwestii wyjaśnił mi mąż, który jest fanem serii gier i nieustannie odpowiadał na moje pytania o różnice w fabule. A ta z kolei jest dość prosta – The Last of Us jest osadzony w apokaliptycznym świecie 2023 roku, po tym jak epidemia grzybów uderzyła w ludzkość dwadzieścia lat wcześniej. Stale podążamy za Joelem (w tej roli fantastyczny Pedro Pascal, który podbił nie tylko telewizję, ale i cały Internet, ostatnio przepełniony jest masą fanowskich filmików), który próbuje poprowadzić Ellie (tutaj znana z GOT Bella Ramsey), czyli nastolatkę odporną na grzyba (tj. nie zaraża się po ugryzieniu i nie zmienia się w zombie). Para przemierza Stany Zjednoczone, by dostać się do szpitala i tam spróbować znaleźć lekarstwo, dzięki krwi dziewczyny. Podróżując przez kraj bohaterowie muszą zmagać się z warunkami atmosferycznymi, zainfekowanymi ludźmi i, co najbardziej przerażające, innymi ludźmi walczącymi o przetrwanie.
Żeby sama podróż nie była zbyt nudna, co kilka odcinków mogliśmy poznawać inne, ważne dla historii postacie, jak np. brat Joela, także Bill i Frank, którzy przedstawili widzom poruszającą lekcję miłości (przez którą wyłam dobre dziesięć minut), czy nawet partnerka Joela – Tess. Szybko jednak uczymy się, aby nie przywiązywać się zbytnio do postaci. Życie w opanowanym przez grzyba świecie albo grozi rychłą śmiercią, albo budzi w ludziach najgorsze instynkty. Tak czy siak, w The Last of Us śmierć jest częstą przypadłością. Nawet w odcinkach, w których wszystko jest pozytywne i radosne, zawsze istnieje jakieś zagrożenie, które wyczuwalne jest z tyłu głowy a każda nowa postać może stanowić niebezpieczeństwo dla głównych bohaterów.
Siła The Last of Us tkwi w postaciach, zarówno tych dobrych, jak i złych. Pedro Pascal błyszczy jako Joel. Nie jest tajemnicą, że Pascal zdominował telewizję w ostatnich latach dzięki swoim różnym rolom ojca. Podróż Ellie i Joela do bólu przypominała mi Mando i Grogu a salwę śmiechu porównanie bohaterki do zwykłego „cargo” dokładnie jak Mandalorian nazywał swojego zielonego towarzysza. W roli Joela Pascal jest wierny swojej postaci i robi wszystko dla ludzi, których kocha. Trochę mu to zajmie, ale Joel szybko zrozumie, że jest do pewnego stopnia ojcem i stanie się bezwzględny, gdy chodzi o ochronę Ellie. Jego decyzje są mało moralne, a on sam bez pytania zwraca się ku morderstwu. Podoba mi się, że serial nie wybiela nam brutalnych scen i nie boi się ich pokazywać. Przenieśliśmy się do okropnych czasów i walka o przetrwanie jest tam zupełnie normalna.
Patrząc na rolę Joela, nie sposób zauważyć pewnego dysonansu pomiędzy drugą główną postacią – Ellie. Bella Ramsey, znana z roli Lyanny Mormont w Grze o Tron, wzięła na siebie wielką odpowiedzialność w serialu The Last of Us i wystąpiła jako pewnie jedna ze słynniejszych kobiecych postaci gier wideo. Z tego co dowiedziałam się w ostatnich dziewięciu tygodniach, serialowa Ellie pozostawała w miarę wierna serialowym dialogom, jednak widać było też własną interpretację. Nie ukrywam, że z początku nie lubiłam tej bohaterki – była zwyczajnie nierozgarnięta i irytująca, ale z perspektywy czasu i po poznaniu całokształtu sezonu 1 muszę przyznać, że jest to postać złożona i nie można przyglądać się jej powierzchownie. Mając zaledwie 14 lat, Ellie zna jedynie świat opanowany przez grzyba – świat brutalny, zepsuty. Nic dziwnego, że na początku zachowuje się jak zdziczałe zwierzę – nieustannie krzyczy, pyskuje, ignoruje polecenia,. Nie ma pojęcia o historii, o tym jak było kiedyś, ale chętnie pyta o „dawne sprawy”. W miarę postępów w The Last of Us i poznawania realiów współczesnego świata, Ellie zmienia się w osobę, która widzi w świecie coś więcej niż zło. Jej irytujące zachowanie można zwyczajnie wytłumaczyć tym, że pragnie udowodnić, że jest „czymś więcej”. Nie wiem jak Bella Ramsay pasuje do growej Ellie, ale po kilku odcinkach serialu zaczęłam nawet odczuwać ku niej jakieś ciepłe emocje.
Samo zakończenie odcinka nie wyrwało mnie z kanapy – sezon po prostu się kończy, ot tak. Wiem, że będzie drugi sezon, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że finał sezonu to tylko koniec kolejnego odcinka i za tydzień dokończymy sobie historię. Nie otrzymaliśmy wielkiego cliffhangera, ale mamy o czym spekulować. Ekstra nie? Ciekawe przez ile lat przyjdzie mi zastanawiać się CO DALEJ i czy nowy sezon rozpocznie się chwilę po napisach końcowych finałowego odcinka. Czy Ellie zna prawdę, czy domyśla się jej, czy Joel w końcu przyzna się z poczucia winy. W zasadzie mamy też trudne moralnie pytanie – kto właściwie jest tym dobrym. Joel nigdy nie przyznawał się, że jest osobą żyjącą w zgodzie z prawem i otwarcie przyznawał się do robienia złych rzeczy, jednak można zastanawiać się gdzie jest granica. Dla czyjego dobra działał? Czuje się, jakby reżyser zrobił ze mnie jakiś żart i z jakiegoś powodu.. podoba mi się to. Zakończenie jest nieoczywiste. Denerwujące, ale nieoczywiste.
Serial The Last of Us pokazał świat post – apo w nowy i rzadko spotykany sposób. Niewiele sieriali pokazało dobro, zło i brzydotę ludzkości w takim stopniu. Dbałość o szczegóły, jaką wykazali się showrunnerzy Neil Druckmann i Craig Mazin, sprawia, że serial przekracza oczekiwania związane z innymi adaptacjami gier wideo a The Last of Us oferuje jedne z najlepszych momentów w telewizji w ostatnich czasach. Owszem, można przyczepić się o małą ilość zombie, klikaczy i innych – zwłaszcza może zaboleć to graczy, którzy często musieli się z nimi zmagać, jednak mi się to dość podoba. Gdybyśmy stale walczyli z potworami, przypominałoby to każdą inną produkcję o zombie. The Last of Us pokazuje kulisy życia w apokalipsie i codzienną walkę o przetrwanie. Przedstawia coś innego i to pewnie ten ludzki i zwyczajny aspekt okropnego świata przypadł do gustu milionom ludzi.
P.S. Na koniec znalazłam dość fajny smaczek. W pierwszym odcinku poznaliśmy pełne powiedzenie Świetlików „when you’re lost in the darkness, look for the light”. Co ciekawe, pierwszy odcinek serialu nosił tytuł „when you’re lost in the darkness” a ostatni… „look for the light”. Wszystko zamyka się w klamrę 😉
Brak komentarzy