The Outer Worlds to najnowsza gra od studia Obsidian Entertainment. Twórcy wyraźnie czerpali ze znanej serii Fallout. Sami wcześniej zresztą zrobili Fallout New Vegas, który do dzisiaj ma rzesze wiernych fanów i zdobył lepsze recenzje oraz opinie niż Fallout 4.
Oczywiście o sukcesie The Outer Worlds nie decyduje tylko studio, ale sama jakość gry. A ta jest rzeczywiście na najwyższym poziomie. Trochę też pomógł Fallout 76, kiedy to fani głodni kolejnej dobrej historii ze świata Fallout dostali absolutny ściek od firmy Bethesda, która zresztą nawet parę miesięcy po wyjątkowo nieudanej premierze wylewa pomyje na głowy fanów (abonament, banowanie graczy za zgłaszanie błędów). Dlatego też The Outer Worlds zyskał coś jak kredyt zaufania – fani przyjmują wszystko, byle tylko było lepsze od Fallout 76 i dawało te same emocje co stary, dobry Fallout. W moim odczuciu, ten kredyt nie był potrzebny.
The Outer Worlds – Historia jakiej potrzebujemy
Twórcy gry The Outer Worlds zmienili totalnie biegun, bo zamiast pięknej, zielonej postapokalipsy zabrali nas daleko w kosmos, do układu Arkadia, gdzie ludzkość założyła kolonie. Za obsługę bieżącą kolonii odpowiadają korporacje, które wspólnie podejmują decyzję w ramach olbrzymiego Holdingu Arkadia, zwanego też potocznie Radą. Rada ma wszystkich w kieszeni i za pomocą maszyny biurokratycznej oraz armii urzędników trzyma wszystkich w ryzach. Jednocześnie indoktrynują swoich pracowników którzy od początku życia do śmierci są poddanymi i nawet własnością firmy.
Tą samą recenzję możesz także obejrzeć na YouTube
Wszystko trwa do tego stopnia, że kiedy drugi statek kolonizacyjny o nazwie Nadzieja psuje się po drodze i zostaje odnaleziony po dziesiątkach lat, Rada zamiata wszystko pod dywan. Poszukiwany recydywista Phineas Welles włamuje się na statek i wybudza jednego z kolonistów. Trafia na nas. Jednak to dopiero początek, bo Phineas poprosi nas (a właściwie po prostu wyśle w kapsule na pobliską planetę) by pomóc mu obudzić pozostałych kolonistów. Będą do tego potrzebne różne rzeczy i ogólnie całość bardzo nie spodoba się radzie.
The Outer Worlds to soczysta gra fabularna z typowo Falloutowym poczuciem humoru. Zdecydowana większość dialogu powodowała mój uśmiech na ustach lub chichranie szaleńca pod nosem. Dosyć szybko, w zapyziałej i umierającej mieścinie trafimy do fabryki konserw Kosmoluba. Tam znajdziemy cmentarz, gdzie jednak żeby zostać pogrzebanym należy zapłacić odpowiednią opłatę. Co ciekawe, jeżeli osoba umrze to najbliższa z osób (w sensie będąca najbliżej biednego trupa) musi opłacić pogrzeb takiej osoby, gdyż jest to jedna z obowiązkowych usług korporacji. Co ciekawe, mieszkańcy miasta wcale nie widzą w tym nic złego. Wprost przeciwnie – kiedy trafiam na osobę która była we wcześniej wspomnianej sytuacji i ona mówi że gość był „Fantastycznym i bardzo przydatnym aktywem dla korporacji” i kiedy mówię, że człowiek to nie aktywo to ona na to „jak śmiesz go obrażać po śmierci! Był doskonałym aktywem”.
Cała gra ma taki wydźwięk, spotykamy ludzi którzy od dziecka mieli pranie mózgu robione przez korporacje, spotykamy także porzuconych ludzi, maruderów którzy wybrali życie buntownika czy też spółki które zostały wydalone z rady i muszą sobie jakoś radzić. My, jako nieplanowana zmienna będziemy mogli wywrzeć na nich wpływ. Niestety jednak, poczucie humoru nie zawsze było na miejscu. Czasami robi się poważnie, w końcu całe tło fabularne jest dosyć poważne – korporacje wykorzystujące ludzi i robiące pranie mózgu – przecież mamy to dzisiaj, pamiętacie jak Electronic Arts tłumaczył się o skrzynkach przed komisją? albo jak Blizzard otwarcie wspiera Chiński reżim i nie widzi nic złego w tym co się tam dzieje? A mimo to mamy typowo Falloutowy humor, gdzie jednak Fallout był czasami robiony z przymrużeniem oka, to tutaj czujemy że sprawa jest poważna. I nie chodzi tylko o wyzysk ze strony korporacji, ale także i cały problem który trawi Arkadię i któremu mamy zaradzić – jednocząc się z naszym wybawicielem czy też pomagając korporacjom.
Na szczęście prawie zawsze jednak sytuacja nie jest zero – jedynkowa i możemy podejmować decyzje patrząc przez pryzmat potencjalnych korzyści lub naszych celów (albo sumienia). Czy przyjmiemy dodatkową nagrodę za wykonane zadanie czy też zadbamy o sojusz między buntownikami, a porzuconą spółką? Obie sytuacje są szare, nie ma dobrych i złych wyborów i to jest spoko. Wykonywanie zadań na wiele sposobów to dobra zabawa, bo możemy nawet znaleźć identyfikator wroga i za jego pomocą się przebrać, co pozwoli nam przez określony czas buszować na terenie przeciwnika. W tra
Rozgrywka w The Outer Worlds
Sama rozgrywka przypomina to co znamy z serii Fallout lub nawet Skyrim. Podróżujemy, zwiedzamy planety, walczymy z lokalną fauną czy też maruderami oraz oczywiście wykonujemy zadania. Co ciekawe, tych zadań nie jest szczególnie dużo, ale wszystkie są rozbudowane i siarczyście ciekawie. Często otwierają także nowe wątki i początkowe założenia questa zmieniają się w trakcie jego wykonywania. Bardzo mi się to podobało i było znacznie lepszym ruchem niż wykonywanie dziesiątek zadań w innych tego typu grach. Nawet zadania typu zbierz 10 skór z grzbietu lokalnego wilka (chyba tylko jedno takie zadanie przez całe grę) było bardzo ciekawie rozpisane z intrygującym epilogiem.
W trakcie gry zdobywamy maksymalnie 30 poziom. Co poziom otrzymujemy 10 punktów do wydania na jedną z wielu statystyk oraz co parę poziomów atut który znacznie może zmienić lub rozwinąć nasz styl gry. Statystyki są podzielone na kategorie i podkategorie: np. w broni dystansowej jest broń krótka, broń długa i broń ciężka. Do 50 poziomu rozwijamy tylko kategorię nadrzędną, a od 50 już te bardziej szczegółowe. Bardzo fajny zamysł twórców, dzięki czemu będąc strzelcem ze specjalizacją do broni ciężkiej (to o mnie) mogłem też korzystać i chętnie to robiłem, z broni długiej. Co 20 poziomów w danej podkategorii zdobywamy także pasywne ulepszenie i może to być np. szybsze otwieranie zamków w otwieraniu zamków lub większa moc broni naukowej w nauce.
Statystyki są także nam potrzebne w dialogach i to nie tylko te bezpośrednio związane z rozmowami (perswazja, zastraszanie). Przydaje się także np. inżynieria oraz nauki ścisłe. Ogólnie rozwój postaci jest bardzo ciekawy i pozwala nam się wyspecjalizować, jednocześnie nie zamykając alternatywnych możliwości. Moja postać na koniec gry to człowiek czołg w najcięższym pancerzu i największą giwerą, jednocześnie bardzo elokwentny i radzący sobie z otwieraniem zamków. Atuty dalej rozwijają nasze cechy, pozwalają więcej nosić, szybciej biegać czy też odzyskiwać życie za zabójstwo.
Dodatkowo, z uwagi na wybudzenie po długim czasie nasz bohater uzyskał niesamowitą zdolność pozwalającą nam zwalniać czas. Dzięki konkretnie rozwiniętym statystykom czy też atutom dalej będziemy mogli ulepszać nasza zdolność wydłużając jej działanie lub dając nam dodatkowe możliwości. I to kolejna ciekawa mechanika, która naprawdę nam się przydaje – spowolnienie czasu na wyższym poziomie trudności jest szczególnie przydatne, bo np. dzięki niemu znajdziemy punkty wrażliwe i statusy które powodują przy trafieniu. Na normalnym i tak jest łatwo i jeżeli macie doświadczenie w grach fabularnych, to powinniście sobie dać radę bez większych problemów. Trochę teraz żałuję, że nie ukończyłem gry na wyższym poziomie trudności.
Denerwowało mnie nawigowanie na mapie, bo kierowanie wskaźnikiem by trafić w odpowiedni punkt trwało za długo – wskaźnik poruszał się zbyt wolno i nie znalazłem w ustawieniach opcji by to naprawić. Broni i pancerzy wypada naprawdę bardzo dużo i każdy z nich możemy dalej ulepszać. Tak naprawdę ilość standardowych broni należy pomnożyć co najmniej razy trzy, bo dzięki modyfikacjom otrzymujemy totalnie nowe pukawki. Mój ulubiony miotacz ognia może zostać np. zmieniony w miotacz toksyn lub też działo uderzające prądem, niczym jakaś broń z Wolfenstein. A miotacz ma tylko dwa sloty na ulepszenie, większość broni ma ich więcej (luneta, lufa, rodzaj obrażeń itp). To samo dotyczy pancerzy – zestaw bandyty da nam premie do szybkiej partyzanckiej walki, poszewka zmieni odporność, a dodatkowy plecak poprawi udźwig. Ulepszanie jest dostępne od początku i większość modów możemy kupić lub znaleźć praktycznie wszędzie.
Jeżeli jesteśmy już przy broniach, to w trakcie gry znajdziemy parę szczególnych zabawek. Nazywają się one broniami naukowymi i dają nam możliwość zabawy grą i wrogami w inny sposób niż proste rozstrzelanie. Pisałem o nich więcej w tekście The Outer Worlds: Bronie Naukowe warto jednak wspomnieć, że są one wyjątkowe i dają nam niesamowite możliwości – możemy zamrozić wroga, pomniejszyć go lub sprawić że zacznie latać.
Cudowny kosmos w doborowym towarzystwie
The Outer Worlds korzysta także z systemu towarzyszy. W trakcie gry dołączy do nas sześć osobistości z różnymi problemami i charakterami. Pisałem o nich więcej tutaj – The Outer Worlds: Towarzysze. Towarzysze są interesującymi postaciami, mają swoje rozbudowane oraz ciekawe questy fabularne, a także możemy im dawać sprzęt oraz wybierać atuty które wzmocnią nas (najbardziej się opłaca) lub siłę towarzyszy. Szkoda tylko, że na statku nie możemy się wtrącać w dyskusje między nimi. Praktycznie za każdym razem kiedy wrócimy na zawodnego, to będzie jakiś mały event gdzie towarzysze będą na jakiś temat dyskutować.
Graficznie The Outer Worlds wygląda cudownie. Gra jest bardzo barwna, planety znacznie się od siebie różnią – mamy kolorową, praktycznie ziemską Terra-2 lub zimną asteroidę Scylla. Odwiedzimy cudowne miasto w chmurach Bizancjum czy też już mniej ziemski, z bardziej pokręconą fauną Monarch. Sprawia to, że bardzo łatwo przystanąć na chwilę w The Outer Worlds i po prostu podziwiać otoczenie. Super sprawa. Technicznie gra nie wygląda dużo lepiej od Fallout 4, może nawet troszkę się zestarzała, ale z drugiej strony według mnie spełnia swoje założenie i po prostu miło się na nią patrzy.
Gra cierpi trochę na słabą sztuczną inteligencję przeciwników. Są oni też stosunkowo łatwi do pokonania, ale znowu, grałem na normalnym poziomie trudności, czego żałuję i chętnie spróbuję jeszcze raz na poziomie trudności supernowa.
Podsumowując, The Outer Worlds jest po prostu dobrą grą z paroma zgrzytami, które na dłuższą metę nie będę przeszkadzać. Nie był potrzebny tutaj kredyt zaufania i Fallout 76. The Outer Worlds spełnia swoje zadanie i zapewnia trwającą około 30 godzin satysfakcjonującą rozgrywkę fabularną do której kiedyś na pewno jeszcze raz wrócę.
Podsumowanie
Pros
- niewielka ilość questów, które jednak są bardzo rozbudowane i wielowątkowe
- ciekawy świat, postacie i towarzysze
- bronie naukowe
- uroczo zaprojektowany świat gry
- satysfakcjonujący system rozwoju postaci
- zwalnianie czasu
Cons
- silnik graficzny ciut już się zestarzał
- słaba sztuczna inteligencja wrogów
- historia jest bardzo poważna i poczucie humoru zdaje się nie zawsze na miejscu
Brak komentarzy