Transformers: Przebudzenie bestii to najnowsza, siódma już, produkcja we franczyzie Transformers. Czy warto obejrzeć ten film?
Kultowa seria Transformers od dziesięcioleci urzeka widzów ekscytującą mieszanką gigantycznych robotów i epickich bitew. Z każdą nową częścią fani z niecierpliwością oczekują kolejnej przygody w tym stale rozwijającym się wszechświecie. Najnowsza pozycja, Transformers: Przebudzenie bestii, dostarcza świeże spojrzenie na całą serię. Jest sequelem do filmu Bumblebee z 2018 r. a jednym z kluczowych elementów wyróżniających Przebudzenie bestii od pozostałych części jest skupienie się na fabule Beast Wars. Ten popularny spin-off oryginalnej serii Transformers wprowadził nową generację postaci, które przekształciły się w zwierzęta, a nie pojazdy. Film przeniesie te postacie na duży ekran, pozwalając fanom zobaczyć Maximale w całej okazałości CGI.
W Przebudzeniu bestii przywódcy Terrorcons, Scourge i Unicron próbują zdobyć Transwarp Key – najpotężniejszą technologię Maximalów, umożliwiającą podróże w czasie i przestrzeni. Świat mechanicznych zwierząt został zniszczony przez Unicrona, tak jak dziesiątki innych planet. Walka przenosi się na Ziemię, gdzie zupełnie przypadkiem odnaleziona została połowa klucza. Na sygnał, który wysłało tajemnicze znalezisko odpowiadają Scourge wraz ze swoją armią oraz Optimus i inne Autoboty, które obecnie ukrywają się na naszej planecie. Główny – ludzki – bohater, Noah Diaz, zostaje wciągnięty w konflikt, gdy odkrywa, że Porsche, które chciał ukraść, to faktycznie Autobot Mirage. Wspólnie z innymi Autobotami, w tym Optimusem Prime, Noah próbuje odnaleźć drugą połowę klucza, ukrytą w starożytnej peruwiańskiej świątyni. To właśnie w Peru dochodzi do ostateczne starcia, gdzie Maximale łączą siły z Autobotami, aby powstrzymać Scourge’a i Terrorcons przed otwarciem portalu dla Unicrona.
Przyznam, że bardzo dobrze mi się oglądało ten film. Wątki „ludzkie” były ograniczone do minimum, co pozwoliło na nieco szerzą eksplorację wątków „robotów”. Do fabuły nie dodawano zbędnych postaci, które pojawiały się na ekranie na kilka sekund tylko po to, by je pokazać. Większość czasu można było poświęcić na rozkoszowanie się Transformerami, zwłaszcza że sekwencje akcji znacznie przewyższyły te z ostatnich trzech filmów. Czyżby twórcy powoli odnajdywali sposób na tę franczyzę? Zarówno Bumblebee, jak i Przebudzenie bestii mogą o tym świadczyć. Jest kilka szczegółów do dopracowania, ale kierunek jest zdecydowanie właściwy. Twórcy filmu odnieśli się do wielu problemów, które nękały poprzednie filmy. Wprowadzili dobrze rozwinięte postacie ze zrozumiałymi motywacjami i konfliktami, tym samym mogliśmy wczuć się w obie strony sporu. Szczególnie spodobało mi się, że Noah i Optimus początkowo walczyli dla „swojej” drużyny, każdy z nich miał oddzielne pobudki do poświęcenia się zadaniu. W tym czasie Optimus nie ufał jeszcze ludziom a zachowanie młodego człowieka wcale nie pomagało budować więzi, mimo to ostatecznie dogadali się. Sztampowo? Może i tak, ale możemy wywnioskować skąd Prime miał w sobie tyle ulubienia do ludzi w poprzednich częściach.
Integracja transformerów zwierząt i samochodów nadała tej historii wyjątkowy i ekscytujący wymiar. CGI i efekty specjalne były wystarczająco dobrze wykonane, dzięki czemu każda scena akcji była wizualnym spektaklem. W tej dziedzinie nie dotknięto perfekcji, ale próby były widoczne. Szczególnie emocjonujące były intensywne walki. Przy tym wszystkim postacie ludzkie okazały się średnie, a ich zaangażowanie w akcję, dialogi i fabułę było niezręczne. Pomimo tego, że Anthony Ramos i Dominique Fishback wydają się być dość utalentowanymi aktorami, ich występy w tym filmie wydawały się… po prostu zbędne. Być może nadszedł czas, aby odwrócić uwagę od ludzi jako głównych bohaterów tych historii, ponieważ same Transformery, zarówno bohaterowie, jak i antagoniści całkowicie skradli show.
Transformers: Przebudzenie bestii to idealny przykład, że proste rzeczy mogą przynieść sporą radość. Tutaj nie trzeba wytężać mózgu, aby zrozumieć film. Pominięto bezsensowne dodatki fabularne, istniała rzeczywista historia, która trzymała w napięciu. Nawet elementy komediowe były naprawdę śmieszne, czego nie można powiedzieć o sporej części poprzedników we franczyzie. Film skutecznie przekazuje przesłanie o wytrwałości i odporności, podkreślając, jak ważne jest, aby nigdy się nie poddawa. To zupełnie jak z kolejnymi częściami franczyzy – twórcy nie poddają się i co jakiś czas walczą o dobrą produkcję. W Transformerach nie chodzi o wielkie kino – tu chodzi o widowisko robotów i tego zdecydowanie nie zabrakło.
Zobacz też: Premiery kinowe w czerwcu 2023!
Brak komentarzy