AI w Black Ops 7 i Fortnite: początek końca gier tworzonych przez ludzi, czy tylko kolejny etap rozwoju technologii w branży? Dyskusja wybuchła na nowo po ujawnieniu, że Black Ops 7 wykorzystuje generatywną sztuczną inteligencję do tworzenia kart okolicznościowych, ikon prestiżu i innych elementów wizualnych, a Fortnite – jako produkt Epic Games – stoi w centrum ideologicznego sporu o to, jak bardzo gry mogą być oparte na AI, zanim przestaną być postrzegane jako „ludzkie dzieło”. Oliwy do ognia dolał szef Epic Games, Tim Sweeney, który stwierdził, że oznaczenia gier jako „made with AI” są bez sensu i powinny zniknąć z platform takich jak Steam.
Na Steamie od pewnego czasu istnieje specjalna etykieta informująca, czy w produkcji wykorzystano generatywną AI do tworzenia grafik, dialogów czy innej zawartości. Dla wielu graczy ma to znaczenie podobne do listy składników na opakowaniu żywności – pozwala świadomie zdecydować, czy chcą wspierać produkt, który w mniejszym lub większym stopniu zastępuje pracę człowieka algorytmem. Przykłady takie jak Black Ops 7 czy Arc Raiders, gdzie AI zostało użyte m.in. do wygenerowania kwestii głosowych oraz elementów tła, tylko podkręcają obawy, że to dopiero początek znacznie większych zmian.
Tim Sweeney, stojący na czele Epic Games – twórców Unreal Engine i Fortnite – twierdzi jednak, że takie oznaczenia w sklepach z grami nie mają sensu, bo „w przyszłości praktycznie każda gra będzie w jakimś stopniu powstawała z udziałem AI”. Jego zdaniem tagi „AI” mogą jedynie napędzać kampanie nagonki i recenzje-bomby, które uderzają szczególnie w mniejsze studia. Na ten argument ostro zareagowali zarówno gracze, jak i deweloperzy, zarzucając Sweeneyowi oderwanie od rzeczywistości i próbę ukrycia przed konsumentami prawdziwego „składu” produktu, za który płacą pełną cenę.
Agreed. The AI tag is relevant to art exhibits for authorship disclosure, and to digital content licensing marketplaces where buyers need to understand the rights situation. It makes no sense for game stores, where AI will be involved in nearly all future production.
— Tim Sweeney (@TimSweeneyEpic) November 26, 2025
Warto tu jednak odróżnić dwa zupełnie różne światy. Sztuczna inteligencja w grach to nie tylko generatory grafik czy tekstów. Od lat AI odpowiada za zachowanie przeciwników, systemy decyzji NPC-ów, wyszukiwanie osłon na polu walki, projektowanie ścieżek, czy procedurę generowania światów w tytułach takich jak roguelike’i czy gry w stylu No Man’s Sky. W Unreal Engine 5 wykorzystywane są zaawansowane kontrolery AI, drzewa zachowań i systemy zapytań środowiskowych, które sprawiają, że przeciwnik w strzelance wygląda na inteligentnego, szuka osłony, flankuje, reaguje na gracza. Mało kto kwestionuje takie zastosowania – to narzędzia wspierające twórców, a nie zastępujące ich.
Problem pojawia się tam, gdzie AI zaczyna przejmować rolę artystów, scenarzystów czy aktorów. Gdy ikony, plakaty, karty, modele postaci czy nawet głosy bohaterów powstają w generatorze na podstawie cudzych prac zassanych z sieci, gracze mają poczucie obcowania z produktem pozbawionym „duszy”. Właśnie to zarzuca się Black Ops 7 – że zamiast ręcznie zaprojektowanych elementów otrzymujemy zestaw szybkich, tanich, generowanych zasobów, które nie tyle budują klimat, co przypominają taśmowo tłoczony „slop”.

Do tego dochodzą kontrowersje związane z marketingiem. Przykład dodatku Ark Aquatica, promowanego trailerem stworzonym w całości przez AI, odbił się szerokim echem – zwiastun został wyśmiany, a następnie usunięty po fali krytyki. Dla wielu był to dowód, że gdy generatywna AI przejmuje pełną kontrolę nad wizją artystyczną, rezultat wygląda sztucznie, tanio i budzi odrzucenie, zamiast ekscytacji. A skoro takie narzędzia pozwalają obniżyć koszty, trudno nie zadać pytania, czy nie staną się pokusą do systemowego „przyciskania” budżetów i ludzi.
Zwolennicy przejrzystości, w tym część pracowników Valve, porównują etykiety „AI” w grach do informacji o pochodzeniu ubrań czy składzie kawy. Dla wielu konsumentów jest istotne, czy produkt powstał w etycznych warunkach, bez wyzysku czy bezprawnego wykorzystywania cudzej pracy. W przypadku gier chodzi o to samo: wiedzieć, czy kupujemy coś, nad czym rzeczywiście pracowali graficy, scenarzyści i aktorzy, czy raczej algorytm sklejający modele, głosy i teksty z baz danych trenowanych na twórczości innych bez ich zgody. Spór ma też wymiar etyczny wykraczający poza same gry. Coraz częściej pojawiają się pomysły „wskrzeszania” głosów zmarłych aktorów czy projektowania cyfrowych sobowtórów, które mogą „grać” w nieskończoność. Dla wielu to przekroczenie granicy – zabranie ludziom prawa do decyzji, jak i kiedy ich wizerunek lub głos może być wykorzystywany. Jeżeli branża gier pójdzie ścieżką pełnej akceptacji takich praktyk, granica między hołdem a nadużyciem może zostać zatarta.
Na poziomie czysto rynkowym etykiety AI są dla graczy jedynym realnym narzędziem wpływu. Jeśli w opisie Black Ops 7, Fortnite czy Arc Raiders jasno widnieje, że generatywna AI była używana do tworzenia grafik czy głosów, użytkownicy mogą podjąć decyzję: kupuję mimo to, albo głosuję portfelem przeciwko takiemu modelowi produkcji. Próba odebrania im tej informacji – jak chcieliby Tim Sweeney i część branżowych entuzjastów automatyzacji – jest odbierana jako zamach na podstawowe prawo konsumenta do świadomego wyboru. W tle wisi jeszcze jedno pytanie: jeśli gry z mocnym użyciem generatywnej AI będą powstawać szybciej i taniej, ale wciąż sprzedawane w tej samej cenie, czy nie zachęci to wydawców do dalszego obniżania standardów? Nietrudno wyobrazić sobie przyszłość, w której duże franczyzy są „dopisywane” promptami, a kolejne odsłony różnią się głównie mieszanką starych zasobów i nowych wygenerowanych tekstur. W takim świecie przestaje się liczyć indywidualny styl artysty, a zaczyna – efektywność pipeline’u.

Dlatego pytanie czy AI w Black Ops 7 i Fortnite to początek końca gier tworzonych przez ludzi? wcale nie jest przesadą. Sztuczna inteligencja sama w sobie nie jest wrogiem graczy – może wspierać projektantów, pomagać w prototypowaniu, usprawniać animacje, testy czy optymalizację. Granica pojawia się tam, gdzie technologia przestaje być narzędziem w rękach twórców, a staje się pretekstem, by twórców zastąpić. Wtedy z medium, które przez dekady rozwijało się jako forma sztuki łącząca kod z ludzką wyobraźnią, grozi nam zejście do roli masowo produkowanego, przewidywalnego „contentu”. Przyszłość gier nie jest jeszcze przesądzona. To, czy Black Ops 7, Fortnite i inne tytuły pójdą ścieżką „AI slopu”, czy raczej odpowiedzialnego i transparentnego wykorzystania sztucznej inteligencji, w dużej mierze zależy od reakcji graczy. Jedno jest pewne: jeśli branża chce zachować zaufanie odbiorców, musi postawić na jawność. Proste, klarowne oznaczenia użycia generatywnej AI nie są wrogiem postępu, ale jego warunkiem – bo tylko wtedy odbiorcy mogą zdecydować, czy nadal chcą swoją kasą ten postęp finansować.



