Podsumowanie
Alita: Battle Angel przechodzi po cichu, raczej bokiem. Wiele osób pierwszy raz słyszy o tym filmie, brak tutaj reklamy niczym tej co robi Disney i kiedy Kylo Ren wyskakuje z lodówki. Udało nam się dzisiaj wyjść do kina, był to jeden z ostatnich seansów. Chyba pójdę drugi raz.
Wcześniej tylko raz mi się zdarzyło pójść na dwa seanse jednego filmu. Był to oczywiście Ostatni Jedi, gdyż nie mogłem uwierzyć że Disney stworzył takie gówno i musiałem czegoś nie dostrzec, jakiegoś ukrytego piękna itp. Oczywiście okazało się, że miałem rację już za pierwszym razem. Z Alita: Battle Angel jest totalnie inaczej, a powód mojej potencjalnej drugiej wizyty w kinie na tym filmie znajduje się na dokładnie przeciwnym biegunie. Ten film jest taki śliczny i świetny, że chcę obejrzeć go ponownie.
Niedziela niby handlowa, ale sala kinowa pękała w szwach. Było tak dużo osób, że z obu stron ktoś koło nas siedział i nie było żadnego miejsca by się przesiąść w bardziej ustronną miejscówkę. Czy świadczy o tym zainteresowanie filmem, czy też wynika to z faktu, że ludzie przychodzą do kina bo są akurat w galerii na zakupach? Nie wiem, ale w trakcie seansu wiele razy słyszałem okrzyki zdziwienia, śmiech z brutalnej szydery Ality (jest troszkę wredna) oraz poruszenia kiedy działo się coś ekscytującego. Nie tylko ja wyszedłem z kina zadowolony z seansu.
Alita: Battle Angel – wiecie że to manga?
Przed seansem tego typu staram się zapoznać z tłem fantastycznym danego obrazu. I tak szybko się dowiedziałem, że Alita to manga, do tego bardzo krwawa i brutalna. Pełno w niej przemocy oraz czarnego humoru. Cyberpunkowy gore. Patrzymy teraz na listę twórców filmu Alita: Battle Angel. I na pierwszym miejscu widzę reżysera Roberta Rodrigueza. Pan jest geniuszem w swoim fachu odpowiedzialnym za takie arcydzieła jak Sin City oraz Desperado. Innym jego dziełem były też widowiska w stylu gore, jak na przykład całkiem fajny film Grindhouse. Co tutaj dużo mówić, reżyser nie stronił od seksu, krwi i przemocy w swoich filmach, a nawet wyraźnie je eksponował (pamiętacie Sin City?).
Wydawało mi się, że Alita: Battle Angel będzie widowiskiem równie krwawym i dojrzałym. Moje zdziwienie na końcu seansu było przeogromne, kiedy krwi tutaj nie było prawie wcale, ale sama fabuła i historia jest bardzo oryginalna (jak na dzisiejsze czasy) oraz totalnie nieprzewidywalna. Kiedy już nie raz i nie dwa oglądając film lub grając w gry potrafiłem odgadnąć zakończenie (pamiętacie jak w Mutant Year Zero: Road to Eden na live odgadłem w połowie gry jaki będzie jej koniec?), tutaj fabuła całkowicie mnie zaskakiwała dosłownie co krok. A uważam siebie za weterana fantastyki który nie jedną powieść przeczytał. Mangi oczywiście nie znałem, przynajmniej całej, to także może wpływać na moje zaskoczenie.
To może porozmawiajmy chwilkę o fabule. Nie martwcie się, nie będzie spoilerów. Otóż nasza piękna, wielkooka Alita to cyborg który został odnaleziony przez pewnego jegomościa na śmietnisku tworzonym przez latające miasto. Cyborgi w tym świecie nie są niczym dziwnym, bo każdy może sobie załatwić mechaniczne części ciała. Wielu ludzi nawet zostawia ze swojego ciała tylko mózg. Oprócz przepisu na długoletniość lub nawet nieśmiertelność, jest to także rozwiązanie praktyczne. Alita nie pamięta kim była wcześniej, zanim została odnaleziona i zamontowana w nowym cybernetycznym ciele. Szybko jednak odkrywa swoje umiejętności oraz kolejne fragmenty pamięci.
Jeżeli mielibyśmy osadzić film Alita: Battle Angel w czasie tego świata fantastycznego, to byłaby to mniej więcej połowa głównej osi fabularnej. Alita posiada bogatą przeszłość której główną osią była wojna (nie powiem jaka, bo to istotny element fabuły). Kiedy wreszcie nasza bohaterka ogarnie co i jak, rozpocznie się wątek właściwy będący jednocześnie wstępem do kolejnej części filmu. O tak, Alita: Battle Angel posiada bardzo otwarte zakończenie i mocno trzymam kciuki by szybko powstała kontynuacja trzymająca ten sam poziom jakości. Chociaż z drugiej strony, wolałbym fabularny prequel (nie powiem dlaczego hahaha, nie było wam pisać do mnie maili że za dużo jest spoilerów w moich recenzjach).
Ręka, noga, mózg na ścianie, czyli gore dla dzieci
Jednak elementy z wyrywaniem sobie kończyć są tutaj na porządku dziennym. Sprawa jest jednak tego typu, że Alita walczy praktycznie tylko z pełnymi cyborgami (takimi którzy przekształcili całe swoje ciało w maszyny). Dlatego też urywane kończyny to zwykłe blach. A tych blach i urwanych kończyn jest tutaj pełno. Oprócz naprawdę świetnych scen walk, Alita bierze udział w tutejszym sporcie, który polega na przeniesieniu piłki na koniec toru. Brzmi prosto? Tutaj jest filmik udostępniony przez twórców pokazujący jedną z tych scen. Oglądacie na swoją odpowiedzialność. Co tutaj dużo mówić, jest na co patrzeć.
Alita sama w sobie jest fantastyczną postacią. Dopiero zaczyna się uczyć kim jest i czym jest świat ją otaczający. Jest bardzo naiwna, ale jednocześnie szybko rozumie swoje możliwości i wie jak z nich korzystać. Dziewczynka z dużymi oczami przeskakuje z jednej sytuacji do drugiej i sprawdzą one jej zdolności (nie tylko walki, ale i empatii) do granic możliwości. Film też często stawia pytanie, gdzie jest granica człowieczeństwa, jednak przez swoją konstrukcje nie skupia się na niej zbyt bardzo. Prawdopodobnie jest to jeden z głównych wątków filozoficznych w mandze. Film na tym nic nie traci, stara się jedynie pokazać że takie zagadnienia w tym świecie istnieją.
Podsumowanie
Alita: Battle Angel to jeden z najlepszych filmów cyberpunk jakie oglądałem do tej pory. A było ich sporo, a właściwie wszystkie jeżeli chodzi o największe tytuły z ostatnich lat. Nie tylko fani cyberpunk powinni obejrzeć ten film, ale każdy fan fantastyki. I w żadnym wypadku nie musisz lubić (lub nie lubić) lub znać jakąkolwiek mangę. Ten film praktycznie na 100% odrywa się od japońskiego stylu i został przygotowany w taki sposób, aby większość widzów w kinie mogła czerpać przyjemność z tego filmu.
Brak komentarzy