Mutant Year Zero: Road to Eden ukończone i całość została udokumentowana na naszym kanale YouTube. Co mogę powiedzieć na koniec? Ehh ….

Pierwszy raz pisałem recenzję trzy dni. Większość z nich jest napisana w ciągu paru godzin. Łapię flow i przelewam słowa na papier. Przy Mutant Year Zero: Road to Eden nie było to takie proste. Głównie dlatego, że widać w tej grze dużo uroku oraz miłości jaką twórcy przelali na cyfrowe opowiadanie. Z drugiej jednak strony, mam dość błędów w grach i moja tolerancja do nich się coraz bardziej zmniejsza. Jeżeli coś nie jest gotowe, to odpalamy Early Access, a nie pełnoprawny produkt. Podczas streamów padały bardzo brzydkie słowa, testowaliśmy także różne pomyłki twórców i wyraźnie widać było brak dopracowania oraz testowania. Ale to nie jest jedyny problem z tą pozycją.

Apokalipsa z Wieprzem i Kaczką, Dzień dobry w Mutant Year Zero: Road to Eden

Mutant Year Zero: Road to Eden to gra taktyczna przeznaczona dla pojedynczego gracza. W grze wcielamy się w rolę mutantów w poszukiwaniu zaginionego inżyniera który pracował w naszym domu – Arce oraz będących na tropie mitycznego Edenu. Eden to samowystarczalny raj dla ludzi i mutantów chcących znaleźć pokój na ziemi.

Mutant Year Zero: Road to Eden dzieje się w konwencji postapokaliptycznej, jednak nie jest to alternatywna rzeczywistość lat 80 z serii Fallout. Gra ma bardzo dużo wzmianek do naszych czasów i to jest pierwszy duży plus jaki daję dla gry. Fabularnie jest zajebiście, postacie są świetne i bardzo szybko zapominamy że w naszej drużynie główne skrzypce gra zmutowana kaczka, dzik oraz lisica. Są też mutanci człekokształtni, ale dzięki swojemu zmutowaceniu (jest takie słowo?) posiadają różne moce. 

https://www.youtube.com/watch?v=P4uPTGFu2Ag

Nasi bohaterowie odkrywają w trakcie gry rozmaite pozostałości oraz notatki pozostawione przez przodków. Znalezienie starego iphone jest okraszone zabawnym komentarzem, przynajmniej z naszego punktu widzenia bo bohaterowie z pełną powagą analizują znaleziska i próbują dojść do czego mogło służyć znalezione urządzenie. Lodówka w końcu idealnie służy do przechowywania głów pokonanych wrogów, jednak kolejna osoba z drużyny słusznie zauważa że mogła też posłużyć do utrzymania świeżości jedzenia.

Z notatkami jest jednak inny problem. Są one bardzo ciekawe, więc dosyć niecodziennie dla mnie przeczytałem wszystkie znalezione. I przez to właśnie parę godzin przed końcem gry wiedziałem jaki będzie twist fabularny i zakończenie, co powiedziałem także dla widzów na live. Na kolejnym odcinku grę ukończyliśmy i zakończenie było dokładnie takie samo. Nie było dobre, chyba że ktoś nie czytał notatek, a Mutant Year Zero: Road to Eden kupił mnie głównie swoim światem i nieczytanie ich to po prostu strata przyjemności.

Fabularnie gra absolutnie mnie kupiła, szkoda tylko że zakończenie było łatwe do przewidzenia.

Mutant Year Zero: Road to Eden – Taktycznie wrogi

Z walką jest raz dobrze, raz bardzo źle. Zacznijmy od dobrych stron. Na domyślnym poziomie trudności nasi bohaterowie leczą się tylko o 50%. W przeciwieństwie do serii X-Com nie mamy też żadnych hubów między misjami. Walka kończy się tak jak stoimy, a my możemy co najwyżej wrócić do Arki. Ale nie pozwoli to nam uleczyć postaci. Aby je uleczyć, należy użyć apteczki, w innym wypadku zawsze będą mieć te 50% punktów życia. Na wyższym poziomie trudności postacie się wcale nie leczą.

Podczas gry ulepszamy nasz sprzęt. Niestety zarówno broni, jak i ulepszeń jest śmiesznie mało. Nie poszalejesz.

Dlatego też cała walka jest bardzo taktyczna. Osłony (pełne i niepełne), poziom kondygnacji oraz kierunek strzału względem osłony jest bardzo ważny. Nasze postacie też się osłaniają, np. za pomocą akcji Overwatch podobnie jak w znanej nam serii X-Com. W ten sposób kontrolujemy ruchy wroga, ale overwatch jest krytycznie popsuty przez znacznie mniejszą liczbę statystyk oraz umiejętności niż we wspomnianym wcześniej wzorze. W moim przypadku na całą grę, overwatch trafił może maks dwa razy i komputer najczęściej nie robił sobie z tego problemu oczywiście on trafiał znacznie częściej.

Arka to nasz dom. Tutaj ulepszymy sprzęt oraz kupimy apteczki. Nie ma sensu wydawać złomu na cokolwiek innego. Może granaty.

Problemem były także stopnie trafień podzielone na procenty: 25%, 50%, 75% i 100%. Uproszczało to pewne sprawy, ale do cholery jasnej miałem parę razy pudło przy szansie trafienia 100%. W pewnym momencie rozpocząłem się bawić zapisami gry i po prostu po nieudanym rozpoczęciu walki wczytywałem grę, bo miałem wrażenie że coś jest bardzo mocno nie tak. Nie pomyliłem się, okazało się że np. kiedy szansa na trafienie wynosiła 75% i 8 razy wczytywałem grę, to za każdym razem wynik był taki sam (pudło). ALE! Kiedy zmieniałem warunki, na przykład najpierw rozpoczynałem bitwę albo strzelałem z innej strony to udawało się trafić w przeciwnika. 

W trakcie gry znajdujemy listy oraz przedmioty. Zalecam ich czytanie.

No właśnie, po za walką mamy specjalny tryb zasadzki. Służy on nam głównie do wybijania pojedynczych słabszych przeciwników oraz skutecznego zaczynania walki. Na czym on polega? Otóż w trybie zasadzki możemy bezpiecznie rozmieścić naszych żołnierzy oraz ostrzelać wroga z broni cichej. Jeżeli nam się uda (czyli nie wpadnie miss na szansie 100%) to prawdopodobnie zabijemy wroga. Sprawa wygląda w taki sposób, że każda lokacja posiada pewną liczbę wrogów różnego rodzaju w zależności od lokacji. Wrogowie patrolują okoliczny teren oraz w środku całego cyrku często znajduje się boss lub duże ugrupowanie wrogów. Jeżeli nie uda nam się pokonać przeciwników po cichu to zaczną wołać swoich kumpli. Jeżeli pójdzie nam mocno nie tak jak miało pójść, to wrogowie z całej mapy po prostu na nas się rzucą i mimo swojego upośledzonego SI mogą nas zabić przewagą ognia. Widzieliśmy na LIVE sytuacje kiedy wróg na przykład zaczął biegać w przeciwną stronę zamiast do nas strzelać i potem w następnej turze powracał do nas po swoich śladach.

Chyba źle poszliśmy, wielkiego robota tak naprawdę można załatwić w chwilę granatem EMP.

Błędów było też dużo więcej. Wiele glitchy graficznych, jak lewitujące przedmioty (może napromieniowane?). Na początku też okazało się, że z gry wyrzuca mnie regularnie …. mój mikrofon którego używam na live. Dlaczego? Nie pytajcie, pomogło przepięcie go do innego slotu oraz podłączenie słuchawek do slotu głównego zamiast moich głośników. Ale potem także mnie wyrzucało z gry. Oprócz tego podczas wybierania umiejętności postaci przy awansach, po paru sekundach spadały mi FPS do jakiejś znikomej liczby. Dopiero ponowne uruchomienie gry pomagało. 

Bossowie są denerwujący, ale to po prostu silniejsze wersje innych przeciwników. A ich mamy może 10 rodzajów.

Podsumowanie

Mutant Year Zero: Road to Eden ukończyłem całe i nie zajęło mi to dużo, bo około 10 – 15 godzin. Żałosny wynik jak na grę za 150 zł i bez multiplayer. Zakończenie mnie rozczarowało bo było przewidywalne, błędów jest bardzo dużo i część z nich doprowadzała mnie dosłownie do szału. Dość tolerancji dla zbugowanych gier. 

Inna sprawa to fabuła oraz postacie które naprawdę trzymały poziom i były interesujące, zwłaszcza ich dialogi. Nastawienie na walkę taktyczną i wycieńczenie wroga przez zasadzki także bardzo mi się spodobało. Wielka szkoda że wykonanie było słabe. Mutant Year Zero: Road to Eden to jedna z tych gier, które zobaczymy wkrótce na Humble w pakiecie.

Podsumowanie

Gra mogłaby być lepsza gdyby nie błędy i słabe zakończenie. Szkoda.
Ocena Końcowa 6.0
Pros
- bardzo dobra linia fabularna
- świetni bohaterowie
- walka nastawiona na taktykę, zasadzki
Cons
- miss na 100%
- różne mniejsze i większe błędy
- zakończenie można odgadnąć sporo czasu przed końcem gry
- głupie SI
Poprzednio Gry planszowe pod choinkę dla dorosłych
Następny 15 urodziny wydawnictwa Rebel.pl - najlepsze gry.