The First Descendant to gra będąca produkcją Free to Play wydaną oraz stworzoną przez Nexon. Czy twórcy wyszli na wyżyny kreatywności i stworzyli dla nas wyjątkową grę czy też otrzymaliśmy kolejny powtarzalny tytuł? Zapraszam do recenzji gry opartej na wersji na Playstation 5!
W The First Descendant wcielamy się w potomków, bohaterów wybranych przez tajemniczą moc by chronić ostatnich żyjących ludzi. Będą oni kierowani przez Przewodniczkę, a potężne umiejętności pozwolą im na walkę z przeważającymi siłami wroga i obronę ostatniego miasta ludzkości. Gdyby zamienić parę słów w ostatnim zdaniu, to otrzymalibyśmy streszczenie historii Destiny, ale nie tylko. Fabuła jest oklepana i dobrze nam znana, do tego jej przedstawienie jest tak nieangażujące, że szybko zaczniemy ziewać i przewijać dialogi. Zresztą nie tylko historia jest problemem w The First Descendant. Gra według mnie cierpi na chroniczny brak tożsamości, a każdy element tutaj jest zlepkiem różnych elementów z innych gier. Często zresztą te elementy nie pasują do siebie tworząc swoistą karykaturę.
The First Descendant to trzecio osobowa gra akcji, w której będziemy zwiedzać różne mapy i wykonywać identyczne misje. Zacznijmy najpierw od zadań. Te polegają na wykonywaniu powtarzalnych czynności jak obrona jakiegoś punktu, czy też pokonaniu paru fal wrogów i zebraniu przedmiotów. Rodzajów misji jest parę i już po kilku godzinach poznacie znaczną część z nich. Wyjątkiem są tutaj walki z dużymi bossami na oddzielnych mapach, zwanymi pieszczotliwie Colossi. Ten jeden element jest ciekawy, ale po tym, kiedy gra zmusza Was do walki z jednym tym samym bossem po parę razy by zdobyć jakiś komponent dla nowego potomka, to i tutaj zaczniecie się nudzić.
W zasadzie żaden element nie jest w tej grze zrobiony jak należy. Gdy coś zaczyna nam się podobać, okazuje się że jest z nim coś nie tak. Weźmy na przykład strzelanie. Jest ono siarczyste, dające satysfakcje, czuć kopa broni, a po trafieniu widzimy satysfakcjonujące cyferki obrażeń. Gra jednak posiada jakiś wyjątkowo beznadziejny aim assist, który możemy konfigurować w ustawieniach gry, ale gwarantuje Wam, że przy tych wszystkich suwakach nie da się go ustawić. Otóż nasz celownik lubi się przyklejać do środka wroga i wracać do tego środka niezależnie co zrobimy. Jeżeli, chcemy więc zrobić head shota na przeciwniku, to musimy walczyć z celownikiem, który z uporem maniaka będzie wracać do środka wroga.
Co więcej aim assist działa nawet … kiedy nie celujemy. Pojawia się więc notorycznie taka sytuacja, kiedy biegnąc obok wroga, nagle nasz celownik przyklei się do niego, a nasz bohater zacznie się obracać w jego stronę. To nie jest aim assist tylko auto aim. Ten problem nie występuje na PC, bo udało mi się to sprawdzić. Gra posiada crossplay i podłączenie jego wymagało ode mnie sporego wysiłku i kombinowania, bo przecież żaden element nie może tutaj działać dobrze. Tak czy inaczej strzelanie jest przyjemne, o ile wyłączycie całkowicie wspomaganie sterowania i nie będziecie montować na broni modów, które wspierają celowanie. To jednak nie tak powinno wyglądać.
Istotnym elementem w The First Descendant są oczywiście potomkowie. Dwóch z nich dostajemy niejako w samej grze za kampanię. Będzie to jeden z trójki potomków na początku gry oraz Bunny, którym gra każdy w grze. Kolejnych potomków oczywiście kupujemy za walutę premium lub też w teorii możemy zdobyć w grze. Mówię w teorii, bo polegać to będzie na zdobyciu paru składników z różnych misji i nigdy nie ma gwarancji, że ten składnik wypadnie. Już pierwsza potomkini, którą możemy zdobyć po Bunny posiada trzy przedmioty, gdzie każdy z nich ma 20% szansy na pojawienie się po ukończeniu konkretnych misji. Te misje są za każdym razem identyczne, więc po prostu robimy Dzień Świstaka i powtarzamy, aż nie dropnie nam dany składnik.
Potem jest ciekawiej, bo żeby odblokować innych potomków w The First Descendant, najpierw musimy zdobyć specjalny, zaszyfrowany przedmiot z jakiegoś lochu czy innej misji, a potem musimy go odszyfrować podczas walki z jednym z colossi. Zarówno za pierwszym, jak i drugim razem nie mamy gwarancji że wypadnie dany przedmiot i każdy z potomków potrzebuje około czterech takich. Musimy więc farmić te fragmenty w identycznych misjach, które po pierwszym przejściu robimy w zasadzie automatycznie. Nie wiem, czy na tym polegać ma granie w gry i czy ktokolwiek czerpie z tego satysfakcje. No chyba, że jesteś wielorybem i wtedy możesz kupić wszystkie postacie.
Oczywiście sklepik w grze jest najlepiej zaplanowanym elementem w grze, bo przecież nie o to chodzi, by gracze mieli dobre wrażenie z obcowaniem z produkcją. Po tym jak zrobisz 10 raz daną misję i nie dostaniesz wymaganego przedmiotu do stworzenia potomka, którego sobie wypatrzyłeś, możesz go kupić. Jeżeli jednak myślisz, że to takie proste, to zapomnij. Nie kupisz ich za pieniądze, a za walutę w grze, którą oczywiście kupuje się w paczkach. Potomek może kosztować albo 300 albo 600 kalibrów, bo tak się nazywa tutejsza waluta premium. A tą kupujemy w paczkach po 250, 520 i 1060 kalibrów. Dosłownie wszystko policzone do dziesiątek, żeby zawsze Ci coś zostało i byś kupił dodatkowe kalibry. Jest to typowy system w stylu pocałuj mnie w dupę graczu.
Aspekty techniczne także wypadają słabo przy grze. Po pierwsze, interfejs jest nieczytelny i zawalony śmieciem. Do tego opisy zadań, gdzie miejsca docelowe są w ramkach sugeruje, że gramy w jakiś wczesny dostęp, a nie pełną grę. Grafika jest bardzo ładna, ale nie tak ładna jak np. w Cyberpunk 2077 czy nawet w izometrycznym The Ascent. A mimo to, gra działa jak kupa, regularnie gubiąc klatki i dosłownie tnąc się na konsoli. I nawet nie myślcie, by uruchamiać tryb jakości, wtedy gra jest niegrywalna. Sterowanie jest nieprzemyślane i nieresponsywne. Pod przyciskiem X mamy zarówno skok, jak i podnoszenie przedmiotów i tylko sam Wędrowiec wie, czy nasz bohater będzie skakać nad przedmiotem który chcemy podnieść, czy go podniesie. Atak wręcz aktywujemy za pomocą kombinacji L1+R1, ale nawet używając jej przy wrogu, nasz heros może równie dobrze użyć linki by przyciągnąć się do miejsca za plecami wroga.
Największą zaletą gry The First Descendant jest to, że jest to gra za darmo i możesz spokojnie pograć parę godzin w kampanii, zanim zdecydujesz się usunąć ten produkt z konsoli. Gra nawet nie ukrywa, że została stworzona by doić kasę z graczy, jednak jednocześnie nie daje nic w zamian. Takie sobie strzelanie, gdzie musimy męczyć się ze sterowaniem, spadające klatki czy też bardzo powtarzalne misje sprawiają, że nawet po ukończeniu kampanii, o ile nie znudzisz się do tego momentu, w zasadzie nie ma tutaj nic ciekawego do roboty. To nie jest Destiny 2 Diablo 4, albo Godfall, gdzie sama rozgrywka, walka i eksploracja była tak angażująca, że mogliśmy przymknąć oko na powtarzalność. Tutaj jest po prostu nudno.
Chcesz nas wspierać? Zobacz nasz Sklep z Grami!
Podsumowanie
Pros
- Całkiem ładna grafika (ale co z tego, skoro optymalizacja leży)
- Przyjemne strzelanie (ale co z tego, skoro aim assist leży)
- Znośna fabuła (ale co z tego, skoro to kopia Destiny)
- Bardzo przydatne okno ze składnikami
Cons
- Zlepek nie zawsze pasujących do siebie mechanik z różnych gier
- Paskudny interfejs
- Spora powtarzalność misji
Brak komentarzy