Assassisn’s Creed – Brotherhood of Venice
Na pewno jest niemało fanów serii asasysnów skaczących z wież do wozów z sianem, dlatego oczywistym ruchem ze strony wydawnictwa Triton Noir było zrobienie planszowej adaptacji tego hitu. Assassisn’s Creed – Brotherhood of Venice opiera się w przeważającej części na mechanice ich poprzedniego tytuły V Commando, więc kto zna, ten poczuje się jak w domu, a teraz tych co nie znają, zapraszam do lektury.
Do stoły zasiadło nas czterech i każdy wcielił się w jednego z skrytobójców z bractwa. Każdy miał swoją specjalność, i tak jeden dawał ruchy, inny przerzucał kość skradania się itp. Jako zespół mieliśmy za zadanie skraść jeden bądź, przy dobrych wiatrach, dwa artefakty z małej planszy. Oczywiście strażnicy mieli nam to skutecznie utrudnić.
Mechanika gry jest prosta – mamy 3 akcje i każdy ruch, walka, wejście na dach, test etc. kosztuje odpowiednią jedną albo dwie z nich. Możemy zagrać prostą turę – 3 akcje i pozamiatane, ale możemy też zrobić słabszą turę na 2, aby ostatnia trzecia przeszła zaoszczędzona na nasza kolejną aktywację.
Każda postać ma ekwipunek, pozwala on na ciche zabicie przeciwnika albo otwartą walkę plus oczywiście można z ich ciał wygrzebać całą masę kart jedno, bądź kilku razowych gadżetów, pancerzy i czego tam strażnicy nie noszą.
Aby mordować z cienia, trzeba być niezauważonym, aby być niezauważonym, przydałoby się atakować odosobnione cele, ALE takich nie ma zbyt wiele. Kiedy wchodzimy na pole ze strażnikiem, rzucamy kością K6 i mamy 50/50 szans na pozostanie niezauważonym. Jeśli to się uda, można po prostu za akcje klienta usunąć, potem za kolejną posprzątać/ograbić zwłoki i iść dalej jak gdyby nigdy nic. Jeśli test się nie powiedzie, odpala się alarm, od tej pory mamy gorszą kość na skradanie, pojawia się więcej strażników a my zostajemy związani walką. Walka polega na rzucie kostkami, sukces = obrażenie. Cały problem w tym ze strażnik też nas będzie atakował, a nasza żywotność sięga niebotycznych 3 HP bez zbroi i 4 HP kiedy takową posiadamy. Strażnik dla porównania ma 1 albo 2 HP. Z jednym jegomościem poradzić możemy sobie bez problemu, ale panowie w mundurach głupi nie są i pojawiają się w zwartych szykach po 3 czy 4. Co to dla nas znaczy? 3 albo 4 rzuty na wykrycie, gdzie wystarczy aby jeden zawiódł dla alarmu, następnie zaliczenie ciosów od każdego z nich co sprowadzi się do szybkiej eliminacji naszego super mordulca.
Eskalacja jest zaskakująco szybka, bez alarmu co turę na planszę wchodzi po dwie, trzy grupki strażników, z alarmem więcej. Szanse na ciche zabicie są znikome, szanse na otwartą walkę też. Pozostaje nam przemieszczanie się polami gdzie proste AI strażników ich nie pośle i staranie się rozwiązania tej łamigłówki przed zalaniem planszy patrolami.
Podsumowując – nie czułem klimatu, widziałem świetną łamigłówkę, która była ograniczona czasem i miała do tego element kościanego losu. Asasynem to tam się nie staniesz, bardziej na myśl przychodzi pacman albo froger gdzie ważne jest łapanie okazji i omijanie zagrożenia.
Brak komentarzy