Batman, właściwie The Batman, zawitał do kin na początku marca 2022 roku. Wystarczyło kilka dni, by film zebrał tysiące pozytywnych recenzji. Oczywiście sami musieliśmy sprawdzić o co zrobiło się tyle szumu. Dzisiaj mogę powiedzieć, że każda pozytywna opinia była absolutnie słuszna. I warto było tyle czekać!
Słowem wstępu muszę powiedzieć, że jednym z moich ulubionych filmów jest Mroczny Rycerz. Trudno zliczyć ile razy oglądałam ten film i uważam, że jest w czołówce filmów wszechczasów. Kiedy zapowiedziano nowego Batmana, dodatkowo z Robertem Pattinsonem miałam mieszane uczucia i z ogromną rezerwą podchodziłam przede wszystkim i do aktora (myślałam, że zawsze będzie dla mnie po prostu Cedriciem Diggory), ale także i do całej produkcji – przecież ciężko (i po co?) konkurować z ideałem? Nie przewidziałam jednak czegoś innego – nowy Batman nie miał być kolejnym filmem o bohaterskich czynach, nie miał być wymyśloną bajką o superbohaterach i ich walkach z ogromną rozgwiazdą. Myliłam się także z inną ważną rzeczą – Robert Pattinson nie jest wyłącznie aktorem grającym nastoletniego chłopca ze szkoły magii, wszyscy też powinni już zapomnieć o jego wampirzych występach. Powiem nawet więcej! To absolutnie genialny aktor, który od kilku dni zasłużenie zbiera wszelkie pochwały.
UWAGA! Mogę spoilerować fabułę.
Wyobraźcie sobie, że Batman wcale nie jest chodzącym ideałem. Jest brutalny, momentami okrutny i przede wszystkim, przerażający – oczywiście wobec osób, które sobie na to zasłużyły. Stojąc na straży porządku w Gotham powoli zaczyna gubić siebie. Pracy w mieście jest ogrom, zło czai się na każdym fragmencie miasta a on jest tylko jeden. Zmęczenie i złość sprawiają, że staje się bezwzględny. Mimo młodego wieku oraz całkiem świeżego fachu (akcja rozgrywa się około dwa lata po tym, jak Bruce wziął na barki odpowiedzialność Batmana) przestępcy czują do niego respekt. Wiedzą, że zemsta, jak sam siebie nazywa, czai się w cieniu i gotowa jest uderzyć w każdej chwili. Cały wstęp filmu, kiedy pokazane było jak złoczyńcy patrzą w ciemne zaułki, jak oglądają się za siebie przy każdym szeleście w nocy, wcisnęła mnie w fotel i rozbudziła napięcie, które trzymało przez sporą część filmu. Wszystko opowiedziane zostało z perspektywy Batmana, który widocznie czuje swój autorytet. Pod maską kryje się jednak człowiek i jego uczucia i to w filmie było najbardziej wstrząsające. Skutki bycia Batmanem wyraźnie odcisnęły piętno na młodym Waynie. Jest wycieńczony, zmęczenie to za mało powiedziane – praca w nocy i dzień solidnie miesza mu w głowie, jednak wie, że nie może przestać. Kiedy zacznie odpoczywać, straci kontrolę nad miastem. Aspekt psychologiczny Batmana został przedstawiony w bardzo interesujący sposób, miło było zobaczyć, że pod maską kryje się zwykły chłopak, który – mimo upływu lat – dalej czuje na sobie piętno sieroty. W pewnym sensie ukrywa się pod maską, cały kostium jest niczym alterego. Dopiero po włożeniu czarnego przebrania gotów jest do zemsty.
Gotham wstrząsnęła seria okrutnych morderstw, przedmiotem których były ważne osobistości miasta. Poczynając od burmistrza, przez policjantów i prokuraturę, zaczęły wychodzić ich brudne sekrety. Do zabójstw przyznaje się Riddler, który rozpoczyna swoją grę z Batmanem. Zagadki logiczne, które po sobie zostawia doprowadzają Bruce’a do wielu ciemnych sekretów, w tym związanych z jego rodziną. O ile historie o innych szemranych elitach znosił całkiem spokojnie, historie o Wayne’ach wzburzyły jego krew. Jak mówiłam, dalej zmaga się z niespodziewaną śmiercią rodziców, ciągle przeżywa stratę. Kiedy spotyka syna zamordowanego polityka, potrafi postawić się w jego butach, doskonale wie co czuje chłopiec i w dużej mierze to właśnie dziecko popycha go do dalszych działań. Kiedy miejskie brudy wychodzą na jaw robi się małe zamieszanie – odkryto skandale polityczne, afery „łóżkowe” i ogromny problem korupcji u najważniejszych służb w mieście, Batman wraz z Gordonem starają się dojść do sedna problemu, jednak nie wiedzą do końca komu, oprócz siebie, mogą ufać. Do tego wszystkiego pojawia się także żądna zemsty Catwoman, z którą Batman nawiązuje relacje. Zoe Kravitz świetnie wpisała się w tę rolę.
Batman jest filmem, który ciągle trzyma w napięciu. Zaufajcie mi, nie będziecie się ani chwili nudzili. Razem z Batmanem i Gordonem będziecie próbowali rozwiązać zagadki zostawione przez Riddlera. Swoją drogą, jedną z lepszych rzeczy w tym filmie było pokazanie prawdziwej inteligencji Bruce, jak szybki jest w łączeniu faktów, jak ogromną wiedzę posiada na wiele tematów i jak dobrą ma pamięć. Oczywiście, wszystkie gadżety to walki ze złem, w tym ekstra soczewka, robiły wrażenie i zdecydowanie pomagały w walkach, ale wydaje mi się, że to ten ludzki aspekt czyni Batmana tym, kim jest. W filmie świetnie przedstawiona była jego przemiana, ewentualnie jej początki, z mrocznej i bezwzględnej istoty (sam przecież nazywał się zemstą) na osobę, która poświęca się i zużywa ostatnie siły, by pomóc innym ludziom. Aspekt zemsty nie był już tak ważny. Prawdziwa zamiana nastąpi, kiedy Bruce zaakceptuje wydarzenia przeszłości, zrozumie, że nie jest sam (Alfred jest cudowną postacią, jest dla Bruce’a ojcowskim wzorem, dba o niego jak o własne dziecko – nawet kiedy Bruce opiera się jego troskom) i dojdzie do niego, że wcale nie musi się mścić. Gdzieś na drugim planie film pokazuje dwa oblicza człowieka. Z jednej strony mamy zamaskowanego bohatera, który stoi na straży dobra, z drugiej pospolitego mężczyznę, młodą osobę, która od wielu lat cierpi w milczeniu i chowa się pod maską. Tak samo było z Riddlerem, który jako sierota nie mógł poradzić sobie z atencją, jaką otrzymywał za dzieciaka Bruce. W całkiem popaprany sposób Ridder chciał współpracować z Batmanem, razem z nim pragnął dążyć do tego samego celu. No, w sposób bardzo popaprany i daleki od przekonań Batmana…
Muszę powiedzieć, że nowy Batman jest filmem absolutnie genialnym. Wygrywa pod każdym względem, zwłaszcza aktorskim. Nie było na ekranie osoby, która odstawałaby od innych. Przede wszystkim, Robert Pattinson wziął na siebie bardzo ciężką i wymagającą rolę, ale wypełnił swoje zadanie na 120%. W pewnym momencie przyprawił mnie o kilka łez, czego w ogóle nie spodziewałam się idąc do kina. Scenografia Gotham także robiła niezłe wrażenie. Miasto było dokładnie takie, jak możemy sobie wyobrazić: wyglądające jak skorumpowane do samych podstaw, bogactwo mieszające się totalną biedą, syfem i „elementami”. Połączenie tego brudnego miasta z „Something in the Way” Nirvany na początku zbudowało klimat, który trzymał przez cały film. Ogólnie soundtrack do filmu stworzony Michaela Giacchino zrobił sporą część roboty.
W tym filmie wszystko było jak należy. Każdy element wydawał się być dopracowany do ostatniego szczegółu i współgrał z pozostałymi. Muzyka, scenografia, scenariusz… Lubię czasem się przyczepić, znaleźć coś, nawet małego żeby trochę to opisać. Nie w tym przypadku. Batman jest dosyć długim filmem, ale zupełnie tego nie czuć. Tak jak w przypadku Diuny (w tamtym roku nadałam miano filmu roku), upływ czasu w ogóle nie jest problem. Nic się nie dłuży a jeszcze chce się więcej! Od seansu minęło kilka dni a ja wciąż myślę o Batmanie. Ciężko mi opisać, jak doby jest ten film. Serio. Jeśli macie chęć wybrać się do kina, polecam właśnie Batmana. To nieustannie trzymający w napięciu thriller, oprószony kryminałem. Ma ciężką, ale jednocześnie zachęcającą aurę, coś z czym dawno się nie spotkałam w kinie a bardzo, bardzo mi się to podoba. Nie myślcie też, że jest mega sztywno, tutaj nawet żarty są przemyślane. Nie są też infantylne, bo Batman nie zakłada, że widz jest kretynem. Są dokładnie takie, jak trzeba.
I to jest w Batmanie najlepsze – wszystko jest dobrane jak najlepsze składniki w pięciogwiazdowej restauracji. MUSICIE ZOBACZYĆ TEN FILM!
PS. Batman miał mocny wstęp do filmu, ale Batmobile to totalny odjazd!
Jeśli ciekawi Was, co grają w kinie to sprawdźcie Co obejrzeć w kinie w marcu? Premiery kinowe w marcu 2022!
Brak komentarzy