Devil May Cry – Recenzja – Nowa Castlevania na Netflix?


Devil May Cry to najnowsza animacja na Netflix, która pozwoli nam poznać alternatywne początki przygód Dantego, kultowego łowcy demonów. Czy nowe spojrzenie na przygody Dantego oraz Vergilla przyjmą się w szerszym gronie? Zapraszam do recenzji!

Jestem wielkim fanem serii Devil May Cry i bardzo lubię to, co Capcom, kiedyś przynajmniej, robił ze swoimi grami. Dzisiaj wiemy, że seria zatraciła swoje pierwotne tempo. Najpierw całkiem niezły reboot, który był fajną grą, ale nie na tyle by zastąpić starego Devil May Cry. Spowodowało to, że studio zechciało wrócić na stare tory i przygotowało fantastyczną – piątą odsłonę serii. Capcom chyba dalej eksperymentuje z serią, właśnie przez wydanie zielonego światła dla powstania animacji na platformie Netflix. Całość bardzo przypomina swoimi efektami wizualnymi kultową Castlevanię, która także zdobyła niesamowitą popularność. Zresztą za produkcję odpowiada Adi Shankar, który był producentem kultowej animacji o wampirach. Recenzja będzie zawierała spoilery fabularne.

Devil May Cry opowiada alternatywną historię początków przygód Dantego, gdzie ten jeszcze nie ma swojej unormowanej pozycji, a kultowe dla serii postacie dopiero poznaje. Historia skupia się na tajemniczym naszyjniku, który ma młody łowca demonów i szybko się okaże, że przez ten wpadnie w sam środek wojny między siłami piekieł oraz rządowych organizacji walczących z tymi złymi. Dante, jak zapewne wiecie (a jak nie, to się dowiecie, bo to nie jest duży spoiler) jest potomkiem Spardy – potężnego demona, Rycerza Piekieł, który kiedyś zdradził swój gatunek by stanąć po stronie ludzkości i swoimi działaniami rozdzielił świat ziemski oraz demonów. Teraz po latach to właśnie amulet Dantego jest potrzebny, by ponownie połączyć światy.

To co jest świetnie przedstawione w Devil May Cry, to charakter Dantego. Ponownie mamy do czynienia z lekkoduchem, który, jak to wspomina jeden z bohaterów animacji, porzucił ostatnio pięć różnych zleceń, ponieważ w ich trakcie się… nudził. Dante bardzo swobodnie podchodzi do tematu inwazji demonów i nieszczególnie przejmuje się tym, że Ziemię spotka zagłada. Mam wrażenie, że bardziej mu zależało na odnalezieniu swojego amuletu, niż uratowaniu świata. Z drugiej jednak strony, Devil May Cry bardzo fajnie bawi się samymi bohaterami sprawiając, że zmieniają swoje podejście w trakcie kolejnych odcinków. Dante pod koniec staje się bardziej zaangażowany oraz przejmuje się cierpieniem swoich przyjaciół, chociaż jednocześnie zachowuje swój pierwotny luz.

Zresztą nie sam Dante zmienia się w trakcie oglądania serialu. Całe nasze pojmowanie tego, co jest dobre, a co złe jest tutaj mocno testowane i to, co na początku wydaje się całkowicie czarno białe, szybko robi się bardzo szare, a wrogowie stają się sojusznikami. Tajemniczy Królik, który praktycznie do samego końca będzie bawił się widzem zadającym sobie pytanie, czy to Vergil czy jakiś inny bohater, jest fantastyczną postacią, na której animacja zdaje się bardziej skupiać, niż na samym Dantem. Nawet scena otwierająca serial jest właśnie o głównym złym i jego przygodach na Ziemi, które rozpoczyęły cykl niefortunnych zdarzeń. Oczywiście o tym, gdzie jest Vergil, zaginiony brat Dantego, który przez większość animacji jest uznawany za martwego, pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie.

Devil May Cry został stworzony tak, by jednocześnie nowi widzowie, jak i fani serii mogli czerpać z niego przyjemność. Serial posiada dziesiątki smaczków i uważny widz włączy pauzę podczas intra, by znaleźć tam znajome miecze, a także uśmiechnie się pod nosem, kiedy dowie się, że najgorsza robota jaką miał Dante, była w Racoon City. Jest to oczywiście miejsce akcji paru odsłon serii Resident Evil, innej kultowej gry od Capcom, a nawet paru animacji, czy też filmów które powstały w ostatnich dekadach. Nowi widzowie będą także zadowoleni, bo całość jest niezwykle spójna, a scenariusz został napisany z największą uwagą. Miałem czasami wrażenie, że parę elementów do siebie nie pasuje lub też pojawiają się niezależnie od znanych dla nas informacji, niemniej jednak na sam koniec byłem zadowolony z tego co widziałem.

Pod względem audiowizualnym Devil May Cry prezentuje się po prostu wyśmienicie. Przygrywająca muzyczka to dobrze nam znane kawałki Rage Against the Machine, a nawet piosenka od Evanescence specjalnie przygotowana na potrzeby serialu. W połączeniu z fantastycznie nagranymi dialogami oraz klimatycznymi scenami daje to naprawdę piorunujące wrażenie. Oglądanie rozbudowanej mimiki oraz gestykulacji Królika jest czasami nawet bardziej emocjonujące niż najgorętsza akcja w serialu, a ta także jest niesamowicie widowiskowa. Pojawia się nawet przerobiony utwór Devil Trigger, który namiętnie słucha każdy fan Devil May Cry 5.

Devil May Cry to całkowicie nowe otwarcie dla animacji na platformie Netflix, które spokojnie zasypie pustkę po wyeksploatowanej już Castlevanii. Niestety otrzymaliśmy tak naprawdę dwa filmy, a dokładnie 8 odcinków po około 25 – 30 minut każdy. Daje to nam więc ledwie 4 godziny show i teraz, drogi fanie, czekaj kolejne parę lat na następny sezon serialu. Pamiętacie czasy, kiedy nowe odcinki kreskówek były wydawane co tydzień? Co się stało, że dzisiaj twórcy są tacy leniwi i niekonsekwentni. Niestety pozostało nam jedynie czekać na kolejny sezon tego małego arcydzieła, które na pewno obejrzę.

Poprzednio Cła nałożone przez Trumpa mogą być barierą nie do przebicia dla Nintendo Switch 2?
Następny Nowe gry w katalogu Playstation Plus w Kwietniu 2025