Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych staje przed jedną z najważniejszych decyzji dotyczących odpowiedzialności prawnej dostawców internetu w historii cyfrowej gospodarki. Stawką są miliardy dolarów oraz przyszłość tego, w jaki sposób operatorzy tacy jak Sony Music Entertainment i inne wytwórnie będą mogły egzekwować prawa autorskie w sieci. Sprawa, która trafiła przed najwyższy organ sądowniczy, dotyczy tego, czy dostawcy internetu mogą być zobowiązani do odcinania użytkownikom dostępu do sieci za rzekome piractwo, nawet jeśli opiera się ono wyłącznie na powiązaniu naruszenia z adresem IP i niezweryfikowanych zgłoszeniach od firm monitorujących. To pierwszy raz od lat, gdy kwestia praw autorskich, dostępu do internetu oraz odpowiedzialności pośredników ponownie znalazła się w centrum amerykańskiej debaty.
Spór rozpoczął się, kiedy największe wytwórnie muzyczne, w tym Sony Music Entertainment, Warner czy Universal, oskarżyły Cox Communications – jednego z największych prywatnych dostawców internetu w USA – o świadome ignorowanie masowego łamania praw autorskich przez jego klientów. W 2019 roku federalna ława przysięgłych przyznała wytwórniom rekordowy miliard dolarów odszkodowania, uznając, że firma „materialnie przyczyniła się” do naruszeń praw autorskich, nie reagując na powtarzające się zgłoszenia piractwa. Cox miał nie tylko ignorować tysiące powiadomień, ale również unikać procedury odłączania użytkowników, aby nie tracić klientów. Wewnętrzna korespondencja firmy, ujawniona podczas procesu, pokazywała lekceważące podejście pracowników do obowiązków wynikających z ustawy DMCA, co tylko wzmocniło argumenty branży muzycznej.

Mimo to decyzja o odszkodowaniu została unieważniona przez Sąd Apelacyjny Czwartego Okręgu, który nakazał ponowne rozpatrzenie kwestii wysokości kary finansowej. Pozostawiono jednak w mocy kluczowy element werdyktu: dostawca internetu może ponosić odpowiedzialność za naruszenia praw autorskich swoich użytkowników. To właśnie ten punkt stał się przedmiotem odwołania Cox, które trafiło pod obrady Sądu Najwyższego. Firma argumentuje, że nie można nakładać na dostawców internetu odpowiedzialności za działania użytkowników bez wykazania aktywnego udziału lub zachęcania do piractwa. Sam brak reakcji na zgłoszenia, według Cox, nie powinien być wystarczający, by przypisać firmie winę.
Ten tok rozumowania zyskał nieoczekiwanie szerokie grono sojuszników. Po stronie Cox opowiedziało się Departament Sprawiedliwości, Google, X, organizacje broniące praw obywatelskich oraz ACLU. W przyjętych stanowiskach podkreślają oni, że zmuszenie dostawców internetu do automatycznego odcinania użytkowników od sieci groziłoby nadużyciami, a przede wszystkim – uderzałoby w podstawowe prawo dostępu do informacji. Z jednej strony każde zgłoszenie piractwa bazuje wyłącznie na adresie IP, który może zostać użyty przez wiele osób w jednym gospodarstwie domowym, firmie, szpitalu, akademiku czy nawet przez sąsiada korzystającego z niechronionego Wi-Fi. Z drugiej strony, wymóg natychmiastowego odcięcia internetu mógłby doprowadzić do nieodwracalnych szkód – od przerwania pracy zdalnej, przez zagrożenie funkcjonowania całych instytucji, po odcięcie dostępu do edukacji i usług publicznych.
Branża muzyczna stanowczo odrzuca te argumenty jako „straszenie konsekwencjami”. Organizacje reprezentujące twórców i wytwórnie twierdzą, że Cox przez lata ignorował zgłoszenia i nie wdrożył podstawowych mechanizmów, które są standardem w innych firmach: systemów stopniowanych ostrzeżeń, tymczasowych blokad, a w ostateczności kontroli kont świadomie łamiących prawo. Według ich danych ponad jedna piąta ruchu wychodzącego z sieci Cox wiązała się z nielegalnym udostępnianiem treści, co czyniło firmę jednym z głównych źródeł szkód dla branży. W ocenie wytwórni, jeśli Sąd Najwyższy nie potwierdzi odpowiedzialności ISP za brak reakcji na piractwo, walka z naruszeniami praw autorskich stanie się niemal niemożliwa.
Rozstrzygnięcie sprawy może zatem wywołać efekt domina. Jeśli Sąd Najwyższy uzna, że dostawcy internetu nie ponoszą odpowiedzialności za brak reakcji na naruszenia, branża muzyczna i filmowa stanie przed jeszcze większym wyzwaniem w egzekwowaniu praw autorskich w dobie globalnej dystrybucji cyfrowej, sztucznej inteligencji oraz usług streamingowych. Z kolei jeśli wyrok potwierdzi linię orzecznictwa sądu apelacyjnego, operatorzy internetowi w całym kraju mogą zostać zmuszeni do zaostrzenia polityki wobec użytkowników, większego nadzoru nad ruchem sieciowym i wprowadzenia drastycznych procedur odłączania dostępu do internetu.

Niezależnie od wyniku, sprawa ta wyznaczy kierunek dla przyszłych sporów dotyczących odpowiedzialności pośredników internetowych – od usług chmurowych, przez operatorów sieci, aż po platformy społecznościowe, które od lat balansują między ochroną praw autorskich a wolnością użytkowników. To także moment, który może odmienić zasady funkcjonowania internetu w USA i poza nimi, definiując granice ingerencji firm prywatnych w aktywność użytkowników oraz standardy dowodowe w sprawach dotyczących cyfrowych naruszeń. Decyzja Sądu Najwyższego spodziewana jest do czerwca 2026 roku, a poniedziałkowa rozprawa dostarczy pierwszych wskazówek, w którą stronę skłaniają się sędziowie. Stawką jest nie tylko sposób walki z piractwem, lecz także fundamentalne pytanie: gdzie kończy się odpowiedzialność dostawcy, a zaczyna wolność użytkownika korzystającego z internetu w nowoczesnym społeczeństwie.



