Eternal Strands źle się zaczyna i już na samym początku miałem wrażenie, że chyba się pomyliłem decydując się na recenzję tej gry. Całe szczęście, że spędziłem z nią trochę więcej czasu i szczerze mówiąc, ciężko się jest od niej teraz oderwać. O co więc chodzi z Eternal Strands? Zapraszam do recenzji!
Trochę się śmiałem podczas tworzenia recenzji Eternal Strands, ponieważ za grę odpowiadają, jak to się chwalą twórcy, weterani ze studia Bioware. Nie muszę tłumaczyć, że Bioware od lat nie zrobił gry tak dobrej jak Dragon Age czy też Mass Effect i nawet nie wspominamy o Neverwinter Nights czy też Baldur’s Gate 2. Możliwe, że Ci ludzie odeszli gdzieś indziej i szybciej bym widział ich smykałkę przy cudownym Baldur’s Gate 3, niż Eternal Strands. Możliwe więc, że przy grze pracowali byli pracownicy Bioware, ale na pewno nie byli to czempioni oraz wirtuozi tworzenia gier wideo, chociaż wśród imion i nazwisk twórców można znaleźć między innymi reżysera pierwszej odsłony Dragon Age. Nie powinno być więc tak źle, prawda?
Dlaczego tak gorzko zaczynam tą recenzję? Bo Eternal Strands nie wie czym chce być. Wcielamy się tutaj w pewną adeptkę magiczną, która wraz ze swoją brygadą wyrusza odkrywać dawno zapomniane miasto pełne magii. Gra zaczyna się mocno fabularnie i ma znamiona trzecio osobowej gry RPG. Są tutaj barwne postacie, ciekawe dialogi czy też różne oskryptowane sytuacje. Szybko się jednak okazuje, że w obozie o ile możemy prowadzić dialogi z bohaterami, to to jakie opcje dialogowe wybierzemy nie ma żadnego znaczenia. Nie jest więc to gra RPG z punktu widzenia fabularnego. Powiem nawet więcej – przez całą grę nie będziecie musieli nawet zamienić jednego słowa z bohaterami, którzy grzecznie będą czekać na nas w bazie i nic nie stracicie. Zwłaszcza, że pojawią się też infantylne dialogi pełne romansowania bohaterów, co totalnie do mnie nie przemawia, ale to już kwestia gustu. No i gra nie ma polskiej wersji językowej, więc tym bardziej nie chciało mi się słuchać wypocin bohaterów.
Z rozgrywką jest już znacznie lepiej. Po dwóch lub trzech godzinach gry będziemy już wiedzieć o co tutaj chodzi i okaże się, że Eternal Strands to tak naprawdę kopia gier w stylu Monster Hunter. Naszym zadaniem będzie wyruszanie na kolejne wypady do różnych lokacji, gdzie kręci się jakiś potwór. Pokonywanie potworów jest tutaj potrzebne, by zdobyć materiały oraz ulepszyć nasze zaklęcia. O ile jednak w serii Monster Hunter całe mapy są podporządkowane polowaniem i wykorzystaniu ekosystemu, tutaj stwory są jedynie dodatkiem, a naszym zadaniem będzie też odkrywanie sekretów świata. Schematy zdobywamy podczas eksploracji, a by zdobyć więcej informacji o lokalizacji, musimy znaleźć pozostałości po mieszkańcach, które opowiadają nam historie gry. Ten element fabularny jest ciekawszy niż historie opowiadane przez bohaterów w naszej bazie wypadowej. Wczytując się w opisy dowiemy się więcej o katastrofie która tutaj się wydarzyła oraz tajemniczych stworach, na które polujemy.
Gra posiada szereg elementów, które sprawiają, że nie będziesz się nudzić podczas zwiedzania. Pojawia się system dnia i nocy, a wydarzenia pogodowe mogą zmienić całe mapy. Do tego gra posiada zaawansowane mechaniki związane z ogniem i lodem, jedynymi żywiołami, na które możemy budować odporność w naszym ekwipunku. Początkowo wydawało mi się to strasznym lenistwem, bo po co dawać tylko dwa statusy, ale okazało się, że w zasadzie cała gra kręci się wokół tego. Przykładowo już na drugiej mapie jedna z wiosek jest w tajemniczy sposób zamrożona. Możemy wybrać jak chcemy ją zwiedzać – wypić miksturkę dającą nam na 5 minut odporność na lód, chodzić z aktywnym zaklęciem ognistego podmuchu by rozmrażać okolicę, czy też stworzyć sprzęt z odpowiednio wysoką odpornością na lód. Co ciekawe, jedno z wydarzeń pogodowych to skwar, który sprawia, że miasto jest wolne od lodu i możemy je swobodnie eksplorować. Z lodem i ogniem związane są sekrety, walki z bossami czy też zwykłymi potworkami. Ogniem ładnie spalimy wilka, ale nie zostawi po sobie żadnych materiałów, a ognista pszczoła może zostać zamrożona na kostkę lodu, co da nam wzmocnione materiały. Niektóre mechaniki dają nam łatwe zwycięstwo, inne lepsze materiały, a czasami to i to. I odkrywanie tego jest naprawdę super.
Kolejnym elementem, który pochwalę jest system craftingu. Twórcy wyciągnęli tutaj rękę do gracza i w zasadzie możemy dowolnie wymieniać materiały, których używamy do tworzenia przedmiotów. Jeżeli na początku gry stworzymy jakiś przedmiot, który nam się podoba (bo na przykład interesujące wzmocnienie) to potem możemy go wzmocnić po prostu wymieniając jedne surowce na inne. Wymiana następuje w stosunku 1:1 czyli możemy dowolnie eksperymentować z surowcami, które mamy. A nadmiar przeznaczamy na ulepszenie bazy. To jedyna rzecz, którą Eternal Strands robi naprawdę lepiej od klasycznego Monster Huntera. Możemy tutaj swobodnie tworzyć bronie i pancerze, eksperymentować i wyciągać własne wnioski.
Polowanie na potwory w Eternal Strands nie jest tak naprawdę polowaniem, a po prostu walką z bossem. Świat, o ile ciekawie się eksploruje, to prawie nigdy nie daje nam możliwości wykorzystania otoczenia do walki. Naszym zadaniem jest niszczenie różnych części ciała potwora i odnalezienia specjalnego punktu, gdzie możemy dokonać ostatecznego uderzenia. Potwora możemy też zaszlachtować tradycyjnie, ale zazwyczaj jest to gorsza opcja, bo nie zawsze uda nam się potem ulepszyć zaklęcia. By odkryć czuły punkt musimy eksperymentować, lub zabić potwora chociaż raz tradycyjnie, dzięki czemu odblokujemy wpis w kodeksie, który po przeczytaniu da nam podpowiedź, jak znaleźć czułe miejsce stwora. Przykładowo drugi boss, czyli klasyczny ziejący ogniem smok, pokazuje swój punkt tylko w momencie lotu kiedy uszkodzimy jedno jego skrzydło. W kodeksie dowiemy się, że smok wpadnie w panikę, kiedy odrąbiemy jego rogi, więc już mniej więcej wiemy co mamy zrobić. Na potwory się wspinamy, ale nie jest to zbyt transparentny system. Niektóre z bestii mają dużo krzywizn, przez co nawigacja na nich jest naprawdę trudna i frustrująca.
Nikt nigdy nie skopiował kultowej serii Monster Hunter dobrze i w zasadzie jest to gatunek sam dla siebie i dla swojej serii Monster Hunter. Wild Hearts był niezły, Eternal Strands też jest niezły, ale i tak dalej Monster Hunter jest najlepszy. Jeżeli za grę naprawdę odpowiadali byli mistrzowie z Bioware, to powinni skupić się na stworzeniu gry fabularnej podobnej do kultowych gier za którymi tęsknimy i o których wspominałem na początku recenzji. A porywanie się z motyką na słońce i to w miesiącu, kiedy wychodzi Monster Hunter: Wilds jest po prostu głupim posunięciem. Eternal Strands jest grą dobrą, miło mi się w nią grało i chętnie ją ukończyłem. I w zasadzie tyle, jest to kolejna gierka, która wyląduje za jakiś czas w Playstation Plusie, a i tak wtedy będziesz wolał zagrać w Monster Hunter: World, jeżeli te posiadasz w swojej bibliotece. Doceniam pomysłowość twórców oraz parę naprawdę fajnych pomysłów, ale mimo to, wyszedł po prostu średniak ponieważ wszystkich nas Capcom przyzwyczaił do naprawdę wysokiej jakości swojej serii Monster Hunter. I z tym nie da się wygrać.
Podsumowanie
Pros
- Fantastyczny system craftingu dający niesamowitą swobodę
- Magia dająca dużo zabawy, chociaż ich potencjał musi się rozwinąć w grze
- Dobrze zaprojektowane mapy pełen sekretów i smaczków
- Różne mechaniki świata związane z temperaturą
Cons
- Problem z tożsamością gry
- Słaby początek
Brak komentarzy