Halo Infinite to kontynuacja jednej z najbardziej kultowych serii gier na konsole xbox oraz okazjonalnie także na PC. Znowu wcielamy się w Master Chiefa, spartanina, który jako jedyny może obronić ludzkość przed zagładą. Tym razem jego przygody odbywać się będą jednak w ramach otwartego świata, co stanowi dużą nowość dla serii.
Pierwszy problem, jaki miałem z Halo Infinite, to brak wstępu fabularnego, który w skrócie przedstawi historię Halo, podsumowując najważniejsze informacje i pozwalając graczom przypomnieć sobie historię świata gry oraz galaktycznych wojen między ludźmi, a przymierzem. Coś, co można było zobaczyć nawet w pobocznym Halo Wars, tutaj jest niedostępne. Dlatego czekało mnie porządne zdziwienie, kiedy dowiedziałem się, że Cortana jest zdrajcą, a ludzie walczą teraz z Wygnańcami, gdzie trzonem są potężne Bestie które po raz pierwszy pojawiły się w drugiej części Halo. Na drugiej części serii Hallo oraz pierwszej odsłonie Halo Wars moja wiedza o świecie się kończy, więc czeka mnie sporo zaległości, a sama historia gry, pomimo tego że jest najmocniejszym elementem Halo Infinite, dla mnie ma za dużo dziur fabularnych żeby czerpać z niej przyjemność. Halo Infinite ukończyłem na PC w ramach usługi Xbox Game Pass oraz recenzja będzie dotyczyła jedynie wersji gry single player.
Sama historia gry jest ciekawa, a przedstawiono ją za pomocą wielu przerywników filmowych zrobionych na silniku gry. Są świetne, dialogi są bardzo dobre, a stawiane przez grę wymagania podczas wykonywania misji fabularnych są nie raz oryginalne oraz wciągające. Czuć tutaj ducha Halo, który świeżo pamiętam z dwóch pierwszych odsłon i te zadania podobały mi się zdecydowanie najbardziej. Nie mogę jednak tego powiedzieć o pozostałych elementach gry, czyli głównie otwartym świecie, który może zły nie jest, ale wypada bardzo blado w porównaniu do innych gier z otwartym światem, zwłaszcza jeżeli weźmiemy na warsztat jakieś losowe Ubigame. Halo Zeta, czyli obiekt po którym będziemy się przemieszczać, w zdecydowanej mierze jest lasem poprzecinanym górami. Jest to także lokacja bardzo nieduża, ponieważ zamkniecie całej kampanii oraz zrobienie wszystkich kropek zajmie mniej niż 20 godzin i to nawet w momencie, kiedy nie będziemy się spieszyć. Większość kropek prezentuje się tak samo – znajdujemy ulepszenia pancerza, elementy ozdobne, parę baz wygnańców do zdobycia lub zniszczenia oraz grupy żołnierzy do uratowania. Czasami przyjdzie nam też zawalczyć z podrasowaną wersją któregoś z wrogów, by odblokować jego broń w naszej bazie.
Master Chief ma możliwość przywołania pojazdów do używania ich w walce, a w trakcie gry odblokujemy więcej różnych narzędzi zniszczenia. Do dyspozycji dostaniemy między innymi klasyczne Guźce czy też potężne Czołgi Skorpion. O ile jestem wielkim fanem dużych i potężnych czołgów, to w Halo Infinite nie sprawdzają się zbyt dobrze. Oprócz tego, że są bardzo powolne, więc przemieszczanie się za ich pomocą nie ma większego sensu, a do tego czołg nie jest w stanie poradzić sobie nawet z niewielkim wzniesieniem. Prawdziwym jednak wrogiem czołgów są drzewa, których nie da się zniszczyć. Są prawdopodobnie stworzone z jakiegoś międzygalaktycznego niezniszczalnego metalu zdolnego powstrzymać uderzenie najpotężniejszych broni. Jeżeli któraś z frakcji znajdzie sposób na pozyskanie tego surowca – biada jego przeciwnikom. Żarty żartami, ale każdy szanujący swój czas gracz w połowie gry będzie używać do transportu latającego myśliwca Osa. Zwłaszcza że otwarty świat Halo Zeta cechuje się przede wszystkim wcześniej wspomnianą monotonią. Halo Infinite bardziej skorzystałoby na większej liczbie misji kampanii, niż na otwartym świecie, który jest nudnym przedłużeniem całości i stawia grę w niekorzystnym konflikcie w stosunku do lepiej rozumiejącej temat otwartych światów konkurencji. No i nie można powtarzać misji, nawet pomimo tego, że odpowiednie znaczniki są na mapie. Po prostu nie i koniec, jeżeli zapomnicie jakiś znajdziek w czasie misji fabularnych to musicie rozpoczynać grę od początku.
Halo Infinite na pewno nie zostanie przeze mnie zapamiętane dzięki otwartemu światu. W mojej pamięci zostanie zapisane dzięki fantastycznemu strzelanku oraz mobilności jaką zyskał Master Chief dzięki lince z wciągnikiem. Te proste narzędzie dodaje niesamowitej mobilności dla Mistrza Szefa, pozwala błyskawicznie wspinać się na wysokie kondygnacje, przyciągać do siebie upuszczone przez wrogów bronie czy też wybuchające beczki. Master Chief wykorzysta linkę do szybkiego porwania pojazdu wroga lub też nawet docierania do niedostępnych terenów oraz uciekania z niebezpieczeństwa. Jest to strzał w dziesiątkę, gdyż przez specyficzną dynamikę Halo, która wymaga od nas regularnego zmieniania broni, daje niesamowitą frajdę. Dalej posiadamy jedynie dwie bronie w ekwipunku oraz parę różnych granatów. Dodatkowo z czasem odblokujemy różne gadżety jak skaner terenu lub też przenośna bariera (bardzo skuteczna na wrogów walczących w zwarciu). Master Chief teraz zachowuje się w walce jak Doom Slayer, skacze, przemieszcza się błyskawicznie po polu bitwy oraz atakuje z niemożliwych kątów zachodząc wrogów z flanki. Po co nam czołg, skoro mamy linkę?
Halo Infinite tradycyjnie dla poprzednich części posiada niesamowity soundtrack, który lubię słuchać sobie nawet po za grą. Graficznie jednak gra nie wygląda zbyt dobrze, w porównaniu do np. Cyberpunk 2077 wypada nawet bardzo słabo. Przykład Cyberpunka podaję nie bez powodu, gdyż tego ukończyłem na najwyższych detalach na żywo na naszym kanale, podczas gdy w Halo Infinite dam radę grać płynnie jedynie na wysokich. Do tego gra uruchamia się strasznie długo – najpierw czekamy 30 sekund do minuty na uruchomienie gry, potem musimy dociągnąć kampanię jeżeli tego nie zrobiliście wcześniej, co jest w sumie zabawne bo w launcherze Xboxa wybrałem ewidentnie do pobrania samą kampanię. Następnie musi zostać wczytana mapa i kiedy mapa się wczyta, to znowu czekamy kilkanaście sekund na wczytanie gry po raz kolejny. Optymalizacja leży i gra pomimo tego, że wygląda tak sobie, wykorzystuje monstrualne zasoby komputera, który zdążyłem nawet ulepszyć od moich przygód z Cyberpunkiem i został np. powiększony RAM. Ah i gra lubi się wysypać bez powodu lub też zawiesić. Tak po prostu, idziemy sobie albo jedziemy i nagle bah i mamy ekran windowsa przed nosem.
Miałem olbrzymie oczekiwania wobec Halo Infinite, niestety otrzymałem zaskakująco średni tytuł. Grę, która przyciąga za pomocą fantastycznej, chociaż źle wprowadzonej kampanii fabularnej oraz świetnego strzelania. Przemieszczanie się oraz eksploracja Zeta Halo jednak jest procederem nudnym i szybko łapiemy się na potrzebie jedynie kolejnego zaliczania kropek. Do tego problemy ze stabilnością oraz optymalizacja będąca kpiną z graczy także pokazuje, że twórcy w procesie produkcji kampanii nie zadali sobie wielu ważnych pytań, co tylko kompromituje tak duże i doświadczone studio, które od lat dostarcza nam gry z serii Halo, które potrafiły ustalać trendy w wirtualnej rozgrywce.
Podsumowanie
Pros
- Świetne dialogi oraz postacie
- Podobnie jak w poprzednich grach serii - jeden z najlepszych soundtracków w historii gier
- Niesamowita mobilność Master Chiefa dzięki lince
- Strzelanko to prawdziwy teatr destrukcji - tyle możliwości niszczenia, a tylko dwie bronie w ekwipunku
Cons
- Problemy z utrzymaniem klatek na mocnym sprzęcie, długie ładowanie, a sama gra nie wygląda tak dobrze jak nowe strzelanki
- Przejście w otwarty świat obdziera Halo z jego unikalności
- Brak odpowiedniego wstępu fabularnego dla osób, które chciałyby przypomnieć sobie historię lub jej nie znają
- Brak możliwości powtarzania misji fabularnych
Brak komentarzy