House of the Dragon jest prequelem do Gry o Tron. Opowiada pokręconą historię Domu Targaryen pełną intryg, kłótni i krwi. Od ponad miesiąca mamy okazję oglądać serial na HBO Max, jednak wrażenia po kolejnych odcinkach bywają skrajnie różne. Jak było po siódmym odcinku?
Jeśli ostatni odcinek House of the Dragon był dla Was drastyczny lub zwyczajnie obrzydliwy, w tym tygodniu nie mam dla was najlepszej wiadomości. Co prawda, nie będzie w nim morza krwi po porodach, ani szczegółowych, fizjologicznych dźwięków towarzyszących tej czynności, jednak tym razem na widzów czekał dosadny obraz śmierci w tragicznych okolicznościach, wiele szczegółowo zobrazowanych ran i niewielkie morze krwi. Całość jest do zniesienia, ale to pewnie zależy od osobistej wrażliwości. Jeden z moich znajomych zarzucił serialowi, że wiele jego fragmentów jest zbytecznie ohydnych – zwłaszcza w momentach, w których nie ma takiej potrzeby. Są sceny, gdzie dobitność wydaje się być przerysowana i faktycznie wrzucona jakby na siłę, tylko by pokazać że *tak można*.
Targaryenowie i Velaryonowie zaliczają kolejny zjazd rodzinny, jednak tym razem w zupełnie innych okolicznościach niż znamy z szóstego odcinka. Wszyscy zbierają się w Driftmarku, na pogrzebie niedawno zmarłej, w czasie porodu, Laeny, małżonki Dameona. Nie wiem jak wyglądają wasze rodzinne spotkania, ale w tych rodach kończą się one kłótnią, uknuciem intrygi, masą krwi i czyjąś śmiercią. Tym razem nie mogło być inaczej. Aby osłodzić nadchodzącą tragedię, mieliśmy okazję podglądać intymne spotkanie Rhaenyry z dawno niewidzianym wujkiem. Kiedy oni oddawali się rozkoszy na plaży, w murach rozgrywały się niemałe dramaty.
Ale cóż to była za kłótnia! Prawie jak w przedszkolu! Do ringu stanęło potomstwo Rhaenyry, potomstwo Daemona oraz młodszy syn Króla. Spór wywiązał się o ogromnego smoka, który pozostawiła po sobie Laena i o to, czy młody Aemond słusznie przejął tego smoka. Kuzynostwo staje przeciwko sobie i wskutek szamotaniny królewski syn traci oko. Spór przenosi się teraz na dorosłych. Prawie wychodzi na jaw, że to Alicent otwarcie nazywa dzieci Rhaenyry bękartami. Cała sala (z wyjątkiem króla oczywiście) połapała się w zeznaniach chłopca. Królowej nie pozostało już nic, tylko zażądać wymiany oko za oko a kiedy i to się jej nie udaje, rzuca się na dawną przyjaciółkę z nożem i rani ją. Ostatecznie zarówno syn, jaki i zaliczający comeback Otto Hightower, zdołają przekonać wrzeszczącą Królową, że zdobycie smoka jest warte straty oka, nawet tysiąca oczu.
Jak wiadomo od jakiegoś czasu, tam gdzie spotykają się obecna królowa i następczyni tronu, tam atmosfera się zagęszcza. Alicent i Rhaenyra podzieliły nastroje na królewskim dworze i wydaje mi się, że do pewnego momentu to ta pierwsze wychodziła z potyczki zwycięsko. Córka króla ma za to jednego, głównego sojusznika, który nie widzi problemu w całej spornej sytuacji (tutaj mam na myśli brązowe włosy potomstwa księżniczki, jak wiadomo z nieprawego łoża). Viserys albo udaje kompletnego debila, albo przestało mu zależeć na budowaniu swojej pozycji, albo po prostu kocha córkę na tyle, by negować jej bękarcie dzieci. Ostatecznie, w czasie nowo wywiązanej kłótni, wykazuje się prawdziwą miłością i pokazuje swoje władcze karty nakazując zebranym zaakceptowanie Targaryenowości wspomnianego potomstwa.
Wszystko powyższe trzymało nas w napięciu, jednak to moment knucia intrygi wywołał u nas podejrzany uśmiech na twarzy i niepokojącą dozę ekscytacji. Dawno nie widziałam, żeby mój mąż cieszył się tak przy oglądaniu serialu. Po wspólnym, miło spędzonym czasie na plaży księżniczka Rhaenyra i Daemon wyznają sobie uczucia i planują ślub. Jedno i drugie doskonale wie, że wówczas nikt nie odważy się podważyć ich pozycji po śmierci Króla. Problemem jest jednak obecny małżonek królewny, aczkolwiek sam niedawno proponował ucieczkę do morza, więc problem rozwiązał się nijako sam. Atakuje go więc jego kochanek i pozorują śmierć w kominku. Naturalnie, Rhaenys i Lord Corlys są wstrząśnięci stratą drugiego już dziecka i pogrążają się w rozpaczy. Tylko cztery osoby wiedzą, że Laenor odpływa właśnie ze swoim kochankiem z Driftmarku. Misternie uknuta intryga idealnie zakończyła ten odcinek.
Do końca pierwszego sezonu House of the Dragon pozostały już tylko trzy odcinki. Do tego tygodnia miałam wrażenie, że stale poznajemy bohaterów produkcji, podążamy ich ścieżkami i próbujemy przeżyć ich rzeczywistość. Wydaje mi się, że zbytnio się to przedłużało, kosztem intensywnej akcji. W tym tygodniu karty się odwróciły i czuję, że stawiamy kolejny krok ku Tańcowi Smoków. Szkoda. bo wydaje mi się, że jednak zbyt późno. Mam nadzieję, iż najbliższe tygodnie przyniosą jeszcze więcej ekscytujących, próbujących wbić w fotel momentów, których oczekiwaliśmy od samego początku.
Jestem pewna, że do Tańca Smoków w pełnej krasie nie doczekamy w tym sezonie, jednak nagrania drugiego mają rozpocząć się wiosną przyszłego roku. Mimo, że House of the Dragon nie jest perfekcyjną produkcją, od ponad miesiąca moje poniedziałki bywają milsze 😉
W zeszłym tygodniu: Serial House of the Dragon – odcinek 6 – pot, krew i łzy
Zwiastun serialu: tutaj
Brak komentarzy