Iluzja 3 – recenzja filmu – miraż dobrej zabawy?


iluzja 3

Iluzja 3 właśnie weszła do kin! Czy warto obejrzeć ten film?

Iluzja 3, w brzmieniu oryginalnym Now You See Me: Now You Don’t, to taki film, który z jednej strony udaje, że jest tylko kolejną częścią znanej serii o Robin Hoodach – iluzjonistach, a z drugiej bardzo wyraźnie próbuje zacząć wszystko od nowa. Trójka w tytule aż się o to prosi, ale zamiast klasycznych Jeźdźców dostajemy coś w rodzaju pół kontynuacji, pół reboota, ze starą ekipą i nową generacją magików, która ma powoli przejmować stery. I, ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, to wszystko… w dużej mierze działa. Z zastrzeżeniami, ale działa.

Iluzja 3

Fabularnie jest dość prosto, jak na serię, która zawsze miała ambicje wyglądać sprytniej, niż faktycznie była. Mija dekada (co wielokrotnie zostało podkreślone) od poprzedniego filmu. Czterech Jeźdźców dawno poszło swoimi drogami, Oko jakby zniknęło z horyzontu, a świat zdążył zapomnieć o grupie magików – mścicieli. Na scenę wchodzi nowa trójka: Bosco, June i Charlie, czyli młodzi iluzjoniści z obsesją na punkcie sprawiedliwości społecznej, działający w klimacie magia + aktywizm + nienawiść do krypto. Podszywają się pod Jeźdźców, robią widowiskowy skok na kryptooszustów, rozdają kasę publiczności i generalnie bawią się w Robin Hoodów 2.0.

Szybko okazuje się, że ktoś patrzy. Na ich drodze staje J. Daniel Atlas, który z jednej strony jest oburzony podrabianiem marki osobistej, a z drugiej, oczywiście, składa im propozycję nie do odrzucenia. Warto też wspomnieć, że Atlas przez dekadę nie zmienił się ani trochę – dalej jest irytującym burakiem z nadmuchanym ego. Kiedy dostaje tajemniczą kartę tarota od Oka, trop prowadzi go do gigantycznego diamentu w Antwerpii, a do nowego skoku przydałaby się świeża krew. I tak młodzi magicy lądują w samym środku większej intrygi, w której biorą udział także starzy znajomi: Merritt, Jack, Henley, Lula, a nawet Thaddeus (oczywiście powracający Morgan Freeman).

Jeśli jednak miałabym wskazać miejsce, w którym Iluzja 3 wyraźnie traci to, co zawsze było jego znakiem rozpoznawczym, to jest to sam aspekt magii. Tu naprawdę czuć, że ktoś w pewnym momencie stwierdził, że escape roomy są modne i trzeba uwzględnić je przez pół filmu. Sekwencja w francuskim pałacyku – labiryncie, z odwróconymi pokojami, ukrytymi mechanizmami, zagadkami i lustrzanymi korytarzami, jest z początku bardzo efektowna, ale po jakimś czasie miałam wrażenie, że oglądam wysokobudżetową reklamę sieci escape roomów, a nie film o iluzjonistach. Te sceny są wizualnie fajne, ale fabularnie rozciągnięte i za mało magiczne w duchu serii. Rozwiązujesz łamigłówkę, przesuwasz dźwignię, otwiera się przejście… to nie jest ten sam rodzaj frajdy, co patrzenie, jak ktoś manipuluje percepcją widowni.

Podobnie jest z końcówką. Jak na serię, która zawsze była o tym, że to, co widzisz, to tylko wierzchołek całego góry, tutaj zakończenie jest bardzo przewidywalne. Do końca seansu liczyłam, że Iluzja 3 mnie zaskoczy, ale niestety – czułam się, jakbym jadła odgrzewanego kotleta. Gdy przyszło do wielkiego odsłonięcia kart (dosłownie i w przenośni), nie tyle zostałam zaskoczona, ile raczej przyjemnie utwierdzona w tym, że dobrze zgadłam.  Nie zrozumcie źle – całkiem nieźle się przy filmie bawiłam, bo montaż, muzyka i ten rytuał „tłumaczenia iluzji” wciąż robią swoje. Po prostu zabrakło tego momentu, w którym w kinie zbiorowo opadają szczęki.

Iluzja 3

Lubię pierwszą część serii, drugą… toleruję, więc ciekawa byłam wielkiego powrotu po prawie dziesięciu latach. Tym bardziej, że od pierwszych scen w Bushwick, z hologramowymi Jeźdźcami i publicznością reagującą jak na rockowy koncert, miałam wrażenie, że film desperacko próbuje być na czasie. Zatrudniono oczywiście Gen Z (jako element… żartu?), poruszono trochę ich stosunek do sprawiedliwości społecznej, uwzględniono dramaty krypto, wspomniano o współczesnych memach… Na początku zastanawiałam się kiedy Iluzja 3 wywoła u mnie ciary żenady, ale na szczęście… nie było tak źle.

Dlaczego? Bo największą siłą franczyzy są nadal aktorzy. Eisenberg wraca w trybie kontrolującego bufona i chyba jeszcze nigdy Atlas nie był tak bardzo wkurzającym typem. Jego ostre dialogi, prztyczki w nos innych magików, szczególnie w rozmowach z Veroniką, działają jednak świetnie (muszę to przyznać). Reszta starej ekipy może nie ma aż tyle do roboty, ale kiedy już są na ekranie razem, magia (głównie ta między bohaterami) wraca. Ich wspólne sceny przypominają mi, za co polubiłam pierwszy film.

Nowa generacja wypada różnie, ale ogólnie na plus. Bosco, June i Charlie, który jest trochę łącznikiem między „starym” a „nowym” pokoleniem, tworzą całkiem wiarygodną małą rodzinę. Najlepiej wypadają momenty, kiedy dosłownie zderzają się z oryginalnymi Jeźdźcami. Międzypokoleniowe przekomarzanki były śmieszne, a ostatecznie wszyscy wyciągnęli z tego spotkania jakiś wniosek. Ten film trochę jest jak duża, błyszcząca iluzja (hehe) – im bardziej postacie są teatralne, tym lepiej wszystko gra.

Iluzja 3

Czy film ma wady? Oczywiście. Momentami scenariusz jest tak naszpikowany tłumaczeniami kto co zrobił, kiedy i dlaczego, że miałam ochotę poprosić o krótką przerwę i tablicę, żeby to rozrysować. Niektóre dialogi brzmią jak z przecenionej reklamy banku, która próbuje udawać mema. I tak, zgadzam się z zarzutem, że bywa więcej gadania o magii niż samej magii.

Ale jednocześnie… wyszłam z kina w zaskakująco dobrym humorze. Może to kwestia tego, że nie oczekiwałam cudu, tylko solidnej rozrywki. Może to zasługa tego, że film jest zwyczajnie lekki. Nie próbuje udawać, że opowiada o czymś głębszym, niż sympatyczna iluzja sprawiedliwości.  Z perspektywy fanki pierwszej części mogę powiedzieć tak: to nie jest powrót do formy na poziomie WOW. To raczej taka dwugodzinna zapowiedź zmiany warty, ale przynajmniej miła dla oka.

Iluzja 3

Muszę też przyznać, że Iluzja 3 jest bardzo spójna. Wiadomo, że nie jest to śmiertelnie poważnie thriller, tylko lekko przegięta zabawa w kino gatunkowe: trochę akcji, trochę komedii, trochę kryminału, a do tego iluzje jako wisienka na torcie. Iluzja 3 ma pościgi, są głupie, ale efektowne sztuczki z samochodami, jest trochę parkouru (czasem aż zbyt umownego), ale nad wszystkim unosi się poczucie, że najbardziej liczy się chemia między bohaterami i ta przyjemna iluzja, że gramy w jednym zespole, ale i tak próbujemy się nawzajem przechytrzyć.

I właśnie to, paradoksalnie, przekonało mnie najbardziej. Widać bardzo wyraźnie, że studio chce mieć gotową nową generację Jeźdźców, bo oryginalna obsada po prostu się starzeje. I szczerze? Nie mam z tym problemu.

Zobacz też: Dlaczego K-popowe łowczynie demonów są tak popularne?

Poprzednio Anno 117: Pax Romana - Poradnik dla Początkujących - Najważniejsze rady do budowy imperium
To jest najnowszy artykuł.