Grając w Inkwizytora bardzo dobrze zrozumiałem, co miał na myśli autor pisząc, że Mordimer uśmiechnął się paskudnie. Twórcy doskonale wzięli z tego zdania lekcję i zaimplementowali je w grze. Dlaczego? Zapraszam do recenzji!
Skąd taki niecodzienny początek recenzji gry The Inquisitor? Zaraz wszystko Wam wyjaśnię, ale zacznijmy od początku. Znany wszystkim fanom polskiej fantastyki, Inkwizytor Jego Ekscelencji biskupa Hez-Hezronu, niejaki Mordimer Madderdin wyrusza do miasta Koenigstein, w którym podobno grasuje wampir. Oprócz klasycznego inkwizytorskiego śledztwa, nasz dzielny inkwizytor będzie odkrywać także i inne mroczne tajemnice tego miasta. Dokąd zaprowadzi jego droga? Powiem tylko, że zakończenie tej historii nie musi być takie jasne, jak na początku się wydaje. Historia to najmocniejszy atut gry The Inquisitor i muszę przyznać, że jest diabelnie wciągająca. Po bardzo kiepskim i nawet odpychającym początku złapałam się na tym, że z przyjemnością chłonąłem kolejne notatki oraz dialogi tylko po to, by odkryć następne tajemnice. A trzeba zwrócić uwagę, że przez większość czasu fabuła jest poprowadzona w taki sposób, że jesteśmy po prostu ciągnięci za rękę i mało tutaj typowej, detektywistycznej pracy. Oczywiście będziemy robić śledztwa, ale po spełnieniu kolejnych wymagań czy zebraniu dowodów, które zawsze leżą nam na drodze, Mordimer sam dojdzie do wymaganych wniosków. Zapomnijcie o szukaniu poszlak tak jak było to zrobione np. w Sinking City czy też w Alan Wake 2.
Sama rozgrywka polega na sterowaniu krokami dzielnego inkwizytora i kolejnym wykonywaniu zadań. Kamera jest ukazana z trzeciej osoby, a jeżeli chodzi o zadania, to przez większość czasu będziemy musieli biegać za snopem światła, który przedstawia kolejny cel na drodze naszego inkwizytora. Mam tutaj pewien zarzut do twórców, że nie dali nam zbyt wiele zadań dodatkowych czy też własnych sposobów na wykonywanie działań. W teorii mamy pewne wybory, które mogą kształtować inkwizytora i polegają one głównie na tym, czy będzie on bardziej służbistą, czy też bardziej człowiekiem. A jeżeli czytaliście książki Jacka Piekary to wiecie, że po Mordimerze nigdy nie można było się spodziewać, jak się zachowa. Czy te wybory znacząco wpływają na rozgrywkę? Nie odczułem tego, możliwe, że wpływają na otwieranie czy też zamykanie pewnych ścieżek dialogowych ale ani razu nie miałem wrażenia, by moje przeszłe wybory sprawiły że byłem z nich zadowolony lub też nie.
Inkwizytor to mieszanka różnych mechanik, które nie zawsze dobrze się tutaj zgrywają. Jest tutaj sporo etapów QTE, które są całkiem niezłe i w sumie twórcy mogli w pełni oprzeć na nich grę. Są też etapy z walką, która jest wyjątkowo słaba i niedopracowana. Często ataki, które na pewno trafiły wroga na ekranie, nie są traktowane przez grę jak trafienia i odwrotnie, atak który powinien spudłować, trafił. Jednym słowem, ten system jest niedopracowany i pełen dziur w projektowaniu i wydaje się, że został dodany w ostatniej chwili, zwłaszcza, że sceny walki pojawiają się w dziwnych momentach, nie zawsze wprowadzając jakiś sens dla samej fabuły i całość mogła zostać ograna ponownie jakąś sekwencją QTE lub zwykłym filmikiem. Ale gdyby tak było, The Inquisitor stałby się bardzo pusty, zagadki przecież są tu nieliczne, z przygodówką gra ma nie wiele wspólnego, bo przez większość czasu jesteśmy ciągnięci za rękę, więc co by zostało? Mam wrażenie, że przy projektowaniu gry parę razy mogła się zmieniać koncepcja lub też twórcy wpadali na kolejne genialne pomysły, ale nie wiedzieli jak je zaimplementować.
Bardzo jednak spodobały mi się etapy w nieświecie w The Inquisitor, do którego co jakiś czas Mordimer jest zmuszony się udać, by odnaleźć nowe poszlaki. Przenosi się on do innego świata, gdzie prawa fizyki przestają obowiązywać, a pojawiają się nowe mechaniki oraz umiejętności. Tutaj widać wyraźnie, że całość została zbudowana oddzielnie, czasami nawet w niewielkim tylko stopniu powiązana z grą. Zmienia się cała kolorystyka, obszar czy nawet grafika i model Mordimera który wydaje się nawet ładniejszy (na modelach postaci popastwimy się za chwilę). W nieświecie będziemy musieli odnaleźć specjalne punkty, które dadzą nam poszlaki potrzebne do odnalezienia prawdy. Po drodze jednak będzie się pojawiać tajemnicza potężna istota oraz jego pomioty, które będą próbowały nas zatrzymać. Jedynie modląc się Mordimer jest w miarę bezpieczny, ale modlić się możemy przez ograniczony czas i jeżeli za długo pozostaniemy w miejscu, to nawet modlitwa nas nie osłoni przed odkryciem. Do tego z czasem nauczymy się nowych umiejętności, które mogą nam pomóc przetrwać w tym strasznym świecie.
Jeżeli chodzi o oprawę audiowizualną, to jest ona bardzo nierówna. W The Inquisitor szczególnie rzucają się w oczy modele postaci, które są po prostu brzydkie, posiadają bardzo sztuczną mimikę oraz nie zachowują się naturalnie. Twarze są zrobione w sposób bardzo zły, a głowa Mordimera wydaje się za duża w proporcji do jego ciała. Natomiast każdy strażnik miejski to podobny tłuścioch o trochę zmienionych rysach twarzy. Coś tu poszło bardzo nie tak, zwłaszcza kiedy przyjrzymy się miastu Koenigstein czy też zwiedzanym obszarom. Tutaj nagle się okazuje, że miasto jest bardzo ładne, posiada liczne szczegóły, każdy dom jest inny i posiada dziesiątki małych detali. Wyrastająca trawa między kamieniami budującymi chodnik, zakrwawione ściany w komnatach kata czy też olśniewające przepychem ulice dzielnicy katedralnej. W The Inquisitor można zatonąć podziwiając uroki czy też brzydotę miasta i faktycznie wydaje się, jakby za modele postaci oraz kreację miasta odpowiadały dwa totalnie inne zespoły, które ze sobą się nie komunikowały by przyjąć wspólną wizję tego, jak ma prezentować się gra.
The Inquisitor to gra bardzo nierówna i mimo tego, że ukończyłem ją nawet z pewną przyjemnością, to po drodze dokuczało mi wiele elementów. Nie wspomniałem między innymi o regularnym błędzie na Playstation 5, który co godzinę wyrzucał mnie z gry i to w totalnie losowym momencie. Ale nie licząc tego problemu oraz wcześniej wspomnianej koślawej walki, The Inquisitor działa bardzo dobrze, nic się nie tnie i do tego olśniewa graficznie, jeżeli chodzi o wygląd miasta. Gra posiada też dobry dubbing, chociaż źle on się prezentuje przez modele postaci, które zdają się być wcale niezsynchronizowane z tym co mówią. Dużym plusem jest też Amelia, dziewczynka, która pomaga inkwizytorowi, ale pozostali bohaterowie niezależni są albo wcale nieangażujący i nie zapadający w pamięć, albo nawet frustrujący (no jeszcze warto pochwalić kata). Przeciwności stykają się w The Inquisitor na każdym obszarze i jest duża szansa, że twórcy przynajmniej załatają pewne błędy, ale sam rdzeń rozgrywki jest po prostu niekoniecznie dobrze zaprojektowany.
Klucz recenzencki w wersji na Playstation 5 gry The Inquisitor otrzymaliśmy The Dust. Dziękujemy!
Podsumowanie
Pros
- Architekturą miasta i pomieszczeń zajmowała się chyba inna osoba niż ta, która projektowała modele postaci
- Ciekawa i wciągająca historia
- Sporo smaczków ukrytych w świecie oraz ciekawe notatki
Cons
- Przez większość czasu gra prowadzi nas jak po sznurku
- Liczne błędy, w tym regularne wyrzucanie do systemu
- System walki po prostu nie działa
Brak komentarzy