How Does It Feel? od Jeneane O’Riley to elfickie romantasy – z pozoru książka idealna dla fanów gatunku. Ale czy faktycznie było tak idealnie? Zapraszam do recenzji!
How Does It Feel? zabiera nas w ekscytującą przygodę, w której wyprawa do lasu pewnej biolożki przybiera drastyczny obrót. Bohaterka książki natrafia na ukryty portal i trafia prosto w ramiona piekielnie przystojnego, a jednocześnie okrutnego księcia Fae. Wzięta za zabójczynię wysłaną do krainy elfów celem zabicia tegoż księcia, staje w obliczu niebezpieczeństwa – książę jest zarówno nią urzeczony, jak i zdeterminowany, by ją zabić. Rzuca kobiecie propozycję uczestnictwa w śmiertelnej rywalizacji – ma wygrać trzy próby a w zamian uzyskać wolność.
Callie jest oddaną badaczką, która poświeciła życie ochronie motyli. Od jakiegoś czasu mieszka w niewielkiej miejscowości, gdzie kompletnie pochłaniają ją badania. Od początku podobał mi się pomysł na główną bohaterkę – inteligentna, oddana pasji, totalnie geekowa. Problem szybko się zaczął, kiedy Callie zaczęła przejawiać zachowania przypisywane „pick me girl”. Nieustannie cierpiała bowiem w związku ze swoją doskonałością – była drobną blondynką o długich włosach i szczupłej talii. Po jakimś czasie to przekłamane samouwielbienie robiło się irytujące. Męczyło mnie to nieustanne skupienie na wyglądzie, zwłaszcza że przyćmiewało trochę wątki „naukowe”, które autorka próbowała wplatać. Z jednej strony bohaterka zachowywała się jak niedoceniana nastolatka, z drugiej pokazywała ogromną wiedzę na tematy biologiczne. To skupienie się na fizyczności wydaje się niepotrzebne, zwłaszcza że jest przedstawiana jako naukowiec, dla którego rzekomo priorytetem są zajęcia intelektualne. Drażniąca niekonsekwencja w jej rzekomym braku wulgaryzmów jeszcze bardziej osłabia tą postać.
Dalej też książka przejawiała niemałe sprzeczności – po tylu zdaniach, w którym Callie opowiadała o wymarzonym mikroskopie, potem zostawiła go w lesie? Grubymi nićmi szyte… Jako, że mówimy też o książce z gatunku romantasy, dodatkowo z motywem enemies to lovers, musiał pojawić się wątek miłosny. Całkowicie mogę zgodzić się z etapem „wrogów”, bo Mendax poddawał Callie okrutnym torturom, jednak etap „kochanków” był trochę od czapy. Nie było czuć chemii pomiędzy bohaterami, ni stąd ni zowąd dochodziło do zbliżeń i nie kupiłam tego zupełnie. How does it feel? próbuje napisać historię pięknej i bestii na nowo, ale w sposób mało przekonujący. Romans budował się gdzieś w tle, pojawiała się mała iskierka, która powinna przemienić się w ogień w następnej książce – wtedy byłaby bardziej autentyczna.
Mendax z kolei został przedstawiony jako typowy „bad boy” i wydawało mi się, że autorka zbyt mocno chciała zrobić z niego bohatera, o którym booktok mówi pieszczotliwie „shadow daddy”. W tym przypadku bohater też za bardzo nie wychodził poza granice fizyczności. Jego charakter spadł na drugi plan a po jakimś czasie nudziło mnie nieustanne opisywanie jego „rozpiętości skrzydeł” – osoby zainteresowane tematem mogą zrozumieć do czego dążę. Opisano go jako kompletnie pozbawionego emocji, jednak w niewytłumaczalny sposób zakochuje się w bohaterce po dwóch tygodniach, z których sporą część spędził na aktywnych próbach jej zabicia. Niezrozumiale, mimo że pochłonięty nienawiścią do ludzi, przyciąga go ten ludzki „pasożyt”, który zaatakował jego umysł.
Autorka niewątpliwie stworzyła niespotykaną historię. Miała świetny pomysł na zbudowania świata, fabułę, postacie. Zabrakło jednak nieco konsekwencji oraz dbałości o szczegóły. W How does it feel? brakuje tego czegoś, co wzniesie opowieść na wyższy poziom. Pierwsza połowa osadzona jest mocno w klimacie młodych dorosłych, pełna słońca i podkreślająca więź bohaterki ze zwierzętami, przypominającą księżniczkę Disneya. Przenosimy się wówczas do małego miasteczka w Michigan, gdzie Callie prowadzi badania naukowe na temat księżycówek.
Pobieżnie poznajemy jej niewielką grupę znajomych (sama za bardzo nie nazywa tych osób przyjaciółmi, ponieważ robaki są dla niej ważniejsze), bez większego zaangażowania odkrywamy niewielkie cząstki dorastania dziewczyny i pewne tragiczne wydarzenia z przyszłości, podobno tłumaczące jej „dziwność”. Wraz z pomocą nowego znajomego Earla, Callie natrafia na niesamowitą anomalię w lesie Willow Springs. Dostrzega tam wirujący wir ciem i idealny krąg śmiercionośnych anielskich grzybów. Naturalnie, wpada do niego i portal przenosi ją do niebezpiecznej krainy Fae.
Druga połowa książki jest nieco mroczniejsza, kompletnie przeciwstawia się nudnemu i cukierkowatemu życiu bohaterki, które opisane zostało do tej pory. Od tego czasu wraz z bohaterką doświadczamy każdego rodzaju przemocy, wspólnie cierpimy i boimy się. Tutaj muszę pogratulować autorce, ponieważ nie uważam się za osobę przesadnie wrażliwą, ale sceny okrucieństw, które dotknęły Callie pozostawiły pewien znak na mojej duszy. Momentami nawet ciężko czytało mi się o tej przemocy, co jest dosyć niespotykane po ilości dobrych kryminałów, które przeczytałam w swoim życiu.
Jak już wspomniałam, Callie jest zmuszona przejść serię prób, aby odzyskać na wolność. Jeśli jesteście fanami książek fantasy z motywem prób, muszę Was zaniepokoić – w tym przypadku testy, które przechodzi bohaterka są zepchnięte na dalszy tor. Zostały opisane pobieżnie, w kilku stronach. Nie są główną osią historii, nad czym nieco ubolewam. Dodatkowo, sposób odzyskania wolności nieustannie się zmienia. Na początku mają to być trzy próby, następnie Mendax ulega, zmieniając je na dwie. Potem Królowa – matka obraża się jak czterolatek i zarządza kolejną próbę, której wynik samodzielnie ustawia. Chwile wyzwań trzymają w napięciu, ale nieco za krótko jak na mój gust. Fajnie, że Callie mogła wykorzystać swój spryt i wiedzę. Pokazała też pewnie umiejętności, których w teorii nie powinna posiadać, co powinno zapalić w głowie pewne żarówki.
Niezaprzeczalnie, How does it feel? przejawia niedociągnięcia. Autorka niektóre rzeczy pozostawia niedopowiedziane, ale bez większego kontekstu. Część historii pozostaje niejasna, nawet dwuznaczna i samemu sobie trzeba wszystko zobrazować. A kiedy człowiek podejrzewa, że wszystko już zrozumiał, dochodzi do zakończenia. Szczerze powiem, że do tej pory nie wiem, czy plot twist mi się podobał, czy był bez sensu. Nie chcę zdradzać o co chodzi, jeśli ktoś jest przed lekturą, ale mam wewnętrzną sprzeczność:
- Możemy zaufać autorce, że pomiędzy słowami, gdzieś w tej dwuznaczności przekazała nam pewne okruszki informacji, albo
- Możemy wrócić do pewnych fragmentów książki aby poszukać odpowiedzi na zagadkę, jednak nie znaleźć ich tam, bo zwyczajnie nie zostały nigdzie zamieszczone.
Ostatecznie poczułam się miło zaskoczona na koniec, ale przy większych rozważaniach uważam, że zakończenie, mimo próby zwrotu akcji, wydaje się słabo połączone z ogólną narracją. Poznajemy bohaterkę jako kompletnie zwyczajną, nieświadomą tego przyciągania zwierząt a potem czytamy o umowie bohaterki z Królową Seelie. Znowu wracamy do braku konsekwencji autorki! Zakończenie pełne jest pytań bez odpowiedzi, ale prawdopodobnie właśnie dlatego mam ochotę sięgnąć po kontynuację tej opowieści – mimo wielu „ALE”. Czy wpadłam właśnie w pułapkę zastawioną przez Jeneane O’Riley? A i owszem.
How Does It Feel? to książka pełna sprzeczności. Można sobie przy niej gdybać, zastanawiać się na różnymi faktami i analizować pewne sceny. Autorka w poprawny sposób zabrała się za budowanie świata i stworzyła ciekawą mitologię Fae. Oczekuję, że w dalszej części zostaną naprawione kwestie, które nie przypadły mi do gustu – kreacja bohaterów i autentyczność związku bohaterów. Mam nadzieję na duży rozwój charakteru Callie i Mendaxa, który nada tej parze autentyczności.
Enemies to lovers, fantasy, motyw prób – brzmi jak książka idealnie wpasowująca się w mój gust. Pozycja ta wywołała u mnie jednak dość mieszane uczucia i nie umiem do końca powiedzieć dlaczego. Czy podobało mi się? Tak! Czy przeczytam drugą część? Owszem! Czy poleciłabym tę książkę jako obowiązkową dla każdego fana fantasy romansu? Nie jestem pewna.
Zobacz też: Zabij Mrok. Black Bird Academy – recenzja książki!
Egzemplarz ksiażki How Does It Feel? otrzymaliśmy do recenzji od Wydawnictwa Jaguar – dziękujemy!
Brak komentarzy